Demokracja sterowana? Europa już nawet nie udaje obiektywizmu

To, co wydarzyło się wczoraj w Europie, zasługuje nie tylko na szeroką i dogłębną analizę, ale na pełnowymiarowe, międzynarodowe śledztwo i nie – nie chodzi o teorię spiskową. Chodzi o fakty, które rozegrały się na naszych oczach.
Chodzi o bezczelność, z jaką próbowano wpłynąć na demokratyczny proces wyborczy w Polsce. Chodzi o winnych, których wcale nie trzeba szukać daleko, gdyż wystarczyło otworzyć czołowe europejskie portale informacyjne i wsłuchać się w narrację płynącą z ust tzw. niezależnych dziennikarzy oraz pełnych demokratycznych frazesów ust unijnych polityków.
Gdzie ich szukać winnych tej propagandy? W redakcjach niemieckich i francuskich dzienników, w brukselskich gabinetach, a nawet w państwowych mediach Irlandii. Wszyscy oni, jednogłośnie i bez cienia wstydu ustawili się w jednym szeregu, wskazując swojego kandydata. Rafał Trzaskowski przedstawiany był jako „ostatnia nadzieja Polski na Europę”, jako „gwarancja postępu”, „partner” i „most” łączący Polskę z Unią Europejską.
Karol Nawrocki? Przedstawiony został natomiast chłodno, niekiedy z przekąsem, jako „problem”, „hamulec”, a wręcz „zagrożenie” dla europejskiej jedności.
Czy to jest jeszcze demokracja? Czy może już tylko teatr, w którym aktorów dobiera się nie według woli narodu, a według zgodności z unijnym scenariuszem?
Nie oszukujmy się, europejskie media od dawna przestały być bezstronnym źródłem informacji. Dziś są tubą narracyjną Brukseli, a właściwie Berlina i Paryża, bo to tam zapadają decyzje, których skutki my, jako obywatele innych państw odczuwamy w pełny sposób. Zachodni dziennikarze nie relacjonowali polskich wyborów, oni je tuż po rozpoczęciu komentowali i sugerowali, kogo powinniśmy wybrać. To nie była informacja, to była kampania. Zewnętrzna. Obca. Bez pytania o pozwolenie.
Szczególnie bolesne było obserwowanie, jak nasi rodacy z entuzjazmem udostępniali te teksty, zachwycając się europejskimi peanami na cześć Trzaskowskiego. Czy naprawdę nie dostrzegli, że to nie były głosy troski o Polskę, lecz głosy troski o wpływy, czy też o zachowanie unijnych wpływów w Polsce? Czy naprawdę nie widzą, że polityka Brukseli to już nie dialog, a monolog dyktowany z domniemanej stolicy Europy?
Nie wziąłem udziału w tych wyborach. Nie dlatego, że nie kocham Polski, wręcz przeciwnie. Uważam, że miłość do ojczyzny czasem wymaga milczenia tam, gdzie zachodzi obawa manipulacji i wymuszenia. Jednak przypominam moje słowa sprzed wyborów i ten wynik szanuję. Polacy wybrali i z szacunkiem przyjmuję ich decyzję. Tak samo jak przyjmę wybór w drugiej turze.
Ale nie milczę, gdy widzę, jak Europa próbuje być sędzią w meczu, w którym sama wystawiła drużynę. Nie milczę, gdy widzę, jak obiektywizm zostaje zastąpiony politycznym marketingiem. I nie będę milczał, gdy po raz kolejny tzw. wolne media używane są jako broń, a nie narzędzie kontroli władzy.
Europa lubi mówić o wartościach. Może czas zapytać, czy jedną z nich wciąż jest uczciwość?
Dla radia Deon w Chicago – Bogdan Feręc
Photo by Bank Phrom on Unsplash