Geopolityczna rosyjska ruletka, czyli pięć scenariuszy na przyszłość

Jeśli ktoś w 2013 roku powiedziałby, że w samym środku Europy wybuchnie pełnowymiarowa wojna, której skutki będą odczuwalne od Lizbony po Władywostok, a która dodatkowo rozchwieje światową gospodarkę i pogrzebie sojusze, to zapewne zostałby uznany za fantastę. Historia jednak lubi drwić z naszej wyobraźni i dlatego dziś, po latach wojny na Ukrainie, zamiast mówić o rozwiązaniach, zastanawiam się nad scenariuszami. Co ważne, nie będą one nadzwyczaj optymistycznymi, lecz raczej takimi, które przypominają wybór między dżumą a cholerą.
W tej grze to właśnie Rosja, niczym gracz w kasynie, kręci ruletką – tylko że na stole nie ma kolorowych żetonów, lecz ludzkie życie, miasta i przyszłość całych kontynentów.
Przyjrzyjmy się zatem pięciu możliwym ścieżkom. Każda z nich ma w sobie pierwiastek prawdopodobieństwa, każda pachnie prochem, a wszystkie razem układają się w obrazek, który bardziej pasowałby do literatury końca ludzkości niż do planu zaprowadzenia pełnego pokoju w Europie.
1. Wojna z Europą, czyli światowy armagedon pod rękę z Putinem
To oczywiście najczarniejszy scenariusz, o którym głośno mówi się jedynie w momentach największych kryzysów, ale Europa zmęczona już wojną na Ukrainie, coraz bardziej zaangażowana w dostawy broni, prędzej czy później może stać się stroną konfliktu. Wystarczy jedno niekontrolowane zdarzenie: rakieta, dron (czego przedsmak mieliśmy całkiem niedawno), która spadnie nie tam, gdzie powinna, przypadkowe starcie rosyjskiego lotnictwa z natowskim, czy choćby sabotaż, którego winnych nie uda się jednoznacznie wskazać.
Rosja liczyłaby na to, że wewnętrznie rozbita Europa nie podoła zjednoczonemu wysiłkowi wojennemu, ale historia mówi nam jasno, że nic tak nie cementuje wspólnoty jak poczucie zagrożenia. Oznaczałoby to jednak coś, co jeszcze niedawno wydawało się nie do pomyślenia: europejskie stolice w stanie oblężenia, powszechny pobór, drastyczne przestawienie gospodarki na wojenne tory. Wojna światowa w wersji XXI wieku to nie tyle okopy i bagnety, ile cyberataki, rakiety balistyczne i drony na skalę przemysłową.
A jednak, jak straszą nas generałowie, bezpośrednia konfrontacja NATO z Rosją mogłaby eskalować aż do użycia broni atomowej. Pamiętamy przecież, że Putin wielokrotnie szachował już Zachód atomowym straszakiem, a i wszyscy wiedzą, że granica między blefem a desperacją potrafi być cienka. W takim scenariuszu świat przestałby być światem, jaki znamy obecnie.
2. Utrzymywanie wojny z Ukrainą, czyli długi marsz wyczerpania
Drugi scenariusz nie wymaga wielkiej wyobraźni, bo właściwie już go obserwujemy. Rosja nie musi wygrać wojny, żeby osiągnąć swój cel i jej strategia polega na tym, by Europa oraz szeroko pojęty Zachód zmęczyły się konfliktem szybciej niż ona sama. Ukraina ma być nieustannie krwawiącą raną, a każdy rok wojny to dla Kremla dodatkowy argument: „Zobaczcie, i tak się nie poddajemy”.
Europa obciążona kosztami pomocy wojskowej i humanitarnej, już dziś prezentuje napięcia wewnętrzne, a część państw zaczyna kalkulować, czy nie będzie lepiej, aby ten konflikt „zamrozić” i przejść nad stratami Ukrainy do porządku dziennego. To właśnie w tej przestrzeni Moskwa czuje się jak ryba w wodzie, bo tam, gdzie Zachód jest podzielony, Rosja może udawać konsekwencję i „siłę ducha”.
Problem w tym, że przedłużająca się wojna to katastrofa nie tylko dla Ukrainy, ale i dla całej Europy. Kryzys energetyczny, migracyjny, gospodarczy to nie są już hipotetyczne zagrożenia, ale fakty. Moskwa może nie wygra na froncie, ale wygra na czas, a czas, o czym wiedzą rosyjscy strategowie – jest najcenniejszą walutą tej wojny.
