Budżet 2026: Kolejny rok złudzeń. Ulgi dla bogatych, ochłapy dla reszty

Zaskoczenia nie ma i irlandzki budżet na 2026 rok jest dokładnie taki, jak zapowiadano, więc ostrożny, zachowawczy i w duchu „nie ruszajmy tego, co działa – choć działa tylko dla niektórych”. Minister finansów Pascal Donohoe znów zagrał na dobrze znanych nutach – trochę obniżek dla inwestorów, trochę obietnic dla przedsiębiorców, zero konkretów dla tych, którzy po prostu próbują przetrwać. Zwykły obywatel, który liczył, że tym razem rząd naprawdę sięgnie po 165 miliardów euro uśpionych oszczędności i skieruje je w stronę realnej gospodarki, może schować nadzieję do szuflady obok rachunków za energię.
Ulgi dla inwestorów, stagnacja dla klasy średniej
Najgłośniejsza zmiana to obniżka podatku wyjściowego od funduszy inwestycyjnych i ETF-ów – z 41% do 38%. Rząd przedstawia to jako zachętę dla gospodarstw domowych, by „inwestowały w przyszłość”. W praktyce jednak większość mieszkańców Zielonej Wyspy nawet nie ma czego inwestować, bo ich przyszłość topnieje co miesiąc na czynszu, kredycie i rachunkach.
Trzy punkty procentowe mniej dla tych, którzy już mają z czego inwestować, nie stanowią bodźca dla społeczeństwa – to raczej ukłon w stronę lepiej sytuowanych, którym państwo właśnie zapaliło zielone światło do jeszcze większych zysków.
Zasada „domniemanej sprzedaży”, czyli kuriozalny przepis, wedle którego inwestor płaci podatek od zysków hipotetycznych po ośmiu latach, nawet jeśli nie sprzedał inwestycji, pozostała nietknięta.
Oznacza to, że obniżka podatku jest symboliczna, ale absurdalne reguły, które od lat zniechęcają drobnych inwestorów, zostają.
Wielka reforma systemu podatkowego? Przesunięta do „planu działania” na przyszły rok. Innymi słowy, kolejna obietnica z odroczonym terminem przydatności.
„Plan działania”, czyli plan, by planować
Minister Donohoe z powagą ogłosił, że na początku przyszłego roku opublikuje plan uproszczenia systemu podatkowego. To już brzmi znajomo, a tylko dlatego, że podobne „plany działania” zapowiadał rząd w sprawie mieszkań, kosztów energii i systemu zdrowia. Efekt? Wszędzie ten sam – raporty, konsultacje, prezentacje i brak realnych skutków.
Tym razem również nie chodzi o rewolucję fiskalną, lecz o kosmetykę, która ma „zachęcić do inwestycji detalicznych”. Komisja Europejska już podpowiedziała, żeby stworzyć konta oszczędnościowo-inwestycyjne z ulgami podatkowymi, więc dokładnie to rząd planuje wpisać w nową strategię. W teorii brzmi dobrze, w praktyce zaś będzie to kolejny produkt finansowy dla klasy średniej z górnej półki, a nie narzędzie dla przeciętnego obywatela.
Milionowe ulgi, ale nie dla ciebie
Dla przedsiębiorców – owszem, coś się znalazło, więc limit ulgi CGT dla właścicieli firm wzrósł z 1 do 1,5 mln euro. Oznacza to, że ci, którzy sprzedadzą swoje przedsiębiorstwa, zapłacą tylko 10% podatku od zysków do tego pułapu.
W przeliczeniu na pieniądze: oszczędność podatkowa w wysokości 345 tysięcy euro.
Dla porównania przeciętna irlandzka rodzina, która ledwo wiąże koniec z końcem, nie zobaczy nawet trzech tysięcy oszczędności na koncie w ciągu roku. Ale pamiętajmy, że wg ministra budżet jest „zrównoważony”, a Paschal Donohoe z dumą mówi o „sprawiedliwości i zachętach do przedsiębiorczości”.
