Irlandzka gospodarka między dynamiką a niepewnością. O kraju, który potrafi zaskoczyć
Na początku przyznam, że niekiedy zdarza mi się fatalizować, choć to bardziej próba zwrócenia uwagi, że sytuacja wymaga monitorowania, ale istotne w tym jest, że zawsze robię to na podstawie faktów. Tym razem zająłem się oceną sytuacji ekonomicznej, a i starałem odrzucić emocje i mogę powiedzieć, że Republika Irlandii od lat odgrywa w europejskiej gospodarce rolę przypominającą nieco baletnicę stąpającą po linie nad przepaścią.
Ruchy ma lekkie, elastyczne, czasem wręcz zadziwiające widowiskowością, ale zawsze podszyte ryzykiem nieoczekiwanego błędu. Na papierze jest to jedna z najbardziej niezwykłych historii sukcesu we współczesnej ekonomii Zachodu. Kraj, który w latach 80. ledwo utrzymywał się na powierzchni torfowisk, dziś pozostaje magnesem dla globalnych gigantów technologicznych, jednym z kluczowych hubów inwestycji amerykańskich w UE i miejscem, gdzie PKB wciąż potrafi płatać figle analitykom.
Jednak rok 2024 i początek 2025 przyniosły Irlandii sygnały, że dotychczasowy model może wymagać przejścia z trybu „autopilot”, charakterystycznego dla lat dynamicznego wzrostu, na poziom ostrożnego pilotowania ręcznego. Ekonomiści i instytucje centralne nadal i niezmiennie podkreślają, że fundamenty są solidne, lecz zewnętrzne źródła wzrostu – te same, które rozsławiły „Celtyckiego Tygrysa”, stają się coraz bardziej chwiejne.
Fenomen irlandzkiego PKB, czyli opowieść o liczbach, którym nie wolno ufać
W rozważaniach ekonomicznych o Irlandii nie da się uciec od kluczowego zastrzeżenia, iż tradycyjny wskaźnik PKB nie opisuje realnej kondycji gospodarczej kraju. Jest to skutek obecności ogromnych korporacji z USA, które przenoszą do Irlandii prawa do własności intelektualnej, korzystają z tutejszego systemu podatkowego i księgują na wyspie globalne przychody. Z tego powodu PKB Irlandii potrafiło rosnąć o kilkanaście procent rocznie, co bardziej przypomina statystyki gospodarki azjatyckiej w fazie boomu niż dojrzałego państwa UE.
W odpowiedzi irlandzkie CSO, czyli Urząd Statystyczny wprowadził alternatywny wskaźnik – Modified Domestic Demand (MDD), a mówi o zmodyfikowanym popycie krajowym wyłączając jednocześnie elementy związane z działalnością wielkich korporacji. To ten miernik, a nie PKB, najlepiej „opowiada prawdę” o zwykłej irlandzkiej gospodarce, a w latach 2022–2023 rósł on solidnie od 3 do 5 procent rocznie. W 2024 tempo wzrostu zaczęło jednak zwalniać. Central Bank of Ireland szacował wzrost MDD na poziomie ok. 1,5–2 proc., wskazując jako przyczynę słabszy popyt konsumencki oraz ostrożność inwestycyjną firm.
W 2025 roku prognozy były umiarkowanie optymistyczne, gospodarka miała odbić, lecz wciąż nie wracać do dynamiki sprzed pandemii. Z obserwacji tego roku wynika, że Irlandia uczy się życia z normalnością, choć po latach nienormalnie wysokich wskaźników może to wydawać się krokiem wstecz.
Rynek pracy jest mocny, ale coraz bardziej napięty
Jeśli politycy w Dublinie mają w którymś obszarze powody do dumy, jest nim niewątpliwie rynek pracy. Stopa bezrobocia od dłuższego czasu oscyluje w okolicy nieco powyżej 4 proc., a według danych z końcówki 2024 roku utrzymywała się w przedziale 4–4,5 proc., co oznacza pełne zatrudnienie według standardów ekonomicznych i liczba pracujących jest najwyższa w historii kraju. Podobne wskaźniki obserwujemy obecnie, ale należy tu zaznaczyć, że chwiejność wskaźnika dla osób bez stałego zatrudnienia jest znacznie wyższa, niż jeszcze rok temu.
To jednak sukces o dwóch twarzach. Silny rynek pracy przekłada się na rosnące presje płacowe, które dla sektora prywatnego bywają coraz trudniejsze do udźwignięcia. Coraz częściej mówi się o tym, że Irlandia przestała być „tanim krajem na skraju Europy”, a raczej stała się „drogim państwem północnoatlantyckim”, gdzie koszty życia dogoniły te z Londynu czy Amsterdamu. Szczególnie bolesnym problemem są ceny mieszkań i najmu, a to właśnie one zaczynają działać jak prawdziwy hamulec dla konkurencyjności kraju.