3. Porozumienie Rosji i USA na szkodę Europy, czyli poker wielkich graczy
To scenariusz, którego Europa boi się chyba najbardziej. Przywoływana przeze mnie wielokrotnie historia zna przecież podobne przypadki, by wspomnieć tylko Jałtę i Teheran, więc spotkania, na których decydowano o całych losach narodów, ale bez ich udziału. Stany Zjednoczone kierując się własnym interesem, mogłyby dojść do wniosku, że lepiej dogadać się z Rosją, by zrównoważyć rosnącą potęgę Chin. Natomiast Ukraina i Europa to tylko pionki w grze mocarstw.
Mówiąc całkiem szczerze, co akurat Stanom Zjednoczonym się nie spodoba, istotne dla Ameryki jest to, co dzieje się na Pacyfiku. Chińskie lotniskowce, Tajwan, ekspansja gospodarcza w Azji – to realne wyzwanie dla pozycji USA, więc jeśli ktoś w Waszyngtonie policzy, że taniej i bezpieczniej będzie „sprzedać” część europejskich interesów w zamian za Azję, to taka kalkulacja może się pojawić. A Europa…, pozbawiona własnej siły militarnej i politycznej, zostanie jak dziecko, któremu odebrano opiekuna.
Taki układ oznaczałby dramat dla Ukrainy i upokorzenie dla Europy, ale też przypomnienie, że świat wciąż jest światem mocarstw, a nie wspólnotą równych i wolnych narodów.
4. Pokój z Ukrainą kosztem jej terytoriów, czyli zgniły kompromis
Scenariusz, o którym głośniej teraz mówi się po cichu to ten, w którym wszyscy wiedzą, że jest możliwy, ale nikt nie chce być pierwszym, który powie to głośno. Pokój w zamian za ziemię, oto logika, którą Rosja forsuje od początku. „Chcecie końca wojny? Oddajcie Donbas, oddajcie Krym, może jeszcze coś więcej, a resztę zostawimy w spokoju”.
Problem polega na tym, że taki pokój byłby pokojem na papierze, gdyż Ukraina czułaby się zdradzona przez sojuszników, a Rosja miałaby apetyt na więcej. To byłby sygnał, iż każda „agresja się opłaca”. Europa, oddychając z ulgą, że wojna się skończyła, szybko przekonałaby się, że kupiła sobie tylko kilka lat względnego spokoju, a potem historia przypuszczalnie mogłaby zatoczyć koło.
Dla Ukrainy oznaczałoby to traumę na pokolenia, dla Zachodu utratę wiarygodności, bo zastanówmy się nad tym, jaką wartość mają traktaty i gwarancje bezpieczeństwa, jeśli można je złamać jednym dronowym atakiem?
5. Pokój z Zachodem przeciwko dominacji Chin, czyli wielki geopolityczny zwrot
Ostatni scenariusz wydaje się dzisiaj najbardziej futurystyczny, ale wcale nie jest nierealny, albowiem świat Zachodu i Rosja mogłyby znaleźć wspólny język w jednym punkcie, więc obawie przed Chinami. Pekin nieustannie rośnie w siłę, zagraża amerykańskiej dominacji, a jego wpływy sięgają coraz dalej, co oznacza, że w takim układzie Rosja mogłaby stać się „młodszym partnerem” Zachodu w walce z chińską ekspansją.
Tylko że to oznaczałoby gigantyczny zwrot. Trzeba byłoby zamknąć oczy na zbrodnie, zapomnieć o Ukrainie, przełknąć gorycz kompromisu i przyjąć Putina do wspólnego stołu. Brzmi absurdalnie? Być może. Ale historia zna przypadki jeszcze bardziej kuriozalnych sojuszy, choć i ten był już realizowany, jeżeli przypomnimy sobie II wojnę światową.
Europa w takim scenariuszu mogłaby poczuć się jak trzeci, niepotrzebny do końca uczestnik gry, a to właśnie USA i Rosja dogadałyby się w sprawie Chin, natomiast Stary Kontynent byłby raczej zakładnikiem tej układanki niż równoprawnym partnerem.
I co dalej?
Każdy z opisanych scenariuszy jest możliwy, każdy ma swoje argumenty „za” i swoje koszty i każdy, co chyba w tym najgorsze, jest scenariuszem dramatycznym. Wojna światowa, wojna przewlekła, zgniły kompromis, układ ponad głowami, czy zwrot przeciwko Chinom, w każdym z tych wariantów ktoś płaci rachunek. Najczęściej Ukraina, ale także Europa, która udowadnia raz jeszcze, że nie potrafi być podmiotem, a stała się już właściwie przedmiotem gry. Nie łudźmy się więc, bo niezależnie od tego, jak potoczą się wydarzenia, żaden z tych scenariuszy nie jest rozwiązaniem idealnym. Historia i przyszłość nie rozdają wyłącznie wygranych kart. W tym rozdaniu ktoś musi przegrać. Pozostaje tylko pytanie, kto i jaka będzie cena?
Bogdan Feręc
Photo by Alexander Smagin on Unsplash