Kraj pustynnieje, a tu „nagle” pojawia się basen

W kraju, gdzie każda kropla wydaje się być na wagę złota, władze lokalne postanowiły zbudować basen, który kosztuje tyle, co budżet małego państwa. Nie będzie to jednak basen byle jaki, bo ten w Lucan na zachodzie Dublina, stał się symbolem epickich opóźnień i astronomicznych kosztów. Całkiem jak Szpital Narodowy.
Pierwotnie ten wodny raj dla mieszkańców zachodnich rubieży stolicy kosztować miał niecałe 13 milionów euro i otworzyć swoje podwoje po zaledwie 14 miesiącach budowy. Cóż, życie napisało scenariusz rodem z komedii absurdu. Dziś, po sześciu latach, kosztorys wskazuje już na ponad 17,8 miliona euro, a ostateczny dobić ma do 20 milionów euro. To tak, jakby kupić małe autko, a potem wydać na nie pięć razy więcej, żeby w końcu doczekać się, że będzie jeździć!
Budowa basenu w Lucan to podręcznikowy przykład, jak projekt może wymknąć się spod kontroli. Rozpoczęty w maju 2019 roku, miał być gotowy w 2021 roku. Ale zaraz, zaraz! Na drodze stanęła pandemia COVID-19, złe warunki pogodowe na początku 2020 roku, czyli deszcz w Irlandii, kto by się spodziewał… i szereg innych problemów. W efekcie termin otwarcia przesuwano kilkanaście razy, więc z lutego 2021 roku na czerwiec 2021, potem na kwiecień/maj 2022, następnie sierpień 2022, by w końcu „szacunkowo” trafić na czerwiec 2023.
Lokalni politycy z Sinn Féin, tacy jak Eoin Ó Broin, nie kryli frustracji. Rada Hrabstwa South Dublin tłumaczyła się „wyzwaniami w sektorze budowlanym”, „zasobami wykonawcy” i „dostępnością podwykonawców”. Brzmi to jak klasyczne, jak w szkole „pies zjadł mi pracę domową”, ale to wersja dla dorosłych. W lutym tego roku do basenu wpompowano jeszcze więcej publicznych pieniędzy, żeby przyspieszyć zakończenie projektu. Jak widać, problemów basenu nie rozwiązuje się na drodze rozmów w wykonawcami a zasypuje banknotami. To tak samo, że przypomnę, jak w przypadku Narodowego Szpitala Dziecięcego.
Co najbardziej razi w tym projekcie, to kontekst kryzysu wodnego, o którym coraz głośniej mówi się w Irlandii. Podczas gdy miliardy idą na basen, który wciąż nie może powstać, w kraju regularnie pojawiają się doniesienia o brakach wody, ograniczeniach w jej zużyciu i starzejącej się infrastrukturze. Czyżby władze liczyły, że jak już basen w końcu zostanie otwarty, to będzie go można napełnić łzami zdesperowanych podatników?
Ostateczny rachunek za ten projekt to nie tylko pieniądze wyrzucone w błoto, a raczej w beton, który okazał się nieskończonym workiem bez dna, ale i symbol braku koordynacji, nierealnych planów i opieszałości. Eoin Ó Broin, mimo zadowolenia z przyspieszenia projektu, trafnie zauważył, że „sposób, w jaki przepisy dotyczące zamówień publicznych są narzucane organom lokalnym, jest zdecydowanie zbyt sztywny”. Najwyraźniej tak sztywny, że uniemożliwia nawet mieszczenie się w pierwotnym budżecie i terminach.
*
Pozostaje nam czekać z niecierpliwością, kiedy ten cud inżynierii wodnej w końcu otworzy swoje drzwi dla pływaków, i liczyć, że kiedy to nastąpi, w kranach mieszkańców Dublina wciąż będzie woda, którą będzie można do niego wlać.
Ciekawe, który z realizowanych przez państwo projektów, ponownie okaże się droższy niż w fazie jego projektowania i podpisywania umowy z wykonawcą i jak bardzo będzie opóźniony. Teraz wydaje się, że zaskoczeniem dla wszystkich będzie, że jakaś budowla finansowana z publicznych pieniędzy, powstanie za projektowaną kwotę i w terminie. Więc może lepiej, żeby Irlandia nawet nie zaczynała budowy metra, bo pokolenie, które niego skorzysta, prawdopodobnie jeszcze się nie urodziło.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by Markus Spiske on Unsplash