Niektórzy eksperci, jak Úna Ryan z Grant Thornton Ireland wskazują, iż ta zmiana może wręcz zaszkodzić rynkowi, bo wiele firm wstrzyma transakcje do początku 2026 roku, by załapać się na korzystniejsze przepisy. W prostych słowach reforma, która miała przyspieszyć gospodarkę, może ją… chwilowo zamrozić.
Rynek przede wszystkim
Rząd nie zapomniał też o giełdzie i wprowadza zwolnienie z podatku od czynności cywilnoprawnych (1% od transakcji na akcjach) dla przedsiębiorstw o kapitalizacji poniżej 1 mld euro.
Znów brzmi jak wsparcie dla „lokalnych biznesów”, ale w praktyce dotyczy wąskiej grupy firm, które już mają dostęp do rynków kapitałowych. To nie piekarnia z Cork ani warsztat w Limerick skorzystają na tej decyzji, tylko dynamiczne spółki z doradcami podatkowymi i notowaniami na giełdzie. Dla zwykłych ludzi ta zmiana ma wartość czysto symboliczno-propagandową, choć rząd może powiedzieć, że „wspiera rozwój lokalnych przedsiębiorstw”.
167 miliardów – mit nie do ruszenia
Od miesięcy powtarza się, że irlandzkie gospodarstwa domowe siedzą na 167 miliardach euro oszczędności. Rząd, a za nim eksperci, apelują, by część tych środków „uruchomić” i skierować na inwestycje, ale nikt nie mówi, że te „oszczędności” są nierówno rozłożone.
Większość z nich należy do zamożnych, którzy już inwestują, podczas gdy miliony podatników z Irlandii trzyma na koncie symboliczne rezerwy, głównie na wypadek kolejnego wzrostu czynszu czy stóp procentowych.
Budżet 2026 nie robi nic, by wyrównać te proporcje. Nie ma obniżki VAT-u, nie ma zwiększenia ulg dla rodzin, nie ma reformy opłat komunalnych ani wsparcia dla najemców, natomiast rząd woli mówić o „mobilizacji kapitału”, zamiast o mobilizacji społeczeństwa.
Budżet dla tych, którzy i tak sobie poradzą
Trudno oprzeć się wrażeniu, że budżet na 2026 rok został napisany przez ludzi, którzy nigdy nie musieli zastanawiać się, czy zapłacić czynsz, czy rachunek za prąd. Z każdej strony słychać deklaracje o „zachętach”, „planach” i „strategiach”, ale nie ma żadnej realnej ulgi dla pracujących, dla rodzin z dziećmi, dla młodych, którzy wciąż nie mogą kupić mieszkania. To budżet, który uspokaja rynki, nie ludzi.
Minister Donohoe powiedział, że obniżenie podatku od funduszy to „niezbędna zmiana dla rozwoju lokalnych przedsiębiorstw”. Owszem – dla przedsiębiorstw, które już istnieją, działają, mają doradców finansowych i konta w Luksemburgu. Dla reszty – ani grosza, ani nadziei.
Punktacja końcowa: trzy minusy i zero plusów
Jeśli podsumować ten budżet w kategoriach zwykłego obywatela:
- Ulga dla funduszy inwestycyjnych – bezużyteczna, jeśli nie masz funduszu.
- Plan uproszczenia podatków – odłożony.
- Zachęty do inwestowania – skierowane do tych, którzy już mają nadmiar środków.
- Podwyższony limit ulgi CGT dla przedsiębiorców – ogromny prezent dla wąskiej grupy.
- Zwolnienie dla spółek giełdowych – kolejna cegiełka w ścianie oddzielającej gospodarkę finansową od realnego życia.
I właśnie dlatego – mimo całej ministerialnej retoryki o „zrównoważonym rozwoju” – budżet 2026 jest budżetem nierówności. Nie jest katastrofalnym, nie jest również spektakularnie złym, ale po prostu: nie dla ludzi. Jest to jednak dokument napisany językiem rynków i inwestorów, w którym codzienność obywateli sprowadzono do przypisu pod tabelą fiskalną.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by Immo Wegmann on Unsplash