Nieprawda, która „kopie”

Wyobraźmy sobie taką scenę: studio telewizyjne, ciepłe światło reflektorów, prowadząca poprawia kartki, a polityk – jak to polityk – właśnie zaczyna swoje ulubione zdanie: „Prawda jest taka, że…” i wtedy pstryk! – drobny trzask, zapach ozonu w powietrzu, a delikwent podryguje na krześle jak uczestnik kursu tańca współczesnego. Bo oto, moi drodzy, spełnia się sen narodu – każdy polityk podłączony jest do wykrywacza kłamstw, który nie tylko wskazuje, że ktoś opowiada półprawdy, ale od razu wychowawczo aplikuje malutki, elektrostymulujący impuls.
Nie mówimy tu o torturach rodem z filmów sensacyjnych – absolutnie nie. To raczej taka niewinna iskierka, która wprowadza do życia publicznego element szczerości i… kabaretu. Bo kiedy minister finansów z poważną miną stwierdza, że „inflacja jest pod kontrolą”, a jego ręka mimowolnie wyrzuca w górę szklankę wody, to widzowie czują, że oto poezja demokracji wreszcie zaczęła rymować się z prawdą. Wyobraźmy sobie konferencję prasową w Sejmie albo irlandzkim Dáil. Polityk deklaruje: „My nigdy nie kłamiemy” – i w tym momencie całe podium wygląda jak sala fitness: jeden podskakuje, drugi rwie mikrofon z rąk, a trzeci nagle zyskuje nową fryzurę w stylu „afro” od napięcia. Transparentność? A i owszem – nie trzeba już dziennikarzy śledczych, bo każde kłamstewko kończy się małym pokazem tanecznym.
Radio? Bajka! Słuchasz przemówienia w aucie, a w tle – zamiast jednostajnego bełkotu – słyszysz rytmiczne „bzzzt, bzzzt”, niczym perkusję w muzycznym remiksie. Telewizja? Najlepszy program rozrywkowy w historii. Prawdziwy reality show, gdzie wreszcie nie widzimy nudnych deklaracji, ale spontaniczny taniec prawdy, podlany szczyptą energii elektrycznej – oczywiście z wiatraków.
A prasa? Każdy wywiad z politykiem musiałby mieć specjalne oznaczenia: jedna błyskawica przy lekkim naginaniu faktów, dwie przy poważnym mijaniu się z rzeczywistością, a trzy – kiedy rozmówca zaczął już fantazjować jak dziecko na karuzeli.
Powie ktoś: „Ale to brutalne, tak razić prądem ludzi”. Nie, proszę państwa to nie brutalność, ponieważ to edukacja! To jak tresura, tylko bardziej humanitarna niż w odwrotnym kierunku. W końcu, jeśli przez lata obywatele są karmieni kłamstwem, to może dla równowagi wypada, żeby politycy zostali delikatnie przypieczeni. Coś jak tost – złocisty, chrupiący i gotowy do zjedzenia.
Ba, jestem pewien, że naród pokochałby taki system. W sondażach zaufania nie liczyłoby się już, kto co obiecuje, ale kto popełnił najmniej podskoków w tygodniu. Wreszcie prosta, przejrzysta metoda oceny! „Panie pośle, gratulacje – tylko trzy porażenia w tym kwartale, to już poziom świętego!” I w ten sposób polityka, zamiast być festiwalem pustosłowia, stałaby się widowiskiem, które naprawdę przyciąga uwagę. Bo któż z nas nie chciałby zobaczyć, jak premier tłumacząc, że „sytuacja jest stabilna”, nagle wykonuje piruet jak tancerz baletowy?
Może właśnie tego nam trzeba: trochę prawdy, trochę prądu i dużo śmiechu. Bo jak mawiał klasyk – „prawda was wyzwoli”, a jeśli nie wyzwoli, to przynajmniej lekko kopnie.
Oczami jeszcze głębszej fantazji i wyobraźni widzę, jak taki np. Donald Tusk, czy inny Morawiecki mówi: „Bohaterów… Prądem?”.
Bogdan Feręc
Photo by Isi Parente on Unsplash