Decyzje rządu czynią nas uboższymi
Nie trzeba recesji, krachu ani finansowej apokalipsy, żeby ludzie biednieli. Czasem wystarczy dobrze skrojony budżet, czyli taki, który na konferencji prasowej wygląda rozsądnie, a w rachunku domowym zostawia po sobie cichy ubytek. Według najnowszych analiz Instytutu Badań Ekonomicznych i Społecznych (ESRI) właśnie z tym mamy dziś do czynienia.
ESRI wylicza wprost, że decyzje budżetowe rządu doprowadzą do spadku dochodów rozporządzalnych wielu gospodarstw domowych o 1,3%, niby niewiele, ale w praktyce to mniej pieniędzy na czynsz, rachunki, transport, jedzenie. Najmocniej odczują to gospodarstwa o średnich. Zamrożenie progów i ulg podatkowych, przy jednoczesnym wycofaniu tymczasowych świadczeń wyrównawczych, działa jak podatek bez nazwy. Pensje nominalnie mogą rosnąć, ale realnie coraz większy kawałek zjada fiskus i inflacja. Klasyczny trik: nikt niczego nie podniósł, a i tak płacisz więcej.
Rząd lubi powtarzać, że gospodarka ma się dobrze i formalnie to prawda. ESRI prognozuje wzrost gospodarczy na poziomie 2,1% w przyszłym roku, ale problem w tym, że to wyraźne spowolnienie po 4% w 2025 roku. Nie dlatego, że wszystko się wali, lecz dlatego, że zeszłoroczny boom inwestycyjny był jednorazowy. Silnik więc zwalnia, choć władza udaje, że to tylko zmiana biegu.
Rynek pracy też zaczyna tracić impet. Zatrudnienie będzie rosło wolniej, a bezrobocie wzrośnie z 4,8% do 5,2% w 2026 roku, jednak to nadal nie dramat, ale kierunek jest jasny. Gospodarka wciąż biegnie, tylko coraz bardziej pod górę. Kontrast między „papierową” potęgą a życiem codziennym widać szczególnie dobrze w liczbach PKB. Ten liczony razem z gigantami międzynarodowymi, ma wzrosnąć w tym roku aż o 13,1%, a w przyszłym o 5,7%. Brzmi jak eldorado, tyle że ten wzrost napędza eksport i korporacje, które żyją w innej galaktyce niż przeciętne irlandzkie gospodarstwo domowe.
Problem mieszkaniowy pozostaje nierozwiązany. ESRI podtrzymuje prognozę 35 tysięcy nowych domów w tym roku i 36 tysięcy w 2026. Tymczasem, jak przyznaje ekonomista Conor O’Toole, realne potrzeby to ponad 50 tysięcy rocznie. Resztę wszyscy znamy: wysokie czynsze, drogie kredyty, coraz ciaśniejsze życie, a to znów forma ubożenia.
Na horyzoncie czai się jeszcze jedno ryzyko: sztuczna inteligencja. ESRI ostrzega, że Irlandia jest szczególnie wrażliwa na zmiany w tym obszarze ze względu na koncentrację międzynarodowych korporacji technologicznych. Technologie zastępujące pracę mogą uderzyć w zatrudnienie, a jeśli pęknie bańka inwestycji w AI, skutki odczują nie tylko pracownicy, lecz także budżet państwa uzależniony od podatków płaconych przez te firmy.
Do tego dochodzi stary grzech główny finansów publicznych, czyli nadmierne poleganie na niestabilnych wpływach z podatku dochodowego od osób prawnych. ESRI po raz kolejny ostrzega, że to ryzykowna gra. Zwłaszcza że polityka fiskalna została poluzowana w momencie, gdy cykl koniunkturalny wcale tego nie uzasadnia. Obraz jest więc spójny, choć niewygodny. Gospodarka wygląda solidnie na slajdach, ale decyzje rządu stopniowo uszczuplają realne dochody ludzi. Nie biedniejemy spektakularnie, biedniejemy systemowo, po cichu, miesiąc po miesiącu.
*
To nie jest historia o jednym złym budżecie, to opowieść o państwie, które coraz częściej myli dobre wskaźniki z dobrym życiem, ale portfele mieszkańców wyspy nie czytają raportów. One po prostu wiedzą, że zostaje w nich coraz mniej.
Bogdan Feręc
Źr. RTE
Photo by Jakub Żerdzicki on Unsplash


