Cztery dni do katastrofy, czyli przyszłość bez pracy

Wszystko jest pięknie, prawda? Włączasz telewizor, a tam uśmiechnięty minister z teczką, uśmiechnięta pani z HR-u, uśmiechnięty pan z korporacji i uśmiechnięty dziennikarz, który z przejęciem mówi: „Nowa era pracy! Czterodniowy tydzień – więcej życia, mniej stresu”. Kamera przejeżdża po biurze, w którym roześmiani trzydziestolatkowie piją kawę z napisem Work-Life Balance is the Key, a w tle wyświetla się slogan: „Pracuj krócej, zarabiaj tyle samo!”. Brzmi jak utopia? Jeżeli to rozumiesz, to tak, bo gdy ktoś ci obiecuje raj na ziemi za pomocą ustawy, to znaczy, że ktoś inny właśnie zaczyna montować ogrodzenie wokół twojego portfela.

Czterodniowy tydzień pracy, czyli najnowsze dziecko polityków, którzy wciąż wierzą, że rzeczywistość można zapisać w rozporządzeniu, ma być, jak głoszą, rewolucją społeczną. Cztery dni pracy, trzy dni odpoczynku, a w tym czasie tańce, grille, spacery, TikTok, Netflix i pełne konto w banku. Nie trzeba być ekonomistą, żeby wiedzieć, że coś tu się nie spina. Kiedy ktoś mówi, że „wszyscy na tym zyskają”, zwykle oznacza to, że ktoś inny już liczy straty – i na pewno nie będą to ministrowie.

Oto w założeniach programu – tego pilotażowego, testowego, a więc „niegroźnego” (jak zwykle na początku każdej katastrofy) mamy scenariusz, który brzmi jak bajka: człowiek będzie pracować krócej, ale zarabiać tyle samo, a rząd dopłaci różnicę, więc pokryje straty, żeby firmy nie ucierpiały. Aż chce się zapytać: Z jakich pieniędzy, kochani? Bo jeśli państwo rozdaje, to znaczy, że wcześniej komuś zabrało, a jeśli rozdaje z nadzieją, że „samo się zwróci”, to jesteśmy już w krainie ekonomicznych debili.

Dopłaty, które nigdy się nie kończą (aż do momentu, gdy się kończą)

Pierwszy etap wygląda wspaniale. Firmy zgłaszają się do programu, dostają dotacje, a rząd dumnie pokazuje statystyki: „Zadowolenie z pracy wzrosło o 40%, produktywność o 25%, stres spadł o połowę”. Wszyscy klaszczą. Na konferencjach pojawiają się influencerzy od szczęścia, którzy tłumaczą, że cztery dni pracy to nie tylko innowacja, ale też „cywilizacyjny postęp”. A potem przychodzi rzeczywistość – ten niechciany uczestnik każdej rewolucji.

Kiedy kończą się rządowe dopłaty, kończy się także bajka, bo przecież nie ma firmy, która z dobroci serca utrzyma płace na tym samym poziomie przy o 20 procent mniejszej liczbie godzin. Przez chwilę jeszcze próbują, żeby nie wyjść na antyspołecznych kapitalistów, ale w końcu ktoś musi powiedzieć: „Nie stać nas”. Wtedy zaczyna się etap drugi, czyli „restrukturyzacja”, a to piękne korporacyjne słowo oznaczające po prostu zwolnienia.

Wtedy się okaże, że część zadań można jednak zautomatyzować, że nowy system z AI radzi sobie lepiej niż trzech pracowników, którzy potrzebują czterodniowego tygodnia. Że robot się nie spóźnia, nie bierze L4, nie potrzebuje urlopu i nie ma nastrojów. I wtedy, moi drodzy, zobaczymy prawdziwe efekty rewolucji. Czterodniowy tydzień pracy stanie się czterodniowym tygodniem życia, a za nim przyjdzie dzień piąty, w którym się zorientujesz, że twoja karta kredytowa już nie działa.

