Jak Karol Nawrocki rozgrywa Polskę po cichu

Obserwuję Karola Nawrockiego od pierwszego dnia jego prezydentury, a nie z perspektywy politycznej, bo tu, jak każdy zawodowy obserwator polskiego cyrku politycznego, niczego nowego się raczej nie spodziewałem – i się nie zawiodłem. Interesowało mnie coś zupełnie innego: człowiek, jego gesty, sposób mówienia, kontakt z ludźmi. Bo prezydentura to nie tylko podpisy pod ustawami, to również sztuka – momentami wręcz teatralna – bycia wśród ludzi. A Nawrocki, choć początkowo przypominał statystę, który pomylił scenariusze i wszedł nie do tej sztuki, dziś jest już prawie jak urodzony aktor, choć nie robi tego dla oklasków.

W pierwszych tygodniach jego kadencji widać było jeszcze tę „prezydencką sztywność” – taką charakterystyczną dla nowo mianowanych dygnitarzy, którzy nie wiedzą, czy już wolno się uśmiechnąć, czy może jeszcze trzeba udawać, że konstytucja ich przygniotła. Ale coś się w nim zmieniło, bo pojawił się już luz, dystans i uśmiech, który nie wygląda jak wklejony przez PR-owca na stażu. Wygląda na to, że Karol Nawrocki przestał być „urzędnikiem z plakatu”, a stał się kimś, kogo naprawdę można lubić, a może bardziej polubić w przyszłości.

To akurat w Polsce nowość, bo tu prezydent z reguły siedzi za pancerną szybą – dosłownie i mentalnie. A tymczasem Nawrocki daje się dotknąć, zagada, pstryknie – niejedno – selfie, a lubi nawet przybić piątkę z dzieciakiem i z kimś, kto jeszcze dwa lata temu pisał o nim w internecie, że „to ten od IPN-u, co tylko żyje historią”. Zaskakujące? I tak, i nie, bo Karol Nawrocki najwyraźniej zrozumiał coś (albo taki był zawsze), czego nie pojmują politycy z wiecznym grymasem martyrologii na twarzy, że prezydent XXI wieku musi być trochę celebrytą, trochę stand-uperem, a trochę starszym bratem narodu.

Najbardziej chyba fascynujący jest jednak jego kontakt z młodymi. Nie traktuje ich z góry, nie prawi morałów w stylu „za moich czasów”. Widać, że słucha, żartuje, rozumie ich język. To nie jest prezydent, który boi się TikToka – to raczej ktoś, kto w razie czego sam wrzuciłby filmik z wizyty w szkole z podpisem: „Dzieci mnie lubią, bo nie udaję, że wiem, jak działa Snapchat”. I może właśnie w tym tkwi jego sekret, nie sili się na autorytet, tylko jest nim naturalnie – pokazuje, jak może zachowywać się człowiek – nawet na wysokim stanowisku.

Jeśli tak dalej pójdzie, to nasi zawodowi politycy mają powód do niepokoju. Bo Karol Nawrocki robi się „zwierzęciem salonowym” – w najlepszym tego słowa znaczeniu. Człowiekiem, który potrafi się odnaleźć wszędzie: w kościele, w kawiarni, na Facebooku i w telewizyjnym studiu. Nie jest z tektury, nie jest z plastiku, a to w Polsce, kraju politycznych manekinów, już samo w sobie czyni go gatunkiem egzotycznym.

Czasem mam wrażenie, że gdyby dziś kazał ludziom pójść z nim na Sejm, Senat i Kancelarię Premiera – poszliby. Nie dlatego, że jest charyzmatycznym przywódcą na miarę Piłsudskiego, ale dlatego, że jest zwyczajnie… normalny. A normalność, paradoksalnie, staje się w Polsce towarem deficytowym. Oczywiście, nie ma co popadać w przesadę – na razie to tylko początki. Druga kadencja wydaje się niemal pewna, o ile po drodze nie spie*rzy czegoś spektakularnie, co zawsze powtarzam. Bo w Polsce, jak wiemy, jeden nieudany żart, jakiś wygłup w złym momencie może być politycznym samobójstwem. Ale najciekawsze nie jest to, co będzie za pięć lat. Najciekawsze jest, co może wydarzyć się za sześć, gdy „prezydenckie stronnictwo” Karola Nawrockiego, nawet nieformalnie, zacznie dominować w przestrzeni publicznej.

