Ostatnia wartownia łap. Prezydent Higgins żegnał Áras w towarzystwie przyjaciół na czterech łapach
Były przemówienia, ceremonialne bramy i ostatnie uściski dłoni w blasku państwowych reflektorów, ale najczulsze pożegnanie Michaela D. Higginsa miało ciężar łap, miękkość sierści i rytm merdającego ogona.
W niedzielny poranek, gdy kończący 14-letnią prezydenturę Higgins wraz z żoną Sabiną opuszczał rezydencję Áras an Uachtaráin, przed bramą w Phoenix Park czekał tłum, który trudno pomylić z tradycyjną asystą dygnitarzy. Zgromadzili się właściciele berneńskich psów pasterskich, a razem z nimi kilkadziesiąt majestatycznych czworonogów, gotowych na ostatnie spojrzenie, dotyk i wspólne milczenie.

To nie był przypadek ani spontaniczny zbieg okoliczności. Po objęciu urzędu w 2011 roku Higgins uczynił z Áras miejsce, w którym polityka sąsiadowała z codziennym życiem, a państwowa etykieta musiała ustąpić, gdy berneńskie psy domagały się głaskania po brzuchu. Sabina Higgins i psy tej rasy stali się stałą częścią pejzażu rezydencji, jej łagodnym rytmem i rozpoznawalnym uśmiechem.
Prezydent od lat związany z berneńską rodziną, dziś opiekuje się pięcioletnim Misneachem, który kontynuuje tradycję psów-gospodarzy Áras. Wcześniej tę rolę pełniły dwa inne ukochane psy pary prezydenckiej: Síoda, która odeszła w 2020 roku po krótkiej chorobie, oraz Bród, którego pożegnano w 2023 roku. Każdy z nich zapisał swoją kartę w nieformalnej, ale najbliższej ludziom kronice prezydentury Higginsa.

Niedzielne spotkanie nie było widowiskiem. Nie miało podniosłych deklaracji. Było ciche, rozczulająco proste i prawdziwe. Ludzie stanęli obok siebie nie jako wyborcy, aktywiści czy obserwatorzy polityki, ale jako wspólnota pamiętająca prezydenta, który umiał mówić o kulturze, równości i przyszłości narodu, a jednocześnie zatrzymywał się, by pogłaskać psa, nie z obowiązku, lecz z odruchu serca.
Berneńskie psy nie znają protokołu. Nie odczytują politycznych nastrojów. Nie uczestniczą w sporach o historię. Ich język jest elementarny: obecność i oddanie. W niedzielę to właśnie w tym języku przemówiło najpiękniejsze „dziękuję”.
Prezydentura Higginsa zostawia po sobie archiwa przemówień, gestów i decyzji, ale zostawia też ślady łap na ziemi, którą codziennie przemierzał, wierząc, że przywództwo zaczyna się od słuchania, troski i zwykłego człowieczeństwa.
Gdy brama Áras zamknęła się za nim ostatni raz, w powietrzu jeszcze długo unosił się ten szczególny rodzaj wdzięczności, który nie potrzebuje słów. Wystarcza mu spojrzenie psa, który wie, że był częścią czegoś ważnego.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Fot. Instagram President.ie
