Rezerwuj z ostrożnością: Booking.com pod lupą, a branża hotelowa domaga się miliardów

Ponad 900 irlandzkich hoteli może dołączyć do pozwu przeciwko gigantowi turystycznemu. Czy platformy online grają z nami fair?
Wydawało się, że to układ idealny: klient szuka hotelu, znajduje świetną ofertę na Booking.com, rezerwuje w dwie minuty, a hotel tylko się cieszy. Problem w tym, że – jak się okazuje – przez lata to właśnie hotele były tymi, którzy płacili za tę wygodę najwięcej. I to nie tylko prowizją.
Booking.com, cyfrowy gigant z Amsterdamu, stoi dziś w ogniu zbiorowego pozwu, w którym irlandzka branża hotelarska domaga się milionowych odszkodowań. Powód? Tzw. klauzule parytetowe, które przez blisko dwie dekady skutecznie uniemożliwiały hotelom oferowanie niższych cen na własnych stronach internetowych niż te, które pojawiały się na Booking.com.
Brzmi jak detal dla nerdów od prawa konkurencji? Może i tak – dopóki nie zdamy sobie sprawy, że w grze są dziesiątki milionów euro, które mogły zostać w kieszeniach hotelarzy albo w naszych portfelach.
Ukryte koszty „wygody”
Kiedy Booking.com promował się jako „najlepsze ceny w sieci”, rzeczywistość wyglądała inaczej. Hotele były zmuszone do utrzymywania identycznych stawek na wszystkich kanałach – nawet jeśli chciały zaoferować swoim bezpośrednim klientom coś lepszego. I jeśli myślisz, że to tylko sprawa między hotelem a platformą, przypomnij sobie, ile razy płaciłeś „trochę za dużo” za pokój, bo „takie są ceny wszędzie”.
Skoro jednak hotele nie mogły obniżyć ceny bez ryzyka zerwania współpracy z platformą to, kto naprawdę miał tu wybór?
Przyjaciel czy pasożyt?
Booking.com tłumaczy się, że klauzule były potrzebne, by chronić ich interes, żeby klienci nie traktowali ich jak darmowej wyszukiwarki, a potem rezerwowali taniej u źródła. Ale czy to znaczy, że firmy korzystające z platform online powinny godzić się na warunki, które skutecznie pozbawiają je kontroli nad własną ceną?
Według Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości – nie. Orzeczenie z ubiegłego roku jasno mówi, że tego typu zapisy naruszają unijne prawo konkurencji. I teraz nadchodzi czas rozliczeń.
Pozew jak tsunami
Do pozwu zbiorowego zainicjowanego w Amsterdamie mogą dołączyć już nie tylko pojedyncze hotele, ale całe organizacje branżowe. W samej Irlandii może to być nawet 900 obiektów – od luksusowych hoteli po rodzinne pensjonaty.
„To bezprecedensowe działanie, które ma pokazać, że platformy online nie są bezkarne” – mówi Paul Gallagher, dyrektor Irlandzkiej Federacji Hoteli. „Od lat płacimy zawyżone prowizje. Teraz nadszedł czas, by się z tego rozliczyć”.
Platformy, które pożerają swoich partnerów?
Czy Booking.com to jedyny taki przypadek? Trudno oprzeć się wrażeniu, że nie. Wiele firm działających przez platformy e-commerce, aplikacje dostawcze czy systemy rezerwacyjne, coraz głośniej mówi o tym, że „współpraca” z cyfrowymi gigantami często przypomina grę w jedną stronę – i to nie tę hotelową.
Dla klientów oznacza to jedno: może warto czasem kliknąć trochę dalej niż pierwsze wyniki w wyszukiwarce. A dla firm – pojawił się jasny sygnał, że świat cyfrowych pośredników też musi grać według reguł.
Reasumując:
To nie tylko batalia o pieniądze. To sygnał ostrzegawczy: w świecie online wszystko może wyglądać prosto, wygodnie i tanio, ale nie zawsze takie jest. Jeśli Booking.com może przez lata ograniczać konkurencję, to co robią inne platformy, których nie widać na pierwszych stronach gazet? Być może nadszedł czas, by zapytać: kto naprawdę rezerwuje – my, czy algorytm?
Bogdan Feręc
Źr. Independent