Wielki reset myślenia. Jak sztuczna inteligencja wyciąga nam duszę przez ekran

Kiedy naukowcy pytają, czy sztuczna inteligencja wpłynie na nasze życie, to tak, jakby zapytać w 1455 roku, czy prasa drukarska zmieni sposób, w jaki ludzie będą pisać i czytać. Odpowiedź brzmi: nie tyle „tak”, ile już to robi, i to w sposób, który dla wielu pozostaje jeszcze niedostrzegalny, jak czad — bezbarwny, bezwonny, ale zabójczy.
Niektórzy ludzie, jak Paul Healy z Futurus twierdzi nawet, że to „koń trojański” czasów nam współczesnych, a ten zmieni cały rynek pracy w zaledwie kilka lat.
Nie jesteśmy już na progu rewolucji, a jesteśmy w jej środku. To nie przyszłość, to teraźniejszość – tylko opakowana w cukierkowe opowieści o „wspieraniu kreatywności”, „pomocy dla biznesu” czy „optymalizacji procesów”. Sztuczna inteligencja wkracza wszędzie: do szkół, fabryk, sądów, gazet, telewizji, redakcji, działów HR i księgowości. Jeszcze niedawno śmialiśmy się z botów piszących rozprawki. Dziś zdają egzaminy lepiej niż przeciętny student. Niektórzy zresztą już w ogóle nie zdają — bo po co, skoro tekst można wygenerować w kilka sekund.
Zdumiewające, jak szybko i ochoczo zrzekamy się tego, co przez wieki budowało naszą przewagę nad innymi istotami: zdolności do samodzielnego myślenia, kwestionowania, szukania, tworzenia. Zamiast tego – zapytaj AI. Nie umiesz napisać maila? Nie szkodzi – napisz „stwórz wiadomość z zażaleniem do szefa”, a gotowiec wyskoczy z maszyny jak bułka z tostera. To pokusa nie do odparcia: przestać się męczyć. Przestać myśleć. Oddać się tej cudownej technologii, która wie lepiej, szybciej i bez błędu. Jednak trzeba zadać pytanie: jeśli nie podejmuję decyzji, nie szukam odpowiedzi, nie uczę się, nie piszę, nie maluję, nie projektuję… to czy ja jeszcze jestem?
Dwa lata. Tyle – według najbardziej umiarkowanych prognoz – dzieli nas od zauważalnej, masowej rewolucji na rynku pracy. Wielu już ją odczuwa i są to np. copywriterzy, tłumacze, analitycy danych, graficy, asystenci prawni, operatorzy infolinii, recepcjoniści, urzędnicy. Ich praca staje się „nieopłacalna”, bo algorytmy są szybsze i, jak mówią decydenci, „tańsze w utrzymaniu”, czyli nie jedzą, nie chorują, nie mają urlopów i nie pytają o podwyżkę.
To nie science-fiction, to biuletyn z działu HR. W wielu branżach nie mówi się już o „automatyzacji wspierającej pracowników”, lecz o „optymalizacji struktury zatrudnienia”, więc po prostu o redukcji etatów. Co się dzieje z ludźmi, których zastępuje maszyna? Słyszą, że „muszą się przebranżowić”, ale w co? W operatorów AI? Ilu z nich naprawdę się przebranżowi? Ilu naprawdę odnajdzie się w nowym świecie, gdzie jedynym atutem jest znajomość komend do maszyn?
Zadziwiające jest to, jak mało mówi się o kosztach społecznych tej rewolucji, chociaż takie raporty już powstają. Organizuje się panele i prowadzi dyskusje, ale nie słychać tam paniki. Nie słychać protestów. Jest jakby cicho, bo jesteśmy zafascynowani, podnieceni tą technologią. Zauroczone dzieci, którym pokazano magiczną kulę mówiącą wszystkowiedzące odpowiedzi. Nie pytamy, co z nami będzie. Pytamy, jak szybko dostaniemy nową wersję ChatGPT.
Nie chodzi tylko o miejsca pracy. Chodzi o coś znacznie głębszego. Jeśli na masową skalę przestaniemy tworzyć własne teksty, własne myśli, własne wnioski – to kto będzie jeszcze autorem czegokolwiek? Gdzie kończy się kreatywność człowieka, a zaczyna bezrefleksyjna papka wygenerowana przez językowy silnik? Czy my, jako społeczeństwo, jesteśmy gotowi, by oddać nie tylko pracę, ale też świadomość?
Paradoksalnie, sztuczna inteligencja może zakończyć rozwój cywilizacji i nie przez bunt maszyn, ale przez coś znacznie bardziej subtelnego: lenistwo poznawcze. Jeśli najważniejsze pytania będą zadawane przez ludzi, ale odpowiadane przez maszyny, to kto będzie jeszcze zdolny tworzyć nowe pytania? A jeśli algorytmy wyznaczą nam, co warto czytać, co myśleć, co kupić, co pisać – to po co jeszcze rozum? Wiek XX to wiek postępu, ale już wiek XXI może być wiekiem wielkiej iluzji: że postęp techniczny = rozwój cywilizacyjny. Tymczasem można jechać coraz szybciej… choć w złym kierunku.
*
Słowem komentarza powiem, że sztuczna inteligencja to nie tylko narzędzie. To zwierciadło, które pokazuje, jak bardzo nie chcemy myśleć. Jak chętnie wyrzekamy się wolności, byle tylko było szybciej, łatwiej, bezpieczniej. Ale jest coś jeszcze: AI sama się nie zatrzyma i nie cofnie, bo cofać będzie nas. Jeśli się jej nie nauczymy, a może bardziej, jak jej używać mądrze i z dystansem – to nie ona przejmie władzę, gdyż my ją oddamy i stanie się to dobrowolnie.
Wtedy naprawdę będzie po wszystkim. Nie dlatego, że roboty przejmą świat, ale dlatego, że ludzie przestaną być potrzebni i nie będą mieli zdolności samodzielnego myślenia. Zadajmy sobie jeszcze jedno pytanie, czy świat wówczas będzie się w ogóle rozwijał? Też nie, a tylko dlatego, że nie będzie nikogo, kto mógłby przedstawić jakąś nową, ożywczą ideę. Sztuczna inteligencja będzie natomiast korzystać stale ze swoich starych zasobów, do których nikt na całym globie nie będzie „wkładał” niczego nowego.
Kończąc, nie mówcie mi w przyszłości, że nie ostrzegałem, że nie powiedziałem, iż sztuczna inteligencja nie będzie końcem człowieka. Tym końcem stanie się jego własna rezygnacja z bycia człowiekiem.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by Igor Omilaev on Unsplash