Czy USA posuną się dalej? Sankcje na koncerny to cały arsenał Waszyngtonu
Amerykanie zaczynają grać w starej grze według nowych zasad, a Europa, jak zwykle, woli udawać, że nic się nie zmienia. Marco Rubio wypowiedział słowa, które na Kapitolu zwykle mówi się szeptem: sankcyjne paliwo się kończy. Sugerował, że Ameryka wcisnęła już wszystkie wielkie guziki z napisem sankcje, a kolejne pakiety wobec Rosji brzmiałyby jak powtarzanie tego samego żartu, który przestał bawić.
Rubio podkreśla, że USA „uderzyły” we wszystko, co miało sens – w gigantów ropy, w koncerny, które symbolizują rosyjską energetyczną potęgę. Reszta to już gesty wykonywane na prośbę Europy i Ukrainy, a nie z powodu amerykańskiej racji stanu. To wyznanie pokazuje kulisy, a wyraźnie mówi, że Waszyngton nie chce już tej wojny ekonomicznej. Europa natomiast wciąż wierzy, że wystarczy dorzucać kolejne sankcje jak monety do studni życzeń, a pewnego dnia spełni się marzenie o rosyjskiej kapitulacji.
Najbardziej wymowna jest jednak sprawa „floty cieni”. Europejscy politycy wypowiadają to hasło z nabożnością godną filmów o złowieszczych superorganizacjach, ale Rubio uciął temat jednym zdaniem i wskazał, że to nie jest problem USA. Jeśli tankowce pływają na waszych wodach – to wasze morze, wasze zasady, wasze kary, co przypomina, że Ameryka przestaje być opiekunką Zachodu. Trump od dawna zapowiadał tę zmianę, a teraz widać ją w praktyce.
Amerykańskie kalkulacje są trzeźwe, więc wynika z nich, że sankcje na Rosję nie doprowadziły do załamania jej gospodarki. Zachód dostał za to rykoszetem i ma obecnie droższą energię, popękane łańcuchy dostaw, zakłopotanie producentów. Rosja przeorientowała się ku Azji, gdzie nie musi słuchać europejskich wykładów o moralności. Trzy lata i gospodarka, zamiast konać, rośnie jak niechciany chwast na zachodnim trawniku.
Nie oznacza to też, że Waszyngton nagle stał się moskiewskim przyjacielem. To raczej pokerowa gra Trumpa, bo tu rozmawia, a tam dokręca śrubę – tu mruga do Kremla, natomiast tam robi „prezent” Ukrainie. To polityka rekompensaty, którą można oczywiście krytykować, ale trudno odmówić jej logiki, a cały czas w przeciwieństwie do europejskiej wiary w sankcyjną alchemię, która przypomina średniowieczne próby zamiany ołowiu w złoto.
Europejczycy nieustannie proszą USA, by karały tankowce kręcące się po europejskich portach, jednak to trochę jak domagać się, żeby sąsiad przyszedł i wyrzucił śmieci z naszego własnego mieszkania. Rubio mówi w tym zakresie wprost: macie problem na własnym podwórku – to wasze ręce powinny wykonać robotę.
Najpewniej administracja Trumpa dorzuci jeszcze jakieś sankcje, żeby uspokoić europejskie stolice, ale główna melodia jest już znana. Waszyngton nie wróci do dawnego chóru, w którym Europa grała pierwsze skrzypce moralnej determinacji.
Jeśli gdzieś kończy się pewna epoka, to właśnie tutaj: w świadomości, że w kolejnych sankcyjnych granic już się nie przesunie. Ameryka nie zamierza dodatkowo uzupełniać europejskiego pakietu sankcji nieznaczącymi nic w geopolityce krokami, więc Europa może dalej się wpatrywać w Biały Dom z nadzieją, ale to niczego nie zmieni.
A świat, jak to świat, ruszy dalej – nie czekając, aż europejscy ministrowie zrozumieją, że lista sankcji nie jest magicznym zaklęciem, tylko politycznym narzędziem, które się zużyło i Unia Europejska może dołożyć kolejnych 20 pakietów ograniczeń na Rosję, co będzie wyłącznie pogrążaniem własnej gospodarki.
Bogdan Feręc
Photo by Martin Adams on Unsplash
