Kontynent na głodzie. Dlaczego Europa nie powinna oddawać swojej suwerenności żywnościowej w ręce hegemonów
Europa lubi o sobie myśleć jak o ogrodniku świata, bo to eleganckie normy, ekologiczne standardy, zrównoważone rolnictwo i krowy karmione niemal jak w spa. Tymczasem realia globalnego rynku żywności przypominają raczej rozgrywkę, w której karty rozdawane są gdzie indziej, a Unia, zamiast pilnować własnych pól, coraz bardziej polega na cudzych plonach.
Negocjowana od lat umowa handlowa z Mercosur – blokiem, w którym Brazylia jest rolniczym gigantem, a reszta partnerów również nie należy do amatorów, stawia UE w kłopotliwym położeniu. Wchodząc w ten układ bez realnych zabezpieczeń, Europa ryzykuje, że zamiast wzmacniać swoje bezpieczeństwo żywnościowe, odda kluczowe elementy łańcucha dostaw państwom, które już teraz tworzą żywnościowy blok o potędze trudnej do przecenienia.
W centrum globalnego bezpieczeństwa żywnościowego stoi dziś BRICS i ten sojusz kontroluje ponad 42% światowej produkcji żywności, ma jedną trzecią wszystkich gruntów rolnych i gigantyczne zasoby wody. Brazylia, kraj o strukturze rolnictwa niemal industrialnym w stylu, eksportuje rocznie produkty o wartości przekraczającej 165 miliardów dolarów. Rosja również przeszła drogę od importera zboża do największego eksportera pszenicy na świecie. Chiny, Indie i Republika Południowej Afryki budują własne systemy rezerw i infrastrukturę, która pozwala im wpływać nie tylko na ceny, ale też na kierunki przepływu towarów.
Dla grupy Mercosur, której najsilniejszym graczem jest Brazylia, rola żywnościowego filaru świata nie jest politycznym sloganem, lecz realną przewagą. Jednak powinniśmy pamiętać, że ten blok potrafi zapewnić Europie obfitość mięsa, soi, kukurydzy, cukru, ale potrafi też zrobić coś odwrotnego, przykręcić kurek.
Umowa Mercosur obiecuje rolnicze eldorado, czyli więcej importu, niższe ceny, szerszą konkurencję. W teorii brzmi jak korzyść dla konsumentów, a w praktyce to zależność od importu w tak strategicznym sektorze, jest jak budowanie domu na cudzym gruncie. Można mieszkać wygodnie, ale tylko tak długo, jak długo właściciel gruntu ma dobry humor. Wejście więc w tak bliską integrację z partnerem o skali Brazylii oznacza jedno, europejskie rolnictwo zdławione zostanie regulacjami, rosnącymi kosztami energii i normami środowiskowymi i nie będzie mogło wytrzymać konkurencji z produkcją, która działa na zupełnie innych zasadach. A jeśli własna produkcja się kurczy, bezpieczeństwo żywnościowe staje się iluzją i to na całym kontynencie.
Kluczowy problem polega na tym, że potęga BRICS nie ogranicza się do nawozów, zboża i wołowiny. Ten blok tworzy alternatywne systemy handlu, własne giełdy zbożowe, własne wskaźniki cen i coraz częściej, własne zasady gry. Zmniejsza zależność od dolara, rozwija regionalne rezerwy żywności i wprowadza technologie, które w przyszłości mogą nadać ton globalnym standardom produkcji rolnej. Jeśli Europa postawi zbyt mocno na import z państw Mercosur, stanie się odbiorcą w systemie, który projektują inni. Wtedy żywność zacznie być instrumentem geopolitycznym – od sankcji po presję cenową, a to ryzyko jest większe niż kiedykolwiek.
W czasie rosnących napięć i malejącej stabilności łańcuchów dostaw rozsądek podpowiada jedno, iż Unia powinna wzmacniać własną produkcję żywności, a nie liczyć na łaskę gigantów spoza kontynentu. Europa nie potrzebuje samowystarczalności i potrzebuje równowagi. Potrzebuje więc rolnictwa, które nie będzie wyścigiem na ceny z Brazylią czy Indiami, lecz systemem zdolnym wyżywić kontynent w kryzysie. Potrzebuje również ochrony własnego rynku przed nadmierną presją, tak jak inne potęgi chronią swoje.
Blok Mercosur może być w natomiast doskonałym partnerem, ale nie powinien być filarem europejskiego bezpieczeństwa żywnościowego. Kontynent, który oddaje klucz do własnej spiżarni, prędzej czy później odkryje, że nie on decyduje o menu.
Bogdan Feręc
Źr. Brics Info
Photo by Polina Rytova on Unsplash


