Najpierw zabrali, potem spanikowali. Rząd po cichu oddaje ulgi, bo ludzie zaczęli zbierać kamienie

Rząd odkrył starą, zapomnianą prawdę, że wyborcy mają kalkulatory i pamięć, a po tygodniach krytyki, złości oraz nerwowego stukania w zakupowe koszyki, wicepremier i minister finansów w jednej osobie Simon Harris ogłosił, że… jednak się da. Obniżki podatków wracają na tapet, czyli ulgi, które zniknęły w październikowym budżecie niczym skarpetki w pralce, mają zostać stopniowo przywracane w ciągu najbliższych czterech lat. Oczywiście pod warunkiem, że „finanse publiczne pozostaną stabilne”, więc klasyczne „tak, ale”.

Jesienny budżet był politycznym odpowiednikiem zimnego prysznica bez zapowiedzi. W czasie, gdy koszty życia rosną szybciej niż ktokolwiek jest za nimi nadążyć, rząd zaprezentował dokument, który z problemami zwykłych gospodarstw domowych miał kontakt głównie wizualny. Brak realnej pomocy, brak ulg, brak empatii. Reakcja była przewidywalna: fala krytyki, gniew wyborców i pytanie, czy ktoś tam na górze w ogóle chodzi do supermarketu. Teraz Simon Harris zapewnia, że intencje były szlachetne, a pieniądze „za ciężką pracę mają trafiać do rodzin, a nie do fiskusa”. Problem w tym, że dokładnie odwrotnie odebrano październikowe decyzje, jako sygnał, że państwo najpierw sięga do kieszeni obywatela, a dopiero potem zastanawia się, jak ten obywatel ma dożyć do końca miesiąca.

Zapowiedź powrotu obniżek podatków to więc nie akt odwagi, lecz reakcja obronna. Rząd zobaczył sondaże, usłyszał gniew i zrozumiał, że cierpliwość społeczna nie jest zasobem odnawialnym. Gdy rachunki rosną, a pensje stoją w miejscu, opowieści o „stabilności finansów publicznych” przestają działać jak zaklęcie.

Czteroletnia perspektywa brzmi rozsądnie w ministerialnych prezentacjach, ale dla rodzin żyjących od wypłaty do wypłaty to wieczność. Ludzie nie planują budżetu domowego w horyzoncie kadencji rządu. Planują go do następnego tygodnia. Dlatego obecne deklaracje Harris’a odbierane są nie jako hojność, lecz jako korekta kursu po politycznym poślizgu.

*

W mojej ocenie rząd się przestraszył. Nie rynków, nie ekspertów, ale zwykłych ludzi, którzy zaczęli głośno mówić, że coś tu się nie zgadza. I choć ulgi mają wracać powoli i ostrożnie, sam fakt zmiany tonu pokazuje, kto w tej grze naprawdę trzyma ster. Portfele wyborców i kamienie w ich rękach, a te, jak się okazuje, potrafią być bardziej przekonujące niż sto konferencji prasowych.

Bogdan Feręc

Źr. Independent

Fot. CC – EU

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Ryanair znów leci b
Bruksela i Coimisiú
Play sound
"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

Play sound
"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.