Rząd USA chce Intela. Czy to początek nacjonalizacji tego giganta?

Administracja Stanów Zjednoczonych rozpoczęła rozmowy w sprawie przejęcia około 10 proc. udziałów w Intelu – jednej z najbardziej rozpoznawalnych technologicznych marek na świecie i zarazem firmy, która od miesięcy zmaga się z poważnymi problemami finansowymi. Według doniesień amerykańskich mediów oraz urzędników Białego Domu rozważany jest scenariusz, w którym część lub całość dotacji przyznanych Intelowi w ramach US Chips and Science Act zostałaby zamieniona na udziały, czyniąc z rządu USA największego akcjonariusza spółki.
Nie chodzi tu o klasyczną pomoc publiczną – mówimy o kapitałowym wejściu państwa w struktury prywatnej firmy o globalnym zasięgu, co miałoby na celu zabezpieczenie strategicznych interesów kraju na rynku półprzewodników. Innymi słowy: Intel miałby stać się półpaństwowym narzędziem do realizacji amerykańskiej polityki przemysłowej.
Co to oznacza w praktyce?
- Przejęcie przez rząd 10% udziałów daje realny wpływ na decyzje strategiczne – zwłaszcza w firmie, która już teraz jest zależna od publicznych dotacji.
- W obliczu rywalizacji z Chinami oraz ogromnych inwestycji Tajwanu w produkcję chipów, Stany chcą mieć bezpośrednią kontrolę nad łańcuchem dostaw i procesami produkcyjnymi.
- Jeśli do transakcji dojdzie, Intel będzie musiał brać pod uwagę priorytety Waszyngtonu przy planowaniu inwestycji i lokalizacji zakładów.
Państwa, które do tej pory cieszyły się obecnością Intela na swoim terytorium – poprzez zakłady, centra R&D i tysiące dobrze płatnych miejsc pracy – mogą stanąć jednak w obliczu realnego zagrożenia:
- Produkcja może zostać ograniczona lub stopniowo przesuwana do USA, aby zrealizować cele określone przez administrację federalną.
- Kraj taki jak Irlandia, który stał się kluczowym hubem Intela w Europie, może zostać potraktowany jako lokalizacja drugorzędna – narażona na redukcję inwestycji, a w dłuższej perspektywie nawet na częściowe zamknięcie produkcji.
- Rząd USA, jako kluczowy akcjonariusz, będzie miał interes w tym, aby najbardziej zaawansowane linie technologiczne znalazły się na terenie Stanów Zjednoczonych – a nie w zakładach rozsianych po świecie.
Choć oficjalnie mówi się o „stabilizacji strategicznego sektora”, przejęcie części Intela przez rząd USA może oznaczać początek pełzającej nacjonalizacji podstawowych łańcuchów dostaw w globalnym sektorze półprzewodników. Dla państw goszczących zakłady Intela – w tym właśnie dla Irlandii – to poważny sygnał ostrzegawczy. Produkcja może zostać ograniczona lub przeniesiona do USA, a miejscowe rynki pracy odczują skutki decyzji, które będą podejmowane nie przez zarząd spółki, lecz przez administrację federalną w Waszyngtonie, kierującą się własną logiką geopolityczną.
Jeśli tak się stanie, będzie to pierwszy, ale z pewnością nie ostatni przypadek, gdy amerykańskie państwo przejmuje strategiczną kontrolę nad prywatnym gigantem technologicznym – kosztem sojuszników i partnerów zagranicznych.
W obliczu możliwego przejęcia Intela przez rząd USA Dublin nie może pozostawać bierny.
Rząd irlandzki powinien już teraz:
- zażądać jednoznacznych gwarancji, że wszelkie zmiany własnościowe nie wpłyną na skalę produkcji i zatrudnienie w irlandzkich fabrykach,
- rozpocząć rozmowy zabezpieczające z kierownictwem Intela oraz administracją USA, wskazując na długoterminowe korzyści wynikające z utrzymania zakładów na terenie UE,
- przygotować alternatywny plan dywersyfikacji sektora półprzewodników, aby uniknąć uzależnienia od jednego partnera,
- powołać specjalny zespół ds. monitorowania łańcuchów dostaw – z obowiązkiem raportowania o ewentualnym przesuwaniu produkcji.
Krótko mówiąc: Irlandia powinna działać zawczasu, zanim Waszyngton zacznie traktować europejskie fabryki Intela jak łatwy rezerwuar, z którego w razie potrzeby można „zabrać” linie produkcyjne do domu.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Fot. CC BY-SA 4.0 Leimanbhradain