Dáil zapłonął od słów. Opozycja grzmi, że rząd zgubił kontakt z ulicą
W irlandzkim parlamencie zawrzało, ponieważ zniecierpliwiona tłumaczeniami rządu opozycja, głównie o podatkach i „strategicznych inwestycjach”, wykrzyczała wprost to, co od miesięcy powtarza ulica: ludzie mają już dość. Dość pustych obietnic, dość rosnących rachunków i dość władzy, która mówi o wsparciu, a działa tak, że życie staje się coraz droższe.
Sinn Féin, Partia Pracy i inne ugrupowania opozycyjne wzięły na cel rządową ławę podczas burzliwej sesji pytań do liderów. Rzecznik Sinn Féin ds. zdrowia David Cullinane nie owijał w bawełnę: „Ledwie wysechł tusz na budżecie, który nie dał nic zwykłym pracownikom, a rząd już wraca, by jeszcze bardziej ich docisnąć”. Wymienił całą listę grzechów władzy – od wysokich czynszów po wzrost kosztów energii i ubezpieczeń – dodając, że wielu mieszkańców tego kraju już dziś musi szykować się na podwyżkę lokalnego podatku od nieruchomości.
„Ludzie mają tego dość. Mówi się im o pomocy, a jednocześnie zatwierdza decyzje, które ich uderzają po kieszeni” – grzmiał Cullinane.
Minister wydatków publicznych i reform Jack Chambers, którego przypadła niewdzięczna rola gaszenia pożaru, próbował tłumaczyć, że lokalny podatek od nieruchomości jest „progresywny” i finansuje udogodnienia dla całego kraju. Argument o „progresji” jednak nie wywoła entuzjazmu – szczególnie wśród tych, którzy co miesiąc z przerażeniem otwierają rachunki za prąd i gaz. Chambers zarzucił jednocześnie Sinn Féin „brak szczerości” w kwestii finansowania swoich obietnic i podkreślił, że „znaczna liczba domów w ogóle nie odczuje wzrostu podatku”. Problem w tym, że nawet jeśli ktoś nie odczuje go wprost, to i tak odczuje inne skutki rządowych zabaw budżetem, w tym droższy najem, droższe życie, droższy transport.
W obronie obywateli stanęła też liderka Partii Pracy Ivana Bacik, która nie bała się używać ostrych słów: „To całkowita porażka rządu w kwestii mieszkalnictwa. Musicie wziąć za to odpowiedzialność”. Odwołała się do najnowszego raportu Departamentu Finansów Future 40, który przewiduje, że kryzys mieszkaniowy potrwa jeszcze co najmniej 15 lat. Bacik określiła dokument mianem „ponurej analizy” i wyśmiała podejście rządu, który zachowuje się, jakby sam nie miał żadnej władzy.
„Nie jesteście biernymi obserwatorami” – mówiła z pasją. – Macie rządzić, a nie patrzeć, jak kolejne pokolenie Irlandczyków nie może kupić lub wynająć dachu nad głową. Weźcie się do roboty i zainwestujcie w publiczne mieszkania!
Chambers próbował odpowiadać spokojnie, tłumacząc, że raport Future 40 to „nie prognoza, lecz zbiór scenariuszy”. Wspomniał o nowym planie mieszkaniowym, który ma się ukazać „za kilka tygodni”, i o 100 miliardach euro inwestycji w mieszkalnictwo, energetykę i wodę w ciągu pięciu lat. Jednak nawet najlepiej brzmiące liczby nie są w stanie zagłuszyć faktu, że ludzie po prostu nie wierzą już w zapowiedzi, co przypomnieli kolacji posłowie z opozycyjnych ław. Opozycja nie poprzestała na tym i dalej drążyła temat, wytykając rządowi „kompletne oderwanie od rzeczywistości”. Bacik ironizowała, że koalicja zachowuje się tak, jakby była „komentatorem w telewizji”, a nie ekipą trzymającą ster państwa. „Wygląda na to, że w Dáil bardziej rozumie się życie zwykłych ludzi niż w rządowych gabinetach” – skwitowała.
Słowa te odbiły się szerokim echem, bo poza murami parlamentu sytuacja naprawdę zaczyna przypominać bunt społeczny gotowany na wolnym ogniu. Wysokie rachunki, czynsze i podatki sprawiają, że kolejne grupy zawodowe – od nauczycieli po pielęgniarki – zaczynają mówić jednym głosem. Głosem, który coraz głośniej domaga się realnej zmiany. Rząd obiecuje, że plan naprawczy „już za kilka tygodni”, a tymczasem ludzie mają świadomość, że w tym tempie – zanim rząd wprowadzi reformy – połowa młodych ludzi wyjedzie do Kanady lub Australii, a druga połowa nadal będzie spać w wynajętym pokoju za tysiąc euro miesięcznie.
*
W Dáil padły więc słowa, które wkrótce mogą stać się hasłem na ulicach: „Nie jesteście biernymi obserwatorami”, bo kiedy nawet parlament przestaje mówić językiem władzy, a zaczyna mówić językiem ludzi – to znak, że coś w irlandzkim państwie naprawdę zaczyna się gotować.
Bogdan Feręc
Źr. RTE
Fot. Oireachtas TV

