Młodzi ludzie wybierają ulicę zamiast pubu

Wyobraź sobie Dublin. Słońce zachodzi nad miastem, a w powietrzu unosi się gwar rozmów i śmiechu. Gdzie to wszystko się dzieje? W tętniących życiem pubach? Niekoniecznie. Coraz częściej to ulice, czy brzegi kanałów, stają się centrum wieczornych spotkań młodych ludzi. Nie jest to jednak wybór podyktowany modą. To głośny sygnał o narastającym problemie: młodych ludzi, których zwyczajnie nie stać na wyjścia do pubów.
„Naprawdę nie stać mnie na chodzenie do barów” – to zdanie słyszy się coraz częściej z ust przedstawicieli pokolenia millenialsów i Z. W obliczu galopujących cen jedzenia i napojów – tradycyjne wyjścia do pubu, będące przez lata podstawą irlandzkiej kultury społecznej, stały się luksusem dostępnym dla coraz mniejszej ilości osób. Młodzi ludzie, którzy z trudem wiążą koniec z końcem, muszą dokonywać bolesnych wyborów: kupić jedzenie na kolejny tydzień czy pozwolić sobie na trzecie piwo ze znajomymi? Odpowiedź jest zazwyczaj brutalna.
Sytuacja jest złożona. Młodzi ludzie w Irlandii zmagają się z rekordowo wysokimi kosztami codziennego życia. Perspektywa zakupu własnego domu wydaje się odległa, wręcz nierealna. Do tego dochodzą astronomiczne ceny najmu, a koszty dojazdów do pracy potrafią pochłonąć znaczną część tygodniowej pensji. W tym środowisku, każde dodatkowe euro wydane na rozrywkę staje się ciężarem.
Jednak ludzka potrzeba wspólnoty, przynależności i socjalizacji jest niezmienna i silna. Młodzi ludzie, tak jak każde inne pokolenie, pragną spotykać się, rozmawiać, śmiać się i tworzyć wspomnienia. Kiedy drzwi pubów stają się dla nich zamknięte z powodu cen, zaczynają szukać alternatyw. I tak narodziła się idea „trzeciego miejsca” – przestrzeni poza domem i pracą, gdzie można swobodnie spędzać czas, bez konieczności ponoszenia kosztów.
Dublin jest tego idealnym przykładem. Młodzi ludzie przejęli ulice i przestrzenie publiczne, przekształcając je w swoje nieformalne centra towarzyskie. Zamiast siedzieć w pubach, z drogim drinkiem w ręku, zbierają się na chodnikach, przy kanałach, dzieląc się jedzeniem przyniesionym z domu i rozmawiając do późnych godzin nocnych. To ich forma buntu, a zarazem dowód na ogromną kreatywność i potrzebę bycia razem.
Niestety, ta spontaniczna adaptacja przestrzeni publicznych nie zawsze spotyka się z aprobatą. Mieszkańcy, przyzwyczajeni do ciszy i spokoju, często sprzeciwiają się zgromadzeniom, widząc w nich jedynie hałas i zakłócanie porządku. Jednak ignorowanie przyczyn tego zjawiska byłoby błędem.
To, co dzieje się na ulicach Dublina i innych irlandzkich miast, to apel o dostępne przestrzenie społeczne. Młodzi ludzie w Irlandii nie chcą rezygnować z życia towarzyskiego. Oni po prostu domagają się miejsc, gdzie będą mogli zaspokoić swoją potrzebę wspólnoty bezpłatnie lub za niewielką opłatą. To sygnał, że tradycyjne modele spędzania wolnego czasu wymagają przemyślenia i dostosowania do nowej rzeczywistości ekonomicznej.
Problem ten to nie tylko kwestia ekonomiczna, ale także społeczna. Brak dostępu do przystępnych cenowo form socjalizacji może prowadzić do izolacji, frustracji i poczucia wykluczenia wśród młodych ludzi. Jest to wyzwanie, które wymaga uwagi zarówno ze strony władz miejskich, jak i całej społeczności.
Może nadszedł czas, aby zastanowić się, jak stworzyć więcej przyjaznych, tanich i dostępnych przestrzeni dla młodego pokolenia, zanim puby staną się jedynie wspomnieniem w ich osobistych historiach?
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by Dogancan Ozturan on Unsplash