Gorący grzaniec, zimne dłonie i pierwsze lampki: Irlandia powoli przygotowuje się do świąt

Ledwie liście zdążyły opaść, Halloween jeszcze szuka dyniowego podparcia, a tymczasem Boże Narodzenie już puka w drzwi, w sposób bardzo zdecydowany i najlepiej z migającym reniferem. Do świąt zostało dokładnie 75 dni, czyli 11 weekendów, co oznacza, że albo skończysz kupować prezenty w listopadzie jak dorosły człowiek, albo będziesz 23 grudnia walczyć o ostatnie skarpety w Tesco z emerytem z Donegal.
Choć Dublin gra w tym roku pierwsze skrzypce dzięki wydarzeniu TwinkleTown, to świąteczny szał nie ogranicza się do stolicy, bo jarmarki, iluminacje i zimowe atrakcje wychodzą na jaw za sprawą przecieków od władz lokalnych, jak grzane wino na festynie. Galway, Waterford, Cork, Limerick, Kilkenny, Athlone, Sligo, a nawet miasteczka, które znają się wszyscy i trzy owce, wszędzie zaczyna się sezon na światełka, pierniki, breloczki z Mikołajem i selfie z choinką.
Na Smithfield Square powstaje coś, co organizatorzy nazywają „sezonowym rajem”, a sceptycy – „świąteczną wioską na energetykach”. TwinkleTown połączyć ma rozrywkę, kulturę i klasyczny świąteczny kicz, który wszyscy udają, że lubią tylko „dla dzieci”.
W planie:
• lodowisko (dla tych, którzy cenią poślizg),
• diabelski młyn (dla tych, co lubią patrzeć na miasto i zastanawiać się, ile wydadzą na prezenty),
• Jarmark Bożonarodzeniowy (90% rękodzieło, 10% kiełbasa),
• wesołe miasteczko vintage (czyli karuzela pamiętająca czasy przed euro),
• Twinkle Tavern (grzaniec, piwo i argumenty, że to „po prostu napar”).
Gwiazdą programu będzie Santo Panto & Magic Present Machine, czyli 20 minut świątecznego chaosu, melodii, iluzji i śmiechu, więc to, czego człowiek potrzebuje, by zapomnieć, że parking kosztował 15 euro. Spektakle będą co weekend, a tuż przed Wigilią nawet codziennie. Każde dziecko dostanie prezent, ale za to rodzice mogą poczuć ulgę – choćby finansową.
Start: 29 listopada o 13:00. Koniec: 4 stycznia. Godziny? Od rana do wieczora, tak żeby nawet spóźnialscy mieli szansę zamoczyć rękawiczki w gorącej czekoladzie.
Irlandzkie miasta i miasteczka nie zamierzają się chować w cieniu Smithfield. W Cork już wytyczają linie pod stragany, w Galway testują lampki (po raz piąty, bo się przepalają), w Kilkenny oglądają aleje, gdzie staną budki z rękodziełem, a w Waterford znów szykuje się Winterval, który co roku próbuje pobić rekord w liczbie ludzi jednocześnie jedzących churros. Limerick zorganizuje lodowisko i koncerty, Swords postawi budki z ciepłym cydrem, a w Mayo i Cavan „lokalny święty Mikołaj” tradycyjnie będzie wyglądał podejrzanie jak radny. Nawet najmniejsze miejscowości zapowiadają swoje mikro-jarmarki, gdzie będzie można kupić wełniane skarpety, aniołka z masy solnej i irlandzkie słodkości.
Dublin Winter Lights też wraca i 18 zabytków rozświetli się od końca listopada. Mosty, parki, pomniki, Merrion Square, a być może nawet wiatr, który i tak będzie wiał, ale wszystko zyska świąteczny filtr. Reszta kraju też nie zamierza zostawać w mroku. W Cork od lat twierdzą, że mają „najpiękniejsze światła na wyspie”, w Galway lampki wieszane są z takim rozmachem, jakby elfy brały nadgodziny, choć robią to zwyczajowo o świcie, a w Killarney już stroją konie do świątecznych przejażdżek jak z pocztówki.
Do TwinkleTown wejdziesz bez biletu, ale jeśli chcesz jeździć, wirować się, oglądać albo wrzeszczeć z podniety – trzeba zapłacić. Lodowisko, Santo Panto, diabelski młyn, wszystko dostępne albo online, albo „przy budce”, czyli tam, gdzie kolejka ustawi się godzinę przed otwarciem.
*
A ja, jak zwykle czekam na wyroby tutejszego przemysłu cukierniczego z Wysp Aran, które corocznie goszczą na jarmarku w Galway, chociaż w tym roku święta spędzę w dublińskiej redakcji Radia Wnet i to z miłym gościem z Polski. Czyli, jak właśnie wyszło na jaw, przygotowuję się do tygodniowego urlopu przez całe święta, i tego samego wszystkim życzę.
Bogdan Feręc
Źr. The Mirror
Photo by Humphrey M on Unsplash