Lenistwo jako nowa religia

Żyjemy w czasach, w których praca przestała być wartością, a stała się obciążeniem. Kiedyś mówiło się z dumą: „Mam pracę”, a dziś słyszę: „Nie chcę się przepracować”. Za tym ostatnim stwierdzeniem często nie stoi troska o zdrowie psychiczne, tylko zwykła niechęć do wysiłku. Generacja Z wyniosła z internetu przekonanie, że życie to pasmo chilloutu, a sukces przychodzi sam, najlepiej przez TikToka albo podcast o „work-life balance”.

Czterodniowy tydzień pracy jest spełnieniem tego marzenia o życiu bez wysiłku, więc to nic innego, jak systemowa forma lenistwa, która ma nam wmówić, że mniej oznacza więcej, a przynajmniej lepiej. W teorii krótszy tydzień pracy ma nas uczynić bardziej efektywnymi, bardziej zrelaksowanymi, bardziej kreatywnymi, ale w praktyce… Jeśli dasz ludziom dodatkowy dzień wolny, to większość z nich nie pójdzie na kurs języka, nie przeczyta książki, tylko po prostu… nie będzie nic robić. Tak, dokładnie tak, jak w piosence Kasi Klich – „nic będę robić”.

Oczywiście znajdą się tacy, którzy powiedzą, że to ich święte prawo – i mają rację. Problem zaczyna się wtedy, gdy to prawo przestanie być finansowane z publicznej kieszeni. Spójrzmy teraz na tę sprawę w tej strony, ja pracuję pięć dni, a ktoś cztery, ale oboje dostajemy tyle samo, to znaczy, że ja utrzymuję jego piąty dzień wolny od pracy i to też do czasu. Wówczas żadne ideologiczne zaklęcia o „nowym modelu pracy” tego faktu nie zmienią. Proste?!

Robot zamiast człowieka – marzenie księgowego, koszmar społeczeństwa

Kiedy politycy wprowadzą czterodniowy tydzień pracy, stworzą świat, który nie będzie już światem ludzi, tylko algorytmów. Sztuczna inteligencja nie pije kawy, nie potrzebuje lunchu, nie pyta o podwyżkę. Działa non stop, bez marudzenia i, co bodaj najważniejsze – kosztuje coraz mniej.

Więc jeśli ktoś myśli, że skracając tydzień pracy, ocali miejsca zatrudnienia, to chyba nigdy nie rozmawiał z żadnym przedsiębiorcą. W momencie, gdy wydajność człowieka spadnie o 20%, a koszt utrzymania zostanie ten sam, zarządy firm zrobią to, co robią zawsze: obetną koszty. A że żyjemy w epoce AI, to nie będą już potrzebować ludzi, których zaczną masowo zastępować „inteligentnymi” maszynami.

Zresztą, po co im ludzie? Zatrudnienie człowieka to ryzyko – prawo pracy, zwolnienia, emocje, związki zawodowe. Zatrudnienie programu – czysta matematyka. Robot nie ma dzieci, nie choruje, nie pali papierosów i nie idzie na urlop macierzyński, a jak się zepsuje, to się go po prostu wymienia. W efekcie czterodniowy tydzień pracy przyspieszy proces, który już trwa i całkowicie zdehumanizuje rynek pracy. Ludzie staną się po prostu zbędni, a społeczeństwo zacznie dryfować w stronę nowego podziału: tych, którzy jeszcze mają zajęcie, i tych, którzy już tylko czekają na przelew z urzędu, by zasiłek nie pozwolił im umrzeć z głodu.

Dotacje, czyli narkotyk polityki

Nie oszukujmy się – cały ten system zadziała tylko dzięki dopłatom. Rząd powie, że to „inwestycja w przyszłość”, „eksperyment”, „pilotaż” i przez chwilę będzie nawet dobrze i wszyscy będą zadowoleni. Ale z dotacjami jest jak z narkotykiem: uzależniają, więc kiedy raz je wprowadzisz, nie da się ich już łatwo wycofać. Społeczeństwo przyzwyczaja się do tego błyskawicznie, a politycy nie mają odwagi powiedzieć: „Koniec, teraz sami musicie sobie poradzić”. Jednak w tym przypadku nadejdzie ten moment i gdy dopłaty się skończą, firmy zostaną same z kosztami, czyli to właśnie wtedy zacznie się prawdziwy kryzys. Ceny wzrosną, bezrobocie wzrośnie, inflacja przyspieszy, bo ktoś przecież musi zapłacić za to, że przez dwa albo trzy lata udawaliśmy, iż można pracować mniej i generalnie zarabiać więcej.

