Grypowy alarm przed sezonem

Irlandzki rząd zaczyna dyskretnie podciągać rękawy i szykować zaplecze na sezon grypowy, chociaż kalendarz medyczny jeszcze nie zdążył się dobrze przewrócić na jesień. Powód? Japonia ogłosiła ogólnokrajową epidemię grypy, pięć tygodni przed spodziewanym terminem. W ciągu jednego tygodnia ponad 6000 Japończyków wymagało leczenia, a ponad 100 szkół i przedszkoli zamknięto. Dominujący tam wariant H3N2 rozlewa się już po Azji: Singapur, Tajlandia i Indie, a wszystkie notują wyraźne wzrosty.
Gdy globalne media donoszą o wykresach ostrzejszych niż jesienne wichury, irlandzkie służby zdrowia nerwowo zaglądają w statystyki. W ostatnim tygodniu zgłoszono 41 przypadków grypy, wobec 25 tydzień wcześniej. RSV podskoczył z 9 do 18 przypadków, a jedynie COVID łaskawie odpuścił, spadając z 524 do 427 zgłoszeń. Centrum Nadzoru Ochrony Zdrowia obserwuje te zmiany z coraz mniejszym spokojem, a w rządowych korytarzach zaczyna się szeptać o „przygotowaniach”.
Specjaliści nie lukrują sytuacji. Profesor Yoko Tsukamoto z Uniwersytetu Nauk o Zdrowiu na Hokkaido ostrzega, że przyspieszenie sezonu grypowego może stać się nową normą i to w skali globalnej, zyli nie „jeśli”, tylko „kiedy”.
Sezon 2023 pokazał, że grypa w Irlandii to nie sezonowa plotka. Ponad 27 tysięcy potwierdzonych przypadków, ponad 6500 hospitalizacji, 243 pacjentów na OIOM-ie i 330 zgonów. To nie jest liczba, której można machnąć ręką, udając, że „to tylko katar z łacińską nazwą”. IPU (Irlandzki Związek Farmaceutów) ostrzega wprost: „ta zima może przynieść ciężki sezon grypowy”. Wskazują na wzorce z półkuli południowej i nie mają złudzeń, trzeba działać wcześniej, bo wirus w tym roku nie zamierza czekać na dekoracje świąteczne. IPU apeluje, by nie traktować szczepionki jak ozdoby na ostatni moment. – Najlepszą ochronę zapewnia zaszczepienie się na początku sezonu – przypomina Mike Walsh z Komitetu Wykonawców Aptek.
Dzieci w wieku 2–17 lat mogą otrzymać bezpłatną szczepionkę donosową, co brzmi niemal jak luksusowa innowacja na tle irlandzkich standardów zdrowotnych. W tle pobrzmiewa jednak niepisane przesłanie: „zaszczepcie się teraz, zanim zrobi się tłoczno w przychodniach i na oddziałach ratunkowych”.
Czy mamy już alarm państwowy? Oficjalnie nie, ale ruch w instytucjach ochrony zdrowia i komunikaty IPU przypominają przygotowania, które w politycznym słowniku nazywa się „pasywną gotowością”, a w języku codziennym – „lepiej dmuchać, zanim zaczniemy kaszleć”. Rząd igra tu z pamięcią społeczną, bo po pandemicznych przeprawach słowo „przygotowania” bywa równie uspokajająco, co dźwięk syreny nad lotniskiem. Nikt nie chce lockdownów, ale nikt też nie chce 6500 hospitalizacji w ciągu jednego sezonu.
H3N2, czyli dominujący obecnie wariant, rozprzestrzenia się drogą kropelkową, więc przez kaszel, kichnięcie, ale też uścisk dłoni i klamkę w sklepie. Objawy? Feeria znajomych doznań: gorączka, kaszel, osłabienie, bóle głowy, wymioty, biegunka. Wirus potrafi też siedzieć cicho na powierzchniach przez 24 godziny i udawać, że go nie ma. Natomiast największe ryzyko komplikacji dotyczy dzieci, seniorów, kobiet w ciąży i osób z chorobami przewlekłymi. Zapalenie płuc i zapalenie mózgu to nie są figury stylistyczne, a realne konsekwencje.
HSE tradycyjnie apeluje o mycie rąk, zakrywanie kichania chusteczkami i izolowanie się, gdy ktoś czuje się źle. Brzmi znajomo? Odświeżony dekalog higieny publicznej wraca jak coroczne reklamy świąteczne, tylko z mniejszą dawką rozrywki.
Bogdan Feręc
Źr. The Mirror
Photo by Kelly Sikkema on Unsplash