Rynek nieruchomości, jak barometr napięcia społecznego
Irlandzki kryzys mieszkaniowy jest tematem, który powtarza się w każdym poważnym opracowaniu gospodarczym dotyczącym tego kraju. W 2024 r. liczba rozpoczętych budów rosła, rząd zwiększył subsydia i programy wsparcia, jednak deficyt strukturalny pozostawał i pozostaje ogromny. Dla kraju, który przyjął w ostatnich latach setki tysięcy nowych mieszkańców, szczególnie pracowników z sektora technologii oraz imigrantów z krajów UE i spoza niej, brak mieszkań staje się nie tylko problemem rynku, lecz także ryzykiem politycznym.
Wysokie koszty życia podsycają presję społeczną, a w społeczeństwie, które pamięta traumę kryzysu z 2008 roku, obawy o powtórkę są czymś więcej niż tylko politycznym sloganem. To realny lęk o stabilność modelu gospodarczego opartego na imporcie talentu.
Rok 2025 przyniósł wyłącznie pogłębienie problemów mieszkaniowych, a wydaje się, że i lata kolejne, nie będą w stanie zmienić sytuacji mieszkaniowej tysięcy osób na Zielonej Wyspie.
Technologiczna forteca na wyspie, czyli rola globalnych gigantów
Prawdziwe serce irlandzkiej gospodarki bije w kampusach Google’a, Meta, Apple’a, Amazona, Intela i setek innych firm, które przez lata tworzyły w Irlandii nie tylko centra usług, lecz także działy R&D, logistykę i złożone operacje podatkowe. Ten model pozwolił Irlandii wyrosnąć na jedną z kluczowych bram dla amerykańskich korporacji w Europie.
Jednak od 2023 roku duet presji, z jednej strony Unii Europejskiej, a z drugiej Stanów Zjednoczonych, zaczął ten model komplikować. Wprowadzenie globalnego minimalnego podatku korporacyjnego na poziomie 15 proc. osłabiło przewagę, z której Irlandia korzystała przez ponad dwie dekady. Mimo to dane z 2023 i 2024 roku wskazują, że spadek atrakcyjności jest umiarkowany, a firmy technologiczne wciąż chętnie inwestowały w Dublinie, Cork i Galway. Stabilność prawna, wysoki kapitał ludzki i startupowy ekosystem mają bowiem wartość, której nie da się zapisać w tabeli podatkowej.
W 2025 roku sektor IT pozostanie siłą napędową gospodarki, choć trudno byłoby oczekiwać tak spektakularnych wzrostów jak w latach pandemii, kiedy cyfryzacja świata wkroczyła na najwyższe obroty. Widać było w tym roku zahamowanie ilości inwestycji, korporacje, o ile zatrudniały, to częściej wypełniały luki pracownicze, niż tworzyły miejsca pracy, a ich zyski nie dawały już tak ogromnych wpływów budżetowych, choć w tym roku ponownie przyczyniły się do „niewielkiej” w porównaniu do lat ubiegłych nadwyżki wpływów skarbowych.
Handel, eksport i wewnętrzne przeobrażenia gospodarki
Irlandia, co nie ulega wątpliwości, wciąż jednak pozostaje jednym z najbardziej otwartych rynków świata. Eksport farmaceutyków, usług technologicznych i produktów medycznych stanowi ponad połowę irlandzkiego PKB. Według danych CSO w 2024 roku eksport towarów lekko spadł, głównie z powodu normalizacji w sektorze farmaceutycznym po pandemicznym boomie. Z kolei eksport usług cyfrowych nadal rósł, choć wolniej niż przed rokiem.
W 2025 handel lekko się odbił, a nawet były kwartały, gdzie eksport wystrzelił, przy czym kluczowy był kurs euro do dolara oraz stabilizacja w światowej gospodarce. Słabnąca Europa i rosnąca niepewność w Azji oraz w USA, odbiły się więc na wynikach kraju tak silnie zależnego od rynków zewnętrznych.
Finanse publiczne. Budżet jak z bajki o złym wilku
Irlandia od lat notuje rekordowe nadwyżki budżetowe. W latach 2023 i 2024 nadwyżka, szczególnie ze strony CIT płaconego głównie przez gigantów technologicznych, była tak wysoka, że rząd zaczął tworzyć specjalne fundusze rezerwowe na przyszłość, co jest w Europie widokiem wręcz egzotycznym. Ekonomiści jednak ostrzegali od lat, że znacząca część tych wpływów jest niestabilna i zależy od decyzji kilku megakorporacji. Bank Centralny Irlandii w swoich raportach również od lat wskazuje, że przychody z CIT-u są „wysoko skoncentrowane i podatne na nagłe wahania”. W praktyce oznacza to, że irlandzki budżet może jednego roku pływać w gotówce, a kilka lat później przeżyć szok fiskalny.
