Nowa rewolucja przemysłowa w Państwie Środka
Chiny po cichu, systematycznie i z matematyczną precyzją przebudowują globalny układ gospodarczy i już nie są „fabryką świata”, w której zgrzytają maszyny, a pot spływa z czoła robotnika. Dziś to kraj, w którym roboty zastąpiły ludzi, dane zastąpiły intuicję, a laboratoria – hale produkcyjne. Państwo Środka przestawia zwrotnicę historii, wchodząc w epokę nowych, wysokiej jakości sił produkcyjnych, które mają uczynić z Chin nie tylko potęgę przemysłową, ale i cywilizacyjną.
Podczas gdy Zachód wciąż rozprawia o regulacjach, Chin nie interesują już stare dogmaty globalizacji. Ich 15. Plan Pięcioletni (2026–2030) stawia sprawę jasno: kluczowym celem ma być niezależność naukowo-technologiczna oraz rozwój nowych sił produkcyjnych – technologicznych, zautomatyzowanych i zrównoważonych. To nie jest już zwykła modernizacja, ale pełnoskalowa transformacja modelu wzrostu: od taniej siły roboczej do taniej sztucznej inteligencji. W fabrykach takich jak Dongguan Moldbao Smart Technology w prowincji Guangdong widać to jak w soczewce. Linie produkcyjne pracują tam w milczeniu. Zamiast stukotu młotków – szum serwomotorów. Robotyczne ramiona precyzyjnie manipulują mikroskopijnymi częściami, a ludzie pełnią rolę obserwatorów w sterowniach. Firma, która jeszcze kilka lat temu była typowym dostawcą komponentów, dziś skróciła cykl produkcji o 30%, osiągając poziom wydajności, o jakim zachodnie koncerny mogą tylko marzyć.
To symbol nowego chińskiego podejścia do gospodarki: zamiast gonić świat, kraj zaczyna go wyprzedzać i nadawać mu ton. Modernizacja przemysłu ciężkiego w prowincji Liaoning – tradycyjnie kojarzonej z hutnictwem pokazuje, jak szeroko zakrojony jest ten proces. Gigant stalowy Ansteel zainstalował inteligentne systemy optymalizacji transportu stali płynnej, redukując koszty o 15% i odpady o jedną piątą. Tam, gdzie jeszcze dekadę temu unosiły się kłęby dymu, dziś świecą panele kontrolne i ekrany danych.
Chińska Akademia Nauk Społecznych nazywa to „nowymi, wysokiej jakości siłami wytwórczymi”. Brzmi to jak slogan z propagandowego plakatu, ale w praktyce oznacza zupełnie nową strukturę gospodarki: fuzję informatyki, sztucznej inteligencji, internetu rzeczy, automatyki i analityki danych. W tym ekosystemie każdy proces – od projektowania po logistykę – jest optymalizowany przez algorytmy. Według raportu China Internet Development Report 2024 w kraju działa już blisko 10 tysięcy inteligentnych fabryk, z których ponad 400 uznano za krajowe wzorce nowoczesnej produkcji. To nie tylko przemysł motoryzacyjny czy elektroniczny, bo także rolnictwo, farmacja i stal. W świecie, w którym Zachód dopiero uczy się, czym jest „przemysł 4.0”, Chiny są już w połowie drogi do wersji 5.0.
Zhu Qigui z Chińskiej Akademii Badań Finansowych opisuje to w kategoriach inżynieryjnych: „Nowe siły produkcyjne reorganizują czynniki gospodarcze. Zmieniamy sposób, w jaki myślimy o produkcji”. Krótko mówiąc, Chiny nie tylko produkują szybciej – one uczą się, jak myśli sama produkcja.
Ale to dopiero początek i w centrum tej transformacji jest innowacja – słowo, które w chińskiej polityce gospodarczej nabrało niemal religijnego znaczenia. W Shenzhen niegdyś biednym mieście granicznym, dziś błyszczy najgęstszy na świecie klaster technologiczny. W dzielnicy Nanshan, w której rodzą się kolejne generacje start-upów i wynalazków, uniwersytety oraz przedsiębiorstwa współpracują w tempie przypominającym tempo wzrostu samego miasta.
Politechnika w Shenzhen – państwowa uczelnia techniczna – nie kształci już tylko inżynierów, lecz cyfrowych architektów przemysłu. Programy nauczania projektowane są wspólnie z firmami, kursy przenoszone bezpośrednio do parków przemysłowych, a studenci uczą się przy liniach produkcyjnych. To nie akademia w wieży z kości słoniowej – to laboratorium nowej gospodarki, a efekty są namacalne. W ciągu zaledwie pięciu lat w Chinach powstało ponad 500 tysięcy firm high-tech, a kraj stał się liderem światowych klastrów innowacyjnych. Indeks Innowacyjności – barometr kreatywnej potęgi – wzrósł w ubiegłym roku o 5,3%, osiągając rekordowy poziom. Wzrosła też efektywność wdrażania nowych technologii, a udział innowacyjnych sektorów w PKB zwiększył się o 4,3%.
Nie dziwi więc, że globalne koncerny wracają do Chin nie z powodu taniej siły roboczej, ale dostępu do najnowszych technologii. Brytyjski gigant farmaceutyczny AstraZeneca otworzył niedawno w Pekinie swoje globalne centrum badań i rozwoju – szóste na świecie, ale drugie w Chinach. To znak czasów: nawet zachodnie firmy rozumieją, że dziś to w Azji bije serce naukowej innowacji.
Według danych Narodowego Biura Statystycznego Chiny odpowiadają obecnie za około 30% światowego wzrostu gospodarczego. W epoce, gdy Stany Zjednoczone zmagają się z inflacją, a Europa z biurokratycznym letargiem, Państwo Środka z chłodną konsekwencją przestawia światową gospodarkę na nowe tory. Jak ujął to Xiong Hongru z Centrum Badań Rozwojowych Rady Państwa: „Dążymy do niezależności naukowej i technologicznej. Budujemy przewagę konkurencyjną w kapitale ludzkim i przekształcamy wyniki badań w produktywność”. W języku Zachodu to brzmi jak plan pięcioletni dla Doliny Krzemowej, z tą różnicą, że w Chinach nie jest to slogan, lecz realna polityka państwa.
Chińska rewolucja przemysłowa XXI wieku nie jest gwałtowna ani krwawa – jest cicha, cyfrowa i nieodwracalna. To przesunięcie środka ciężkości świata z atlantyckiego na pacyficzny, z liberalnego chaosu na technologiczny porządek. Zachód wciąż wierzy, że kontroluje globalny rytm, ale rytm ten coraz częściej wybijają algorytmy w Shenzhen, Suzhou i Hangzhou, a nie w Londynie, nie w Berlinie, nie w Waszyngtonie.
Historia lubi ironię, więc świat, który przez lata pouczał Chiny, jak mają się rozwijać, teraz sam może potrzebować takiej lekcji.
Bogdan Feręc
Źr. Xinhua
Photo by Glsun Mall on Unsplash