Wówczas przyjdzie czas na winnych. Politycy będą tłumaczyć, że to „globalne zawirowania gospodarcze”, że „nie przewidzieli wpływu AI”, że „firmy źle wdrożyły model”, ale to będzie już po fakcie – po tym, jak tysiące ludzi stracą pracę, a reszta zrozumie, że równowaga między życiem a pracą jest nic niewarta, jeśli nie masz pieniędzy na rachunki, które nie przestają przychodzić.

Nowy proletariat – klasa „niepotrzebnych”

Uważam, że jeśli coś naprawdę grozi nam w tej rewolucji, to nie nasze obecne lenistwo, lecz niepotrzebność. Społeczeństwo, w którym praca przestaje być centralnym punktem życia, to społeczeństwo, które traci sens. Nie dlatego, że wszyscy musimy być zapracowani, ale dlatego, że praca daje człowiekowi miejsce w strukturze świata. To dzięki niej mamy tożsamość, samodzielność, poczucie wartości. Kiedy to znika, zostaje pusta przestrzeń, ale tę pustkę ktoś zawsze wypełni – najczęściej system. Państwo, które zacznie rozdawać Universal Basic Income, czyli dochód podstawowy. Brzmi szlachetnie – „nikt nie zostanie bez środków do życia”, tylko że w praktyce to znaczy: „będziesz żył na naszym garnuszku, więc będziesz robił to, co ci powiemy”, więc nie będzie to więcej czasu na uciechy, nie będzie to też emancypacja, a system ten stanie się nowoczesną formą zniewolenia.

Utopia, która przestaje być śmieszna

Czterodniowy tydzień pracy to nie żaden postęp, tylko ładnie opakowana utopia, która ignoruje podstawowe prawa ekonomii i psychologii. Ludzie nie stają się szczęśliwsi, gdy mają więcej wolnego, tylko wtedy, gdy mają poczucie sensu. A tego nie zastąpią ani seriale, ani coaching, ani weekendy w górach. Świat pracy się zmienia – to fakt, ale jeśli ktoś nadal myśli, że można „oszukać system” i zrobić rewolucję dekretami, to skończy jak każdy utopista: w świecie pełnym frustracji, gdzie nikt nie pracuje, a wszyscy marudzą, że nic nie działa.

Jakby na to wszystko nie patrzeć, ostatecznie nie chodzi o to, ile dni spędzamy w biurze albo za sklepową ladą, ale o to, czy w ogóle mamy dokąd iść w poniedziałek. A jeśli rządy i ich mocodawcy, czy też spece od nowych ideologii dalej będą eksperymentować na gospodarce jak na doświadczalnym króliku, to ten kolejny poniedziałek w pracy może w końcu w ogóle nie nadejść.

Epilog: cztery dni pracy, trzy dni strachu

Można się śmiać, że to tylko pilotaż, że nic się nie stanie, że to „eksperyment społeczny”, ale historia zna już takie eksperymenty, które zaczynały się od uśmiechów, a kończyły na bezrobociu i frustracji. Czterodniowy tydzień pracy to nie droga do wolności – to początek systemowego uzależnienia od dotacji, które prędzej czy później się skończą. A kiedy się skończą, zniknie nie tylko piąty dzień pracy, ale także piąty dzień życia, ten, w którym człowiek miał poczucie, że jest, a właściwie był wtedy potrzebny.

Bo można żyć krócej, pracować mniej i marzyć o szczęściu – dopóki ktoś inny jeszcze pracuje, żebyś ty mógł nic nie robić. Ale kiedy i on straci robotę, wtedy zrozumiemy, że czterodniowy tydzień pracy był tylko pierwszym krokiem do świata, w którym nikt już nie ma pracy – i nikomu nie chce się żyć, a i nie będzie po co żyć.

Bogdan Feręc

Photo by SEO Galaxy on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Kurier już nie doje
14 mld zł deficytu
"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.