Medialna manipulacja – prawda czy fałsz?

I tak, i nie. Wszystko zależy od punktu widzenia, ale także od wielu innych czynników. Owszem, płytsza i głębsza manipulacja istnieje, co utwierdza społeczeństwo w przekonaniu, że „media kłamią”.
To jednak tylko jedna strona medalu, którą rozwinę za chwilę. Od dawna bowiem uważam, że użytkownicy globalnej sieci są manipulowani nie tylko przez media głównego nurtu, lecz także przez samych jej współużytkowników. Przykłady można by mnożyć bez końca. Nie chodzi mi przy tym o twórców wszelkiej maści teorii spiskowych – nierzadko absurdalnych – lecz o tych, którzy kreują się na „przekazicieli prawdziwych wiadomości”.
Z takim przypadkiem zetknąłem się dziś rano, przeglądając doniesienia ze świata, czasami bowiem posiłkuję się również treściami z TikToka.
Wpadła mi w ręce informacja, że Iran rzekomo aresztował szpiegów pochodzących z Ukrainy. Ukrainy, której – jak chyba większość już wie – zwolennikiem nie jestem. Temat wydał mi się więc idealny, zwłaszcza że autor tego filmiku, przez nieuwagę (co jest rzadkością), podał źródło. Postanowiłem więc tam zajrzeć.
Otworzyłem wskazaną stronę, przejrzałem najnowsze newsy, ale nie znalazłem tej informacji. Skorzystałem więc z przypisanej do portalu wyszukiwarki, wpisując ogólne hasła, aby rozszerzyć zakres poszukiwań. Po kilku milisekundach pojawił się komunikat, że niczego nie znaleziono.
Nie zrażony, uznałem, że może błędnie definiuję kryteria wyszukiwania. Zamiast więc szukać na podanej stronie, wszedłem na portale bardzo poważnych i wiarygodnych mediów. Przejrzałem Al Jazeerę, irańską agencję prasową IRNA, a także Mehr News Agency. Nic. Ani słowa o aresztowaniu Ukraińców, a tym bardziej szpiegów.
I teraz tak – w internecie można napisać i udostępnić wszystko. Skoro jednak oskarżamy media o manipulację i kłamstwa, bądźmy sprawiedliwi: domorośli informatorzy społeczni również powinni podlegać tej samej ocenie.
Obecnie zarzuty o medialne kłamstwa kierowane są wyłącznie w stronę tzw. mainstreamu, choć w istocie rzadko mamy tam do czynienia z kłamstwem wprost. To raczej odpowiednio przygotowane fakty, uwypuklające pewne zjawiska lub wydarzenia, aby dotrzeć do konkretnego odbiorcy. Grupy docelowe są ściśle określone, a każdy wydawca wie, w którą stronę ma zmierzać jego narracja. Najczęściej prezentowana jest opcja liberalna lub konserwatywna, rzadziej centrowa.
W Polsce mamy wyraźny podział mediów na prawicowe i lewicowe, co wydawcy i nadawcy nawet przestali ukrywać. W efekcie jedna część społeczeństwa czerpie informacje z kanałów konserwatywnych, a druga – z liberalnych.
W Irlandii takiego podziału praktycznie nie ma. Tutaj media zazwyczaj dobrze piszą o opcji rządzącej, opozycję traktują łagodnie, dając jej dostęp i wolność wypowiedzi, ale na tym właściwie kończy się krytyczna rola dziennikarstwa. Jeśli zaś mówimy o „demokratyzacji mediów” w Irlandii, wygląda to tak, że istnieje jeden ogólnokrajowy tytuł zajmujący się w miarę rzetelną oceną pracy polityków, podczas gdy inne są w praktyce organami partii politycznych.
Na koniec zadajmy sobie pytanie: czy kiedykolwiek skończy się oskarżanie mediów o manipulację i kłamstwa? Nie. I nigdy nie będzie pełnej niezależności oraz bezstronności, bo te zależą zarówno od poglądów dziennikarzy – a każdy przecież jakieś ma – jak i od nacisków osób finansujących medialne przedsięwzięcia.
Smutne jest tylko to, że ludzie, którzy z zapałem mówią „media kłamią”, sami często nie są bez winy. I być może ich wina jest nawet większa niż ta, którą przypisują zawodowym dostarczycielom wiadomości.
Bogdan Feręc
Fot. mat. internetowe / Photo by camilo jimenez on Unsplash