UE wrzuca wsteczny bieg? Bruksela wyhamowuje elektryczną rewolucję
Unijna machina, która przez lata pędziła w stronę pełnej elektryfikacji transportu, zaczyna gwałtownie trzeć hamulcami. Po miesiącach politycznych sporów i gospodarczych nerwic Bruksela wycofuje się z najbardziej ambitnych planów, a chodzi o przepisy zakazujące sprzedaży samochodów benzynowych i dieslowskich od 2035 roku, które mają zostać zniesione. To zwrot, który jeszcze rok temu wydawał się niemożliwy, a dziś przyjmowany jest jako korekta kursu wobec realiów, które zbyt długo ignorowano.
Dla Irlandii oznacza to koniec obowiązku realizacji celu, zgodnie z którym do 2030 r. jedna trzecia wszystkich aut na drogach miała być elektryczna. Unia rezygnuje także z wcześniejszego założenia, że do 2035 r. cała nowa sprzedaż samochodów będzie zeroemisyjna. Zamiast tego wprowadzony ma zostać cel redukcji emisji CO₂ o 90% dla producentów aut. To łagodniejsze, elastyczniejsze podejście, które zdejmie polityczną presję z rządów i przemysłu, jednocześnie wciąż wymuszając postęp technologiczny.
Eurodeputowany Manfred Weber ubrał tę zmianę w elegancką formułę, ale narracja jest jasna, czyli Europa zderzyła swoje ambicje z gospodarką i fizyką. Branża motoryzacyjna od miesięcy alarmowała, że infrastruktura ładowania rozwija się zbyt wolno, koszty bateryjnych technologii wciąż odstraszają klasy średnie, a konsumenci, nawet jeśli chętni, muszą żyć w świecie, w którym nie każdy dom ma podjazd z gniazdkiem.
Wycofanie się z elektrycznego absolutyzmu nie jest kapitulacją. To raczej akt przyznania, że planowanie przyszłości wymaga nie tylko idei, ale i rachunku sumienia. Unia nie mówi „nie” elektrykom, bo mówi „tak, ale rozsądnie”. Regulacje pozostaną wymagające, lecz nie będą udawać, że kontynent jest gotowy na skok, którego fundamentów jeszcze nie zbudowano.
Prawda jest taka, że technologia dojrzewa w swoim tempie. Polityka, gdy próbuje ją wyprzedzać sprintem, kończy na kolanach. Teraz gdy kurz opada, Europa ma okazję napisać bardziej realistyczny plan transformacji, taki, który nie będzie ani kaprysem idealistów, ani poddaństwem wobec starej motoryzacji.
Historia lubi takie zwroty akcji i warto śledzić, co Unia zrobi dalej, bo to dopiero pierwszy ruch w większej batalii o przyszłość europejskiego transportu.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by CHUTTERSNAP on Unsplash

