Szczyt na Alasce – Preludium do nowego rozdziału w ukraińskim konflikcie

Gdy Donald Trump i Władimir Putin uścisnęli sobie dłonie na czerwonym dywanie, a nad ich głowami przeleciał bombowiec B-2, a świat wstrzymał oddech. To spotkanie miało być przełomem w kwestii wojny w Ukrainie, która od ponad trzech lat pustoszy byłą republikę radziecką. Obaj przywódcy, wsiedli do jednej limuzyny, co trzeba uznać za kolejny symboliczny gest, który wzbudził zarówno nadzieję, jak i niepokój. Jednak po niemal trzech godzinach rozmów, świat nie otrzymał konkretnych odpowiedzi. Zamiast tego, dostaliśmy zapowiedź czegoś, co może być dopiero początkiem nowego, skomplikowanego etapu w tym krwawym konflikcie.
Spotkanie na Alasce nie było przypadkowe. Wybór tego miejsca, gdzie Rosja i Stany Zjednoczone są sąsiadami, oddzielonymi jedynie wąską Cieśniną Beringa, miał przypominać o historycznych powiązaniach i wspólnej przeszłości. Trump zadbał o teatralną oprawę: czerwony dywan, wspólna przejażdżka limuzyną „Bestia”, a nawet brak tłumacza podczas ich krótkiej rozmowy w samochodzie. Wszystko to miało pokazać, że obaj liderzy są gotowi do dialogu. Ale czy dialog ten przyniósł coś więcej niż wizerunkowe punkty dla obu stron?
Ekspert od mowy ciała Maurycy Seweryn zauważył w wypowiedzi dla polskich mediów, że obaj przywódcy starali się zbalansować swoje gesty dominacji – od uścisku dłoni po dotykanie łokcia czy przedramienia. To subtelna gra, w której żaden z nich nie chciał ustąpić. Putin, uśmiechnięty i pewny siebie, mówił o „braterskim narodzie ukraińskim” i konieczności „wyeliminowania pierwotnych przyczyn kryzysu”. Trump, z kolei, podkreślał „wielkie postępy”, choć przyznał, że „porozumienia jeszcze nie ma”. Obaj opuścili salę konferencyjną, ignorując pytania dziennikarzy o zawieszeniu broni czy los cywilów w Ukrainie, a to milczenie mówiło chyba więcej niż ich wcześniejsze deklaracje.
Choć spotkanie miało dotyczyć wojny w Ukrainie, brak przedstawiciela Kijowa przy stole negocjacyjnym był zauważalny. Prezydent Wołodymyr Zełenski poinformowany został przez Trumpa telefonicznie po rozmowach i, co ważne, nie krył obaw. „Rosja nie przygotowuje się do zakończenia wojny, lecz do nowych ofensyw” – ostrzegł, wskazując na ruchy rosyjskich wojsk i nieudaną próbę zajęcia miasta Dobropilla w obwodzie donieckim. Ukraiński doradca Mychajło Podolak jasno określił oczekiwania Kijowa: natychmiastowe zawieszenie broni, trójstronny format negocjacji i brak ustępstw terytorialnych. Tymczasem proukraińskie demonstracje w Anchorage i Kijowie przypominały, że dla wielu Ukraińców jakiekolwiek rozmowy z Putinem bez ich udziału to zdrada.
Unia Europejska, z wyjątkiem Węgier, również podkreślała, że pokój bez Ukrainy i gwarancji bezpieczeństwa dla całej Europy jest nie do przyjęcia. Polski wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz zauważył natomiast, że obecny moment jest najbliższy zawieszeniu broni od początku wojny, ale brak konkretów z Anchorage budzi kolejne obawy i pytania. Czy Trump, który otwarcie wyrażał podziw dla Putina, będzie w stanie narzucić sprawiedliwe warunki? A może, jak sugerują niektórzy, jego celem jest szybkie „rozwiązanie” konfliktu, nawet kosztem ukraińskich interesów, by móc ogłosić sukces na arenie międzynarodowej? Odpowiedź na to ostatnie pytanie nie jest tajemnicą, więc mówiąc otwarcie, prezydentowi USA, wcale nie chodzi o Ukrainę, jako taką.
Mimo optymistycznych tonów obu przywódców – Putin mówił o „konstruktywnej atmosferze”, a Trump o „ekstremalnie produktywnym spotkaniu” – brak konkretnych ustaleń wskazuje, że konflikt ukraiński może dopiero wchodzić w nową fazę. Putin zaskoczył jednak Trumpa propozycją kolejnego spotkania, ale tym razem w Moskwie, co sugeruje, że Rosja chce utrzymać inicjatywę w negocjacjach, a może nawet doprowadzić do pobudzenia kontaktów gospodarczych z USA. Tymczasem Trump zapowiedział rozmowy z NATO i Zełenskim, co może oznaczać, że próbuje balansować między presją wewnętrzną a międzynarodowymi oczekiwaniami.
Jednak w tle rozmów nadal toczy się wojna i jak donosi „Kyiv Independent”, w czasie spotkania Rosjanie przeprowadzali ataki na cele w Ukrainie, a ukraińskie drony odpowiadały uderzeniami na rosyjskie terytorium. To przypomnienie, że dyplomacja nie zatrzymuje krwi przelewanej na froncie. Bloomberg informuje, że USA rozważają nałożenie sankcji na rosyjskie koncerny naftowe, jeśli Putin nie zgodzi się na zawieszenie broni.
Należy jednak podkreślić, że w chwili planowania spotkania Putina z Trumpem na Alasce, nie padła propozycja, choćby kilkugodzinnego zawieszenia broni.
Powiedzieć trzeba też otwarcie, że spotkanie w Anchorage nie przyniosło przełomu, ale otworzyło drzwi do dalszych rozmów, choć kolejny raz można zapytać: w jakim kierunku one prowadzą? Czy będzie to prawdziwy proces pokojowy, uwzględniający interesy Ukrainy i Europy, czy raczej próba narzucenia „pokoju” na warunkach Moskwy, a może dla utrzymania interesów Stanów Zjednoczonych w regionie? Putin, wychwalając Alaskę jako miejsce spotkania, przypomniał o historycznych powiązaniach, ale też o rosyjskich ambicjach. Trump, z kolei, zdaje się wierzyć, że jego osobisty urok i negocjacyjne umiejętności wystarczą, by rozwiązać jeden z najtrudniejszych konfliktów współczesnego świata.
Dla Ukrainy, która straciła 19% swojego terytorium i zmaga się z codziennymi atakami, stawka jest jednak znacznie wyższa. Spotkanie na Alasce może być zaledwie preludium do długiego i trudnego procesu, w którym Kijów będzie musiał walczyć nie tylko z Rosją, ale i o swoje miejsce przy stole negocjacyjnym. Jak powiedział Zełenski, „najpierw ludzie muszą przestać umierać”. Póki co, Anchorage nie przyniosło odpowiedzi, jak to osiągnąć. Być może prawdziwa gra o pokój dopiero się zaczyna.
Bogdan Feręc
Fot. X The White House