Młotki zagłady w Dublin Bus
Kiedyś w Dublinie najgroźniejsze w autobusie było to, że zapomnisz wysiąść na swoim przystanku, natomiast dziś problemem jest, czy w ogóle dojedziesz. Kamienie lecą jak grad, młotki ratunkowe służą jako młotki zagłady, a jajka przestają być składnikiem śniadania i stają się amunicją. To nie kryminał w stylu retro, tylko statystyki Dublin Bus.
Liczby są bezlitosne jak rozkład jazdy o 6:10. W 2019 roku odnotowano 494 incydenty antyspołeczne, a w 2024 – już 1053, natomiast w 2025 rok nie idzie w stronę poprawy, więc 752 przypadki do września, co w tempie rocznym daje 1086. Na nic okazało się zeszłoroczne wprowadzenie ochrony. Miały być patrole, miał być spokój, ale kontrolka z napisem „kryzys” wciąż jest zapalona. Jak tłumaczy Ciara Pender – kierowca w Dublin Bus, rzucanie jajkami i agresja to już nie incydenty, tylko klimat. „To po prostu coś, co się dzieje” – mówi.
Ciara widziała przemoc, wyzwiska, młodych ludzi rozbijających szyby młotkiem ratunkowym i choć ataki rzadko wymierzone są bezpośrednio w kierowców, wszyscy wiedzą, kto stoi na pierwszej linii frontu. Wystarczy wejście ochrony, by atmosfera odmarzła jak szyba po zimie, ponieważ ich obecność „pozwala się wszystkim zrelaksować”, mówi Pender. Czyli mamy system, w którym nie wystarczy wozić ludzi, a trzeba ich pilnować, żeby przejazd nie stał się scenografią do dramatu.
W centrali przy Broadstone czterech dyspozytorów na zmianę odbiera średnio 500 połączeń do kierowców. Pięćset, więc można się zastanowić, czy to nie transport publiczny, czy może bardziej logistyka zarządzania kryzysowego. Kontroler w centrali Bernard Fox, wylicza: bójki, narkotyki, alkohol, kieszonkowcy, rzucanie kamieniami. A efekt? Linie wyłączane na godzinę, czasem na resztę dnia i pasażerowie uwięzieni w reperkusjach cudzej anarchii.
Związek SIPTU dorzuca statystyki, od których jeżą się włosy pod czapką: 94% pracowników doświadczyło przemocy lub antyspołecznych zachowań. Ponad jedna czwarta zetknęła się z przemocą fizyczną, jedna piąta z rasizmem. Tylko 1,5% wierzy, że jest lepiej, a reszta wie, że jest gorzej.
Nic więc dziwnego, że wszyscy patrzą na jedno słowo: Policja transportowa. Dublin Bus, SIPTU i kierowcy mówią jednym głosem: sektor nie jest od bycia własnym oddziałem prewencji. „Jesteśmy firmą autobusową, a nie ochroniarską” – podkreśla David Boyd i trudno odmówić mu racji. Ministerstwo obiecuje legislację w 2026, gotowość operacyjną do 2027 roku, więc pasażerom przyjdzie jeszcze poczekać dwa lata w realiach, w których dwa tygodnie potrafią dołożyć 50 nowych incydentów.
Dublin inwestuje w transport miliony, ale robi to w mieście, gdzie autobusy coraz częściej przypominają poligon społecznych sprzeczek, choć kierowcy nadal wsiadają do kabin, a pasażerowie nadal jeżdżą, ale wszyscy robią to dziś z lekkim mikro-skurczem niepewności.
Jakby tego wszystkiego nie oceniać, to autobus miejski to nie powinien być sprawdzian odwagi. To ma być droga z A do B, a nie z normalności do chaosu. Jeśli Dublin chce być miastem przyszłości, to musi najpierw zadbać, by jego autobusy nie stały się eksponatem historii pod tytułem: kiedy straciliśmy kontrolę nad własną drogą do pracy. I wypadałoby zrobić to szybciej, niż zajmuje przejazd przez korki o 17:00.
Bogdan Feręc
Źr. RTE
Fot. Dzięki uprzejmości RTE
