Kosmiczne cząstki, morskie robaczki i drony z AI – czyli jak wydać 5 milionów euro z naukowym rozmachem

W świecie, gdzie inflacja gryzie jak komary, a system ochrony zdrowia ledwo zipie, zawsze miło wiedzieć, że 5,25 miliona euro można przeznaczyć na rzeczy naprawdę ważne. Na przykład na to, jak słońce strzela cząstkami w kosmos, co knuje odporność u morskich glutów, albo jak sprawić, by drony patrzyły przez ściany bez użycia oczu. I nie – to nie nowy sezon „Black Mirror”. To prawdziwa nauka, hojnie wsparta przez Royal Society.
Royal Society, czyli brytyjska elita naukowa z nieprzyzwoicie dużym portfelem, przyznała właśnie bajecznie wyglądające dofinansowanie trójce badaczy z Irlandii.
Do tych oto szczęśliwców należą:
- Dr Laura Hayes z Dublin Institute for Advanced Studies – planuje dowiedzieć się, jak Słońce kopie cząsteczki w przestrzeń kosmiczną podczas swoich rozbłysków. Wszystko po to, żeby może kiedyś nasze satelity nie zaczęły zachowywać się jak toster po burzy.
- Dr Anthony Redmond z UCD – rusza na bezkręgową krucjatę w morskie głębiny, by zbadać, jakimi sztuczkami odporność bawi się u stworzeń bez kręgosłupa. Może przy okazji znajdziemy nowy lek, a może tylko nowy sposób, by mówić „glony są ważne”.
- Dr Boris Galkin z Tyndall National Institute – nie zadowala się mapami z Google, więc postanowił stworzyć nową technologię dronów, które przy pomocy odbitych fal radiowych będą „widzieć” miasto lepiej niż architekt z linijką. Słowo klucz: sztuczna inteligencja. W razie czego można też dodać, że pomoże w akcjach ratunkowych. Brzmi lepiej.
Granty nazwano URF – Uniwersyteckie Stypendia Badawcze, które mają pozwolić naukowcom „rozwijać niezależne programy badawcze” przez osiem lat. Czyli: pracować spokojnie bez martwienia się, że ktoś zapyta „co z tego?”.
Nie należy jednak rozumieć tego źle, bo to fascynujące badania. Każdy, kto kiedykolwiek zastanawiał się, jak drony mogą widzieć jak echolokacyjne nietoperze z doktoratem, będzie wniebowzięty. A kto nie chciałby wiedzieć, które morskie dziwadło wyleczy nas z superbakterii, które sami sobie wyhodowaliśmy przez prawdopodobnie, nadużywanie antybiotyków.
Organizacja Research Ireland również przyjęła wieść z zachwytem, być może dlatego, że granty nie pochodzą z ich kieszeni. Trzeba jednak przyznać, że wspieranie nauki – nawet tej, której nie ogarniamy bez trzech kaw i Google Translate – to nadal lepszy pomysł niż kolejna rzeźba z brązu na rondzie.
*
Sarkazm jednak na bok, gdyż to dobra wiadomość. Inwestycja w badania to inwestycja w przyszłość, nawet jeśli dziś brzmi to jak odcinek „Nauka dla zaawansowanych kosmitów”. Zamiast kolejnej kiepskiej kampanii promocyjnej czy PR-owej łatki, mamy coś realnego, ambitnego i – kto wie – być może nawet przełomowego. Jednak pamiętajmy, że dopóki nie zobaczymy drona robiącego mapy piwnicy albo leku z muszli ślimaka na wszystko, co nas zabija – pozwólcie, że zostanę lekko sceptyczny.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by Guillermo Ferla on Unsplash