Nie mam wątpliwości, że on powoli je buduje – z uśmiechem, z bez górnolotnych słów, ale robi to konsekwentnie. Nie w gabinetach i nie w sejmowych kuluarach, on je buduje w ludziach. Robi to w każdej warstwie społecznej, ale głównie w średniej, która nie chce już słuchać ani moralizatorów z lewej, ani mesjaszy z prawej. W tych młodych, którzy w polityce nie widzą sensu, dopóki ktoś nie pokaże im, że można inaczej.

Niektórzy powiedzą: niemożliwe, ale to samo mówiono o każdym, kto kiedykolwiek zyskał autentyczne poparcie społeczne w tym kraju. Tymczasem jednak dzieje się coś ciekawego, co obserwuję już od jakiegoś czasu i nawet jego najzagorzalsi przeciwnicy zaczynają milknąć. Tonują komentarze, przestawiają akcent drwiny, jakby nagle zaczęło brakować im amunicji. Oczywiście, co jakiś czas podnoszą głos oburzenia, gdy prezydent wetuje kolejny rządowy projekt, ale to już bardziej rytuał niż realny sprzeciw. To taki głos sprzeciwu dla samego rytuału, żeby nie zapomnieć, że kiedyś głosowali na Trzaskowskiego.

Fanatycy z obu stron wciąż oczywiście istnieją – jedni gotowi bronić Nawrockiego do ostatniej kropli atramentu w długopisie, drudzy – zniszczyć go jednym wpisem w internecie. Ale uważnie śledząc te komentarze, można zaobserwować, że i między nimi rośnie coś, czego dawno w Polsce nie było: sympatia bez ideologii.

Nie wiem, czy to nowa jakość, czy po prostu efekt zmęczenia polityczną spiną, ale faktem jest, że Nawrocki powoli staje się „naszym” prezydentem – nie dlatego, że wszyscy się z nim zgadzamy, tylko dlatego, że nie mamy ochoty go nienawidzić.

A to, proszę Państwa, w Polsce – cud.

Kończąc, gdy patrzę dziś na Karola Nawrockiego, tego łobuza, który z chłodnego historyka przeobraził się w człowieka, którego chciałoby się zaprosić na grilla, myślę sobie: może to właśnie taka prezydentura jest nam potrzebna? Trochę niepoprawna, trochę swojska, z uśmiechem i luzem.

Nie głosowałem na niego, co kolejny raz przyznaję, ale jeśli utrzyma ten kurs – nie zdziwię się, jeśli za parę lat to właśnie on rozdawać będzie karty. Bo w kraju, gdzie polityka to niekończąca się telenowela pełna podstarzałych i zgryźliwych aktorów, każdy, kto potrafi wywołać uśmiech na twarzach, zyskać sympatię i pozostać sobą – staje się niebezpieczny dla swoich adwersarzy.

A Karol Nawrocki właśnie takim się staje – z klasą, ale niebezpieczny i to dla Donalda Tuska, jak i Jarosława Kaczyńskiego, bo ich obu chętnie widziałbym już na śmietniku polityki, gdzie wspominaliby swoje czasy świetności. Tak na marginesie, chcę w polityce ludzi młodych, takich czterdziestolatków, którzy nie są obciążeni wychowaniem w PRL-u, a i daleko im od podle staromodnego myślenia. 

Żeby założyć na to wszystko klamrę, Nawrocki wciąż mówi w publicznych wystąpieniach, że jest tylko urzędnikiem, a dawno nie słyszałem tego w ustach któregoś z naszych premierów i ministrów.

Bogdan Feręc

Fot. X – Kancelaria Prezydenta RP

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Cisza przed werdykte
Bartoszewicz: Premie
"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.