Izrael – twierdza na piasku. Geopolityczna fikcja państwa, które istnieje tylko dzięki technologii i Zachodowi

Gdy spojrzysz na mapę Bliskiego Wschodu bez emocji, bez ideologii, bez mediów – zobaczysz coś zadziwiającego. Zobaczysz państwo, które istnieje wbrew zasadom geopolityki. Twierdzę otoczoną ze wszystkich stron przez wrogów. Kraj bez strategicznej głębi, bez zaplecza demograficznego, zależny od obcych interesów i niestabilnych sojuszy. Izrael, czyli militarna potęga o strukturze szklarni w ogrodzie nienawiści.

I tu pojawia się pytanie, które coraz częściej zadają nie tylko komentatorzy w Damaszku czy Teheranie, ale również analitycy w Berlinie, Brukseli i Waszyngtonie: jak długo można istnieć w stanie permanentnego oblężenia, bez trwałego pokoju i bez akceptacji sąsiadów?

Położenie jak wyrok: z każdej strony wrogość

Izrael to państwo bez naturalnych barier ochronnych. Żadnych gór, żadnych szerokich rzek, żadnych buforów demograficznych. Ma około 470 kilometrów długości i w najwęższym miejscu zaledwie 15 kilometrów szerokości – to mniej niż długość dużego lotniska. Armia izraelska mówi wprost: wystarczy zdobyć kilka kluczowych punktów i państwo może zostać przecięte na pół w ciągu jednego dnia.

Od północy czai się Hezbollah, który sponsorowany jest przez Iran, z ponad 150 tysiącami rakiet zdolnych do rażenia niemal każdego punktu w Izraelu. Od wschodu – Syria, kraj zniszczony, ale nadal strategicznie nieprzyjazny, a w jego strukturach operują irańscy doradcy wojskowi. Dalej – Jordania, formalnie sojusznik, lecz z ludnością przesiąkniętą antyizraelskim resentymentem. Od południa – Egipt, którego pokój z Izraelem jest nieufnym kompromisem, zawartym z zimną kalkulacją, nie z przekonania, a w środku: Palestyńczycy. Gaza, a jest ona „pod kontrolą” Hamasu i Islamskiego Dżihadu. Zachodni Brzeg – podziurawiony izraelskimi osiedlami, bez nadziei na państwowość. Nie ma w regionie drugiego tak samotnego bytu.

Izrael to ideologiczna enklawa, cywilizacyjna i strategiczna, funkcjonująca tylko dlatego, że Zachód nie pozwala jej przestać istnieć.

Izrael bez USA: test, który zakończyłby się katastrofą

Każdy poważny izraelski analityk wie, że państwo to nie przetrwałoby wojny totalnej bez wsparcia Stanów Zjednoczonych. Gen. Yitzhak Brik – były izraelski inspektor wojskowy, otwarcie stwierdził w 2023 roku: „Gdybyśmy zostali sami, bez amerykańskich dostaw amunicji i wywiadu, nasze siły zbrojne nie byłyby w stanie utrzymać wielofrontowej wojny przez dłużej niż kilka dni”.

Izrael utrzymuje armię opartą na jakości – nie na ilości. Ma nowoczesne lotnictwo, rozbudowaną sieć obrony przeciwrakietowej (Iron Dome, David’s Sling, Arrow), ale… każda z tych tarcz potrzebuje amunicji, elektroniki, wymiany części. To wszystko pochodzi z USA. W 2023 roku Pentagon utworzył nawet specjalny most powietrzny z dostawami broni do Izraela – w szczytowym momencie transportowano 100 ton uzbrojenia dziennie.

To nie jest niezależność, bo to jest wojskowy respirator. Wystarczy, że USA zawahają się, zmienią myślenie, przegrają własną wojnę, niech będzie, że gospodarczą, a Izrael stanie nagi wobec świata, który czeka tylko na moment jego słabości.

Mit technologicznej nietykalności

Izrael uchodzi za cybermocarstwo. W rzeczywistości jego przewaga technologiczna coraz szybciej się kurczy. Iran mimo sankcji rozwinął własne zdolności produkcji rakiet, dronów i cyberataków. Hezbollah potrafi przejmować transmisje i zakłócać systemy GPS. Hamas, który do niedawna korzystał z rur kanalizacyjnych do budowy rakiet, teraz używa technologii 3D do drukowania elementów uzbrojenia. Jemen? Jego rebelianci Huti, choć operują z pustynnych gór, zestrzeliwują amerykańskie drony i atakują tankowce na Morzu Czerwonym.

