Dzień wolny od pracy czy dzień wolny od rzeczywistości? Irlandia spiera się o czterodniowy tydzień pracy
To brzmi jak marzenie: dłuższy weekend, krótszy stres, więcej życia w życiu. Czterodniowy tydzień pracy – hasło, które od kilku lat powraca jak bumerang w dyskusjach o nowoczesności, dobrostanie i „równowadze między pracą a życiem”. Tym razem temat odgrzała partia Sinn Féin, sugerując, że Irlandia powinna poważnie rozważyć jego wprowadzenie.
Brzmi pięknie, prawda? Ale jak to zwykle bywa – im ładniejszy slogan, tym trudniejsze pytania czają się pod spodem. Zwolennicy czterodniowego tygodnia pracy przekonują, że skrócenie tygodnia nie oznacza spadku produktywności. Wręcz przeciwnie – pilotażowe badania przeprowadzone w Islandii, Wielkiej Brytanii i Nowej Zelandii pokazały, że krótszy czas pracy często zwiększa efektywność i poprawia samopoczucie pracowników. W teorii to win-win: mniej stresu, mniej wypalenia, więcej czasu na rodzinę, kulturę i sen. W praktyce – mniej zwolnień chorobowych, mniejsze koszty dla firm i lepszy wizerunek pracodawcy.
Sinn Féin widzi w tym szansę na uczynienie Irlandii bardziej „humanitarnym” społeczeństwem, w którym człowiek nie jest już przyspawany do biurka od poniedziałku do piątku. W końcu, jak mówi popularne hasło: „pracujemy, by żyć – nie żyjemy, by pracować”.
Jednak nie wszyscy kupują ten sen o czterech dniach pracy i trzech dniach wolności. Dziennikarka i lekarka Ciara Kelly współprowadząca programu Newstalk Breakfast, ostro skrytykowała pomysł, twierdząc, że czterodniowy tydzień pracy to przywilej, który będzie dostępny „dla nielicznej garstki” – głównie ludzi z biur i administracji. – Nie możemy pozwolić sobie na to, by pielęgniarki, lekarze czy nauczyciele pracowali o jeden dzień mniej, skoro już teraz brakuje nam personelu – mówiła. – Jak mamy utrzymać oświetlenie włączone siedem dni w tygodniu, jeśli ktoś chce skrócić tydzień do czterech?
To proste, ale trafne pytanie, bo czterodniowy tydzień pracy może brzmieć jak rewolucja, lecz w wielu branżach – od szpitali po edukację – oznaczałby logistyczny koszmar.
Kelly obawia się też, że skrócenie tygodnia pracy mogłoby uderzyć w dzieci: „Czy naprawdę chcemy skrócić edukację naszych dzieci o jeden dzień? Już teraz mamy problem z obsadzeniem szkół, a chcemy jeszcze mniej godzin nauki”?
Prezenter Shane Coleman przyznał w programie, że pomysł podoba mu się „w teorii”, choć ma wątpliwości, czy zadziała w praktyce. – Sto lat temu ludzie mówili to samo o pięciodniowym tygodniu pracy. Może więc teraz historia się powtarza? – zauważył.
To ciekawe porównanie, a przecież kiedy w XX wieku skracano tydzień z sześciu dni do pięciu, też mówiono, że to koniec cywilizacji. Jednak okazało się, że fabryki nie stanęły, a świat się nie zawalił. Tyle że dzisiejsza gospodarka wygląda zupełnie inaczej. W epoce 24-godzinnych dostaw, całodobowych szpitali i globalnych rynków, gdzie email z Nowego Jorku przychodzi w nocy, trudno sobie wyobrazić, by cała Irlandia po prostu „wyłączyła się” w piątek (chociaż Irlandia, z pewnością to potrafi).
Nie da się ukryć, że czterodniowy tydzień pracy byłby luksusem dla tych, którzy pracują za biurkiem – ludzi, których obowiązki da się łatwo ścisnąć w czasie. Ale dla kierowców autobusów, pielęgniarek, strażników, sprzedawców czy nauczycieli – to już zupełnie inna historia. Wychodzi więc na to, że dla jednych będzie to raj, a dla innych zwykła abstrakcja.
Zresztą, nawet jeśli skrócenie tygodnia pracy byłoby możliwe, czy nie skończyłoby się to po prostu czterema dłuższymi i bardziej wyczerpującymi dniami? Niektórzy ekonomiści ostrzegają, że firmy, próbując utrzymać wydajność, po prostu „upychałyby” 40 godzin w cztery dni, co zniweczyłoby sens całej reformy.
Wprowadzenie czterodniowego tygodnia pracy to nie tylko kwestia ekonomiczna. To także pytanie o kulturę pracy. Czy Irlandczycy – naród, który zbudował swoją tożsamość na solidności, obowiązku i wspólnocie, gotowi są mentalnie na taką zmianę? Być może tak. W końcu pandemia COVID-19 już raz przewróciła nasze pojęcie pracy do góry nogami. Praca zdalna, elastyczne godziny, home office – jeszcze dekadę temu brzmiały jak herezja. Dziś są codziennością, choć taką trochę z ograniczeniami. Może więc czterodniowy tydzień pracy to nie kaprys, lecz kolejny etap tej samej ewolucji?
Jak zwykle w irlandzkiej debacie publicznej, diabeł tkwi w szczegółach, bo choć pomysł ma w sobie coś pociągającego, w praktyce oznaczałby głęboką reformę całego systemu zatrudnienia, szkolnictwa i służby zdrowia. Może więc zamiast pytać, czy skrócić tydzień pracy, powinniśmy zapytać: dla kogo i w jaki sposób? Prawdopodobne jest, że czterodniowy tydzień pracy może być błogosławieństwem, ale tylko wtedy, gdy nie stanie się kolejnym przywilejem zarezerwowanym dla nielicznych. Wtedy, jak zauważyła Ciara Kelly, pozostanie nam tylko ironiczna puenta: „Nie czterodniowy tydzień pracy, ale czterodniowa iluzja równości”.
Może więc potrzebujemy nie mniej dni pracy, ale więcej sensu w tych, które już mamy.
*
Abstrahując od mojego trybu pracy, więc siedmiu dni w tygodniu, wielokrotnie zastanawiałem się, czy w ogóle chciałbym tych trzech dni wolnych w tygodniu? Słabo to widzę, patrząc na ostatnie kilka lat mojego życia i nawet kiedy kilkudniowe wolne wypełnione mam od świtu do nocy, zawsze czegoś mi brakuje. Tak usiadłbym do komputera, skrobnął jakąś kąśliwą uwagę, przejechałbym się tekstowo po politykach, a tu wolne i mam odpoczywać, znaczy balansować swoje życie. Chyba nie chcę tych trzech dni wolnych od pracy, ale musiałbym spróbować, żeby odpowiedzieć sobie, czy tak jest w rzeczywistości.
Bogdan Feręc
Źr. News Talk
Photo by Eric Rothermel on Unsplash

