Dlaczego upadająca Europa karze konsumentów zamiast naprawić siebie
W Unii Europejskiej narasta złość, już nie ta cicha, codzienna, klikana myszką przy kuchennym stole. Złość ludzi, którzy chcą kupować tanio i szybko, a zamiast tego dostają od Komitetu Centralnego Unii Europejskiej kolejne opłaty, cła i pouczenia o „suwerenności rynku”. Konsument patrzy na rachunek, nie na ideowy manifest i mówi wprost – nie obchodzi mnie, że Europa nie jest konkurencyjna. Obchodzi mnie cena.
Od 1 lipca przyszłego roku aparat przymusu, czyli ministrowie finansów UE planują wprowadzenie ryczałtowego cła w wysokości 3 euro na każdą paczkę o niskiej wartości, która wwożona jest do Unii. Chodzi głównie o przesyłki z platform takich jak Shein, Temu, czy AliExpress. To kolejny krok po zeszłomiesięcznym porozumieniu znoszącym bezcłowy próg dla paczek o wartości poniżej 150 euro, wysyłanych bezpośrednio do konsumentów. De facto: koniec taniego wyjątku, witaj droższa codzienności.
Brzmi technicznie, ale skutki są bardzo przyziemne. W zeszłym roku do UE trafiło około 4,6 miliarda takich paczek, a to ponad 145 przesyłek na sekundę, z czego dziewięć na dziesięć pochodziło z Chin. Ludzie głosowali portfelem, masowo i bez wahania, a nie dlatego, że kochają chińskie platformy, lecz dlatego, że europejski rynek od lat nie potrafi zaoferować podobnej ceny przy podobnej dostępności.
Politycy mówią dziś nieskładnie o nieistniejącej „ochronie jednolitego rynku”, „bezpieczeństwie produktów” i „suwerenności”, ale nie umieją wyjaśnić, dlaczego ta sama koszulka kupowana w Chinach i Europie różni się ceną w sposób znaczny. Nie umieją też odpowiedzieć na pytanie, dlaczego produkty płynące przez miesiąc z Chin, mogą być tańsze od tych produkowanych na miejscu, czyli w Europie, choć droga do odbiorcy jest znacząco krótsza. Francuski minister finansów Roland Lescure nazwał nowe cło „wielkim zwycięstwem Unii Europejskiej”, co można skwitować słowami, że nie rozumie pojęcia wolnego handlu. Problem w tym, że zwycięstwo Brukseli często oznacza porażkę Kowalskiego albo Dubois, albo Schmidta.
Prawda jest mniej wygodna i znacznie bardziej staroświecka: Europa sama zabiła swoją konkurencyjność. Nie Chiny, nie algorytmy, nie fast fashion, a zrobiły to polityczne decyzje. Cały ten unijny aparat przymusu, więc nadmiar regulacji, obciążenia fiskalne, podatkowy labirynt i koszty pracy, które sprawiają, że europejski producent startuje w wyścigu z kulą u nogi, a potem przychodzi zdziwienie, że przegrywa. Na domiar złego Bruksela jest zdania, że o ile opodatkuje wszystko, co wchodzi na jej rynek, sprawa się wyklaruje i Stary Kontynent znów będzie mlekiem i miodem płynącym. Nie będzie i politykierzy muszą to zrozumieć!
Krajowi detaliści skarżą się, że są w gorszej sytuacji niż zagraniczni giganci e-commerce i często mają rację, ale odpowiedzią nie jest dowalenie opłaty konsumentowi. To najprostszy, najbardziej leniwy, a nawet po prostu głupi ruch, jaki można zastosować. Zamiast obniżyć podatki wytwórcom, uprościć prawo i pozwolić oddychać przedsiębiorcom, Unia Europejska wybiera drogę okrężną: utrudnić zakupy. Ten pomysł już sam w sobie powinien spotkać się z krytyką, a dlatego, że staje w opozycji do zasad światowego handlu. Co istotne, Unia mogłaby spojrzeć na USA, które za sprawą swojego prezydenta wprowadziły horrendalne stawki celne, a teraz, w zaciszu gabinetów, bez rozgłosu, ale stopniowo je obniżają, bo uderzyły w amerykańską gospodarkę.
Nowa opłata ma być „tymczasowa” jak podatek USC w Irlandii, a do czasu wypracowania długoterminowego systemu. Brzmi znajomo? Tymczasowość w europejskim wydaniu bywa wieczna. Komisja Europejska już w maju zaproponowała dodatkową opłatę manipulacyjną w wysokości 2 euro za paczkę, a państwa członkowskie negocjują jej ostateczny kształt. Wejście w życie przewiduje się na koniec 2026 roku. Zegar tyka, a koszyk drożeje.
Bruksela powinna też pamiętać, że ludzie nie są naiwni. Widzą, że to nie jest walka o ich bezpieczeństwo, lecz próba przykrycia wieloletnich błędów politycznych. Konsument chce kupować tanio. To nie grzech, to instynkt. Europa, zamiast walczyć z własnymi obywatelami, powinna wreszcie zapytać samą siebie, dlaczego nie potrafi grać w tę samą grę. Bo jeśli odpowiedzią na globalną konkurencję ma być kolejna opłata, to nie jest strategia to czyste zidiocenie elit i kapitulacja w eleganckim opakowaniu.
Bogdan Feręc
Źr. RTE
Photo by CHUTTERSNAP on Unsplash