Izrael nie jest już samotnym geniuszem na pustyni. Jego przewaga maleje z każdą kolejną dekadą, bo w XXI wieku wiedza nie ma granic, a nienawiść wobec Izraela łączy tych, którzy zwykle nie potrafią się ze sobą porozumieć.

Polityka osadnicza jako strategiczne samobójstwo

Zamiast szukać sposobu na trwały pokój, kolejne izraelskie rządy kontynuują ekspansję osiedli na Zachodnim Brzegu. To nie tylko naruszenie prawa międzynarodowego – to geopolityczne szaleństwo. Każde nowe osiedle to kolejny powód do buntu, kolejne starcie, kolejny pretekst dla Iranu, by finansować „ruch oporu”.

Na dłuższą metę taka polityka prowadzi tylko do jednego: zabetonowania konfliktu. A zabetonowany konflikt prędzej czy później eksploduje, co mogło zacząć się już kilka dni temu.

Energetyka, gaz, i złudne poczucie potęgi

Izrael sądził, że dzięki odkryciu złóż gazu na Morzu Śródziemnym stanie się energetycznym graczem. I rzeczywiście – eksport do Europy wzrósł, ale złoża Tamar i Leviathan nie mają strategicznego znaczenia wobec globalnych graczy. Co ważniejsze – te platformy są idealnym celem dla wrogów. Jedna salwa rakiet z Libanu lub Syrii i Izrael nie ma już ani eksportu, ani dostępu do energii. Wszystko może się skończyć w 10 minut.

Strategiczne osamotnienie – sygnały ostrzegawcze

Stany Zjednoczone coraz częściej wyrażają niezadowolenie z działań Izraela, zwłaszcza w kontekście ofiar cywilnych w Strefie Gazy. W Europie – rośnie, choć powoli, propalestyńska fala. Nawet Niemcy, tradycyjnie lojalni wobec Izraela, zaczynają dystansować się od Tel Awiwu. Turcja gra podwójną grę. Arabia Saudyjska flirtuje z normalizacją, ale… nadal wspiera islamistów. Świat się zmienia i niekoniecznie na korzyść Izraela.

Kiedy może przyjść moment krytyczny?

Właściwie nie ma nawet potrzeby uruchamiania otwartej wojny. Wystarczy, że Iran skoordynuje kilka ruchów:

  • Hezbollah rozpocznie ostrzał północy;
  • Hamas uderzy z Gazy;
  • Huti z Jemenu zablokują transporty broni z USA;
  • Syria udostępni przestrzeń powietrzną dla irańskich dronów;
  • Palestyńczycy rozpoczną masowe zamieszki na Zachodnim Brzegu.

Wtedy izraelski system obronny zostanie przeciążony, zabraknie żołnierzy, zabraknie systemów antyrakietowych, zabraknie logistyki. Izrael będzie musiał wybrać: albo wojna jądrowa, albo częściowa kapitulacja. A wtedy – koniec mitu o nietykalności.

Imperium wśród ruin

Izrael nie upadnie z dnia na dzień, ale jego istnienie w obecnej formie to fikcja oparta na zewnętrznych gwarancjach. Państwo, które musi codziennie dowodzić, że ma prawo do istnienia – nie jest państwem bezpiecznym. Każdy dzień pokoju to gra na czas. Każdy dzień wojny – to przypomnienie, że geopolityka nie zna sentymentów.

Nie trzeba nienawidzić Izraela, by widzieć, że jego przetrwanie nie jest ani oczywiste, ani wieczne. Wystarczy rozumieć mapę, a mapa mówi jedno: bez Zachodu, bez USA, bez politycznego parasola – Izrael nie ma się gdzie cofnąć.

Twierdza może stać w miejscu, jednak świat wokół niej się zmienia. I pytanie nie brzmi już: czy Izrael przetrwa, ale raczej: czy kiedykolwiek zbudował fundamenty wystarczająco głębokie, by przetrwać bez opieki?

Bogdan Feręc

Photo by Sander Crombach on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Irlandia coraz głę
Paweł Kukiz: Prokur
"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.