Handlowe przepychanki USA i Chin z dynamizowaniem ślimaka w tle

Pojawiła się nowa szansa na poprawę stosunków handlowych między USA a Chinami. Przywódca Chin, Xi Jinping, zadeklarował gotowość do rozmów z administracją Donalda Trumpa, ale postawił konkretne warunki — chce, by USA jasno określiły, czego oczekują, złagodziły agresywną retorykę i wyznaczyły jedną osobę do prowadzenia negocjacji. Chiny także wyznaczyły nowego głównego negocjatora.
Czy to efekt sugestii o obniżeniu ceł?
Trump znany jest z nieprzewidywalnych działań — szczególnie w mediach społecznościowych, ale też w świecie realnym. W przeszłości błyskawicznie podnosił cła na towary z Chin — nawet z 10% do 145%. To wywołało spore napięcia. Pytanie brzmi: czy nowa umowa to realna szansa, czy tylko próba „ratowania wizerunku” przy rosnącym konflikcie?
Kiedyś Japonii udało się wyjść z podobnych rozmów z Trumpem bez większych strat. Premier Shinzo Abe doprowadził do kompromisu, który może nie był idealny, ale do zaakceptowania przez obie strony sporu celnego. Obecnie Japonia znowu musi negocjować z administracją Trumpa, a tym razem z nowymi ludźmi, którzy wydają się mniej skorzy do rozmów o wspólnych zyskach.
Chiny mają jednak znacznie silniejszą pozycję negocjacyjną, a wszystko przez ich gospodarkę, która ostatnio ponownie pozytywnie zaskoczyła i zaczęła, rosnąc szybciej, niż oczekiwano. Mimo ogromnych ceł nałożonych przez USA Chiny nie ugięły się i odpowiedziały swoimi własnymi cłami, które zatrzymały możliwość sprzedaży dóbr w Państwie Środka przez amerykańskie przedsiębiorstwa. Wygląda na to, że są gotowe na długą walkę, nawet jeśli będzie ona kosztowna i nieść będzie straty dla chińskiego przemysłu.
Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, bo działania Trumpa krytykuje nawet amerykański bank centralny, czyli Rezerwa Federalna. Szef tej instytucji Jerome Powell ostrzegł już waszyngtońską administrację, że wysokie cła mogą w istotnym stopniu zaszkodzić gospodarce USA — mogą spowodować wzrost cen, uruchamiają tym samym wzrosty inflacyjne, co zniweczy wiele lat pracy Rezerw nad jej opanowaniem. Do tego Powell dodał, iż taka ostra gra na światowej ekonomii spowoduje zauważalny w USA spadek zatrudnienia, a i wywoła stagflację.
Tu krótkie wyjaśnienie, bo stagflacja to złożone i niekorzystne zjawisko makroekonomiczne, charakteryzujące się jednoczesnym występowaniem wysokiej inflacji oraz stagnacji gospodarczej, więc powolnego lub zerowego wzrostu gospodarczego, a często także łączy się z wysokim bezrobociem.
Również amerykańscy inwestorzy zaczynają się niepokoić. Rosnące oprocentowanie obligacji rządowych w USA, co oznacza wyższy dług państwowy, pokazuje, że nie mają zaufania do stabilności finansowej kraju. To poważny sygnał ostrzegawczy dla Białego Domu, a o ile Donald Trump chce pobudzać amerykański biznes, to jednak powinien opanować tę część ekonomiczno-biznesową USA.
Xi Jinping już jednak wykorzystuje tę całą sytuację, żeby pokazać Chiny jako stabilnego i rozsądnego partnera handlowego. Spotyka się z przywódcami innych państw, głównie azjatyckich i promuje jedność Azji oraz opowiada się za uczciwym handlem. W tym samym czasie jego premier prowadzi rozmowy z Unią Europejską, a chce ją przekonać do podpisania sojuszy ekonomicznych z chińskim partnerem i krajami azjatyckimi. Chiny, co ciekawe, nie nalegają, aby Unia Europejska współpracowała bezpośrednio z nimi, ale wskazują państwa Azji i Pacyfiku, bo to przez nie toczyła się wymiana handlowa. To tego chińskie władze sygnalizują, że w Europie może nastąpić w krótkim czasie poważny kryzys ekonomicznych, a wywołany przez realizację planów Donalda Trumpa. Tym samym podejmowane są próby, aby powiązać ekonomicznie Stary Kontynent z Państwem Środka i pośrednio z krajami BRICS.
Tak na zakończenie można tylko dodać, że trafiała kosa na kamień i dzisiejsze relacje na linii USA–Chiny to gra nerwów i interesów. Chiny są gotowe negocjować, robić to twardo i z pozycji siły, a USA muszą się zmierzyć nie tylko z Pekinem, ale też z problemami wewnętrznymi, pozostając osamotnione na polu bitwy, bo przecież ocliły cały świat, a to nie przysporzyło im zwolenników.
W tej układance swoje światełko w tunelu zauważyła też niedorozwinięta ekonomicznie i rozwojowo Unia Europejska, więc podejmuje nieporadne działania, żeby pokazać się w oczach Białego Domu jako partner do rozmów. Unia nie umie też wykorzystać nadarzającej się właśnie szansy, więc sugestii Pekinu, iż chce być unijnym partnerem, odejść od przemocy celnej, a stanąć ramię w ramię z Europą przeciwko Trumpowi. Odpowiednio przedstawione teraz administracji USA argumenty, mogłyby zmienić nastawienie prezydenta Stanów Zjednoczonych do UE, więc może nawet doszłoby do zniesienia ceł.
Tak się jednak nie stanie, bo Unia Europejska w jej przekonaniu jest silna i może prężyć muskuły, co wygląda, jak dynamizowanie ślimaka.
Dla radia Deon w Chicago – Bogdan Feręc
Photo by Dominik Lückmann on Unsplash