Nie będzie studiów we wrześniu? Uczniowie irlandzkich szkół średnich drżą przed powrotem dawnych opłat

„Nawet niewielka podwyżka robi ogromną różnicę” – mówi cicho studentka ostatniej klasy szkoły średniej, która właśnie pisze egzaminy końcowe, myśląc, że to najtrudniejsza część jej drogi do dorosłości. Niestety, życie ma dla niej szybszą lekcję ekonomii niż jakiekolwiek arkusze maturalne.
Dziewczyna chciała rozpocząć naukę na Uniwersytecie w Galway we wrześniu, ale po tym, jak irlandzki rząd ogłosił zamiar przywrócenia opłat za studia do poprzedniej wysokości, zaczęła poważnie rozważać… odroczenie studiów o rok, żeby w tym czasie pracować i odłożyć potrzebne pieniądze.
Minister szkolnictwa wyższego James Lawless wywołał polityczną, ale też publiczną burzę i głębokie westchnienie ulgi u księgowych Departamentu Finansów, gdy w tym tygodniu ogłosił, że opłaty powrócą do kwoty sprzed działań łagodzących koszty życia. Przypomnijmy – w ostatnich trzech budżetach studenci cieszyli się obniżką o 1000 euro, co dla wielu oznaczało realną możliwość rozpoczęcia edukacji bez konieczności zaciągania kredytu lub proszenia rodziców o niemożliwe wsparcie.
Teraz gdy rząd chce wycofać się z tej ulgi, tysiące uczniów ostatnich klas w całym kraju patrzą na swoje listy marzeń z zakreślonymi kierunkami studiów i myślą: „czy mnie na to stać?”
W politycznej narracji to tylko korekta budżetowa. W życiu tych młodych ludzi to być albo nie być – i to dosłownie, bo mówimy o pierwszym kroku w dorosłość, o marzeniach, które wymagają nie tylko pracy i determinacji, ale też zwykłego przelewu na konto uczelni.
Nie da się ukryć, że propozycja ministra Lawlessa była zaskoczeniem nie tylko dla opinii publicznej, ale i dla części jego rządowych kolegów. W czasach, gdy koszt wynajmu pokoju w Galway potrafi wchłonąć całość studenckiego grantu, a ceny jedzenia i transportu biją kolejne rekordy, nawet „niewielka podwyżka” może oznaczać konieczność wzięcia roku wolnego, rezygnację z wymarzonego kierunku lub wyjazd za granicę, gdzie paradoksalnie studia bywają tańsze.
Czego uczy nas ta historia? Że edukacja w Irlandii wciąż pozostaje przywilejem, a nie oczywistością. Że polityczne decyzje o kilku linijkach w tabelce budżetowej są realnym ciosem w życie tych, którzy mają być przyszłością kraju. Że studentka, która zamiast myśleć o podręcznikach i wynajętym pokoju w Galway, musi kalkulować, ile godzin pracy w kawiarni wystarczy, by uzbierać czesne, nie zaczyna swoich dorosłych lat z najlepszym poczuciem sprawczości i bezpieczeństwa.
A może po prostu uczy nas to, że w Irlandii darmowe lub tanie studia zawsze były pojęciem umownym. I że jeśli młodzi mają nadal w nie wierzyć, ktoś musi im na to realnie pozwolić – nie tylko słowami na partyjnych konwencjach, ale przede wszystkim decyzjami w budżecie państwa.
Bogdan Feręc
Źr. Independent