Irlandia bez tarczy i miecza. Zielona Wyspa prosi Europę o wzmocnienie militarne
Irlandia jeszcze nie tak dawno mogła uchodzić za miejsce, gdzie największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa był nagły opad śniegu albo owca na drodze. Dziś role się odwracają, a zamiast klaksonu przepędzającego zawalidrogę słychać echo radaru. Państwo, które przez dekady ostentacyjnie stało z boku militarnej gry, odkryło nagle, że do obrony nieba i morza przydają się… no właśnie, statki i rakiety.
W obliczu zbliżającej się prezydencji w Radzie Unii Europejskiej Dublin zaczyna ostro nadrabiać zaległości, a nawet więcej, bo sygnalizuje, że własnymi siłami nie dowiezie bezpieczeństwa na poziom, jakiego wymaga zlot europejskich premierów i prezydentów. Co jednak ważne, Irlandia robi to w tradycyjnym, oldschoolowym stylu: „Hejo, możecie przysłać flotę”?
Francuzi już odpowiadają na to wezwanie i regata Bretagne uzbrojona w pociski przeciwlotnicze, zawita do Dublina jeszcze w tym miesiącu – oficjalnym celem jest kurtuazyjna wizyta jednostki, ale nieoficjalnie to przypomnienie, że ktoś musi pilnować nieba, gdy drony zaczynają krążyć na europejskim niebie.
Irlandia nie tylko patrzy w niebo, czy akurat nie nadlatuje nad nią jakiś obcy obiekt, ale zaczyna też coś robić. Minister obrony Simon Harris przyspiesza zakup systemu antydronowego wartego miliony euro, plus specjalnej broni krótkiego zasięgu dla Gardy. Funkcjonariusze jeżdżą po Europie, uczą się obsługi od najlepszych jednostek, głównie od tych, które już przeszły test bojowy latających intruzów. Będzie bateria antydronowa w bazie Baldonnel, będzie radar do wykrywania różnego typu obiektów i będzie w końcu parasol ochronny nad głowami lądujących VIP-ów.
Tyle że to wszystko jest potrzebne na wczoraj, a Irlandzka armia zaprojektowana jest pod misje pokojowe i humanitarne, a nie do przeciwdziałania dronom niewiadomego pochodzenia. Gdy prezydencję w UE sprawowała Dania, Kopenhaga musiała ściągać niemieckie i francuskie wsparcie antydronowe, w tym nawet okręty przeciwlotnicze. Tak samo ma to wyglądać w Irlandii, więc wsparcie zapewnić mają systemy działające w Europie.
Rząd zaczął już podliczać koszty, a prezydencja w UE kosztować będzie wyspę 165–185 mln euro. Szczyt z 47 przywódcami to kolejne 15 mln euro, a wojsko 1,7 miliarda na modernizację obrony, 300 mln na budżet obronny w przyszłym roku, setki milionów na radar i system antydronowy.
Przez dziesięciolecia Irlandia pielęgnowała swoją neutralność i był to kraj bez frontów, bez armat, co miało swój urok, ale świat przeszedł z trybu „piknik” na „symulacja pola walki z dronami”. Dziś Zielona Wyspa odkrywa coś banalnego i pradawnego zarazem, więc jednak trzeba też zadbać o siebie, co wygeneruje wysokie koszty. Nie można też mówić w przypadku Irlandii, że jest to kompromitacja, to raczej spóźnione przebudzenie, ale konieczne, żeby w przyszłości ochrona kraju należała wyłącznie do jej mieszkańców. Obecnie niebo nad Irlandią nadzoruje RAF, do tego dołączy francuska fregata, a ona obserwować będzie jednocześnie, co dzieje się na wodzie.
Europa oczywiście chętnie pomoże. Francja już płynie, inne państwa prawdopodobnie też wesprą ten skrawek lądu, bo chodzi przecież o bezpieczeństwo Europy.
Bogdan Feręc
Źr. The Irish Times
Fot. Public domian U.S. Navy

