Prezydent, który buduje jedność?

Jeszcze niedawno wydawało się, że każdy nowy prezydent w Polsce to wariant sprawdzony i przetestowany: rasowy polityk, z piętnastoma latami doświadczenia w Sejmie, Senacie lub w partyjnych gabinetach, który – jak zegarek – powtarza te same rytuały, gesty i retoryczne formułki.
A tu nagle wchodzi Karol Nawrocki i… wszystko zaczyna wyglądać inaczej. Jeszcze przed jego zaprzysiężeniem „czułem w kościach”, że może być inaczej, że wreszcie nadchodzi ktoś, kto nie będzie tylko kolejnym punktem w statystyce politycznych karier. Czy miałem rację? Wydaje się, że tak – i to z każdym dniem coraz bardziej ta myśl jest ze mną.
Podczas wczorajszego Święta Wojska Polskiego prezydent Nawrocki ponownie mówił o jedności społeczeństwa. I wiecie co? Nie brzmiało to jak formułka wyciągnięta z podręcznika dla polityków. Brzmiało jak świadome przesłanie, jak próba pokazania, że Polska nie musi dzielić się na obozy, a jej obywatele mogą się porozumieć, nawet jeśli się różnią. I w tym właśnie tkwi siła Nawrockiego: koncyliacyjność wobec rządu, zdolność budowania mostów tam, gdzie inni stawiają mury.
Oglądając go w akcji, widać też coś, czego wielu polityków nigdy nie opanowało – luz. Owszem, wciąż widać ślady spięcia podczas oficjalnych wystąpień, jednak ten luz, który zaczyna się wyraźnie przebijać, jest czymś więcej niż tylko wygodą w mówieniu do kamery. To sygnał dla społeczeństwa: „Nie musicie się bać, można rozmawiać inaczej, można być sobą, a jednocześnie pełnić funkcję głowy państwa”.
I właśnie to odróżnia Nawrockiego od jego poprzedników – klasycznych, wyćwiczonych w politycznych gabinetach maszyn do mówienia, które nie mają twarzy ani charakteru.
Co więcej, prezydent udowadnia, że jedność nie jest pustym słowem. Można być w opozycji wobec własnego rządu, można mieć swoje zdanie, a jednocześnie dążyć do konsensusu. W dobie skrajnych podziałów politycznych to nie jest mało. To wręcz ekskluzywny rodzaj odwagi – nie politycznej agresji, ale odwagi cywilnej.
Patrząc na to wszystko, coraz bardziej podoba mi się nowy prezydent. Widać, że rozumie znaczenie symbolu, który reprezentuje, i że nie chce go zamienić w kolejny trybik w jakiejś partyjnej maszynie. Nawrocki pokazuje, że społeczeństwo może być zjednoczone, że można prowadzić dialog i że urząd prezydenta nie musi być sceną permanentnej wojny politycznej.
I tak wracamy do pytania: czy miałem rację, mówiąc jeszcze przed zaprzysiężeniem, że to może być najlepsza głowa państwa, jaką mieliśmy od 1989 roku?
Patrząc na jego pierwsze dni w Pałacu Prezydenckim, trudno temu zaprzeczyć. Karol Nawrocki nie jest rasowym politykiem z kilkunastoletnim stażem, nie ma też politycznej gęby znanej z ekranu, bo nie musi. Jest kimś innym – kimś, kto nie boi się być sobą, kto stara się łączyć, kto pokazuje, że jedność jest możliwa, a polityka nie musi być teatrem groteski. I w tym tkwi największa siła, jego siła…, zawierająca się w prostocie, autentyczności i odwadze, by być prezydentem inaczej niż wszyscy poprzednicy.
Dzisiaj przyjmuję, że tak właśnie jest, ale tylko dzisiaj, ponieważ jutro mogę powiedzieć, że zaprzedał się obozowi, który popierał go w kampanii prezydenckiej.
Bogdan Feręc
Fot. Kadr z transmisji – Wirtualna Polska