Rozum z wypożyczalni: Premier bez doradców jest jak dziecko we mgle

Wyobraźmy sobie, że oto staje przed nami premier. Człowiek, który w założeniu powinien być liderem, wizjonerem, strategiem i mentorem narodu. A tymczasem – niczym mały, zagubiony chłopczyk w wielkim markecie – potrzebuje całej gromady doradców, by znaleźć dział z pieczywem, a co dopiero zaplanować cokolwiek w skali kraju.
Tak właśnie wygląda irlandzka polityka w roku 2025. Premier Micheál Martin zatrudnia ośmiu specjalnych doradców, którzy w sumie kosztują nas, podatników, ponad milion euro rocznie. Tak, dobrze przeczytaliście – milion euro za to, by polityczne elity miały mózgi na wynajem.
Departament Wydatków Publicznych opublikował szczegóły pakietów płacowych, które przyprawiają o zawrót głowy szybciej niż rachunek za prąd po kolejnym klimatycznym podatku Brukseli. Każdy z ośmiu doradców zgarnia bowiem ponad 100 000 euro rocznie, a najlepiej opłacany zastępca sekretarza – ponad 210 000 euro. Żeby było zabawniej, to więcej niż zarabia szef sztabu premiera Wielkiej Brytanii Morgan McSweeney – nawiasem mówiąc, pochodzący z Cork, który inkasuje „skromne”185 000 euro rocznie.
Przywódca Aontú Peadar Tóibín słusznie zauważył, że te wydatki są skandaliczne, bo ludzie piastujący wysokie stanowiska „nie mają pojęcia o realiach życia zwykłych ludzi”. I rzeczywiście – jak mają je mieć, skoro otacza ich ośmiu specjalistów od mówienia im, co mają myśleć?
*
Porównajmy: roczne pensje tych doradców to trzykrotność kosztu postawienia porządnej wiaty na rowery. Tylko że w tym przypadku nikt z nas nie ma do niej klucza, a w środku nie ma ani rowerów, ani narzędzi – jedynie próżnia intelektualna w eleganckich garniturach, za które płacimy my. To symbol naszych czasów – politycy bez samodzielności myślowej, kupujący rozum na abonament i płacący za niego pieniędzmi ludzi, którzy sami muszą wiedzieć, jak przeżyć od pierwszego do pierwszego.
Strach zapytać, co by się stało, gdyby premier musiał podejmować decyzje bez ośmiu doradców i sztabu sekretarzy? Ale na takie eksperymenty społeczne nas nie stać, bo od dekad wybieramy polityków, którzy sami nic nie wiedzą, więc rządzą krajem z pomocą tych, których stać, by za ich myśleli.
Oto polityczna elita w pigułce: dziecko we mgle prowadzone przez ośmiu wysoko opłacanych przewodników. Tyle że to my płacimy za bilety wstępu do tego kabaretu, choć to nie my jesteśmy zagubieniu w tym świecie najbardziej.
Bogdan Feręc
Źr. Breaking News
Photo by BUDDHI Kumar SHRESTHA on Unsplash