Rząd ma tego świadomość, dlatego powołał specjalne fundusze inwestycji długoterminowych, które mają stabilizować finanse publiczne. To jedno z najrozsądniejszych posunięć irlandzkiej polityki ostatniej dekady, choć właściwie jedyne, a i w ostatnich latach krytykowane, bo kryzys już mamy.
Prognozy na 2025 rok. Umiarkowany optymizm?
Nadchodzący rok według prognoz Central Bank of Ireland oraz Departamentu Finansów przedstawianych w drugiej połowie 2025 roku przynieść ma wzrost gospodarczy na poziomie ok. 2 proc. w ujęciu MDD i przy umiarkowane, ale potencjalnie niestabilnej inflacji. Rynek pracy pozostanie silny, choć wzrost wynagrodzeń może wyhamować. Eksport usług cyfrowych ma natomiast ponownie się odbić wraz z poprawą nastrojów globalnych w sektorach ICT.
Obarczone największym ryzykiem pozostają zawirowania zewnętrzne, które dotyczą światowej gospodarki, regulacje dotyczące międzynarodowych podatków i niezmiennie napięcia w sektorze nieruchomości.
Jeżeli natomiast światowa gospodarka zacznie przyspieszać, Irlandia bardzo szybko wróci na ścieżkę wyższych wzrostów, ale jeśli globalny rynek IT wpadnie w stagnację, kraj może poczuć brak dywersyfikacji, więc z planowanych wzrostów możemy mieć stagnację wpływów podatkowych, czyli Skarb Państwa nie zobaczy większej o planowanej kwoty wpływów.
Perspektywa pięcioletnia to stabilny, lecz bardziej wymagający horyzont
Patrząc dalej, bo na lata 2025–2030, widać kilka trendów o wysokiej skali prawdopodobieństwa, które zadecydują o irlandzkiej przyszłości.
Pierwszym jest transformacja podatkowa. Globalny minimalny CIT prawdopodobnie nie wyeliminuje przewagi Irlandii, ale zmniejszy jej wcześniejszą dominację. Firmy nie odejdą masowo, lecz nowe inwestycje mogą częściej kierować się do Europy Środkowej.
Drugim trendem jest demografia i migracja. Irlandia potrzebuje imigrantów, by utrzymać wzrost, lecz musi im zaoferować mieszkania i infrastrukturę. Bez rozwiązania kryzysu mieszkaniowego nawet najhojniejsze zachęty podatkowe niewiele zmienią.
Trzecim jest rosnąca rola sektora zielonej energii. Irlandia ma jedne z najlepszych warunków w Europie do rozwoju energetyki wiatrowej – zarówno onshore, jak i offshore. Jeśli uda się zbudować stabilne ramy inwestycyjne, sektor może stać się nowym kołem zamachowym gospodarki.
Czwartym trendem jest dalsza cyfryzacja i rozwój usług transnarodowych, więc Irlandia ma ogromny potencjał stać się centrum europejskiej sztucznej inteligencji, pod warunkiem utrzymania wysokiej jakości edukacji i inwestycji w badania.
Pięcioletnia perspektywa gospodarcza wygląda więc stabilnie, choć mniej spektakularnie niż wcześniejsze dekady. Irlandia pozostanie gospodarką dynamiczną, ale bardziej „normalną”, z niższymi stopami wzrostu i większą wrażliwością na globalne trendy.
Irlandzka równowaga – między ryzykiem a rozsądkiem
Dzisiejsza Republika Irlandii żyje w dwóch ekonomicznych światach i z jednej strony jest symbolem sukcesu globalizacji, krajem, który dzięki otwartości i strategicznym decyzjom stał się jednym z najbogatszych państw świata. Z drugiej jednak jest gospodarką zależną od kilku kluczowych branż, narażoną na podatkowe i technologiczne wahania, a przy tym borykającą się z problemami społecznymi wynikającymi z szybkiego wzrostu.
Rok 2026 pokaże, czy Dublin potrafi przejść od epoki gigantycznego boomu do nowej fazy rozwoju – bardziej dojrzałej, zrównoważonej i nastawionej na inwestycje w przyszłość. Irlandia ma wszystkie narzędzia, by tego dokonać, bo posiada stabilność instytucjonalną, silne finanse publiczne, kapitał ludzki i zdolność do adaptacji.
Jeśli uda jej się rozwiązać kryzys mieszkaniowy, utrzymać pensje na wysokim poziomie i stabilne regulacje, a do tego wzmocnić sektor zielonych technologii, przyszłość może być równie obiecująca jak przeszłość, choć już nie tak zdumiewająco szybka.
Bogdan Feręc
Photo by Marina Nazina on Unsplash


