Cłowy szok z Białego Domu wstrząsa światowymi rynkami. Globalne giełdy toną, inwestorzy reagują paniką

Piątek przyniósł dramatyczne zawirowania na globalnych rynkach finansowych po tym, jak administracja Białego Domu ogłosiła serię nowych, agresywnych ceł handlowych, wywołując efekt domina na giełdach od Tokio po Dublin. Największe uderzenie odczuła Szwajcaria, której eksportowy krwiobieg został zachwiany przez drastyczne 39-procentowe cło nałożone przez USA.
Nowa fala protekcjonizmu – przez niektórych analityków nazywana już „cłokalipsą” – uderzyła również w Kanadę (35%), Indie (25%), Japonię i Unię Europejską (obie po 15%), radykalnie podnosząc średnią stawkę importową USA do 15% – najwyższego poziomu od czasów wielkiego kryzysu lat 30. XX wieku.
Świat wchodzi w nową erę handlowych napięć, a efekty tego politycznego zwrotu są już wyraźnie widoczne:
- Europejski indeks Stoxx 600 spadł o ponad 2%, co oznacza największy tygodniowy spadek od czasów słynnego „Dnia Wyzwolenia” i ceł ogłoszonych przez Donalda Trumpa w kwietniu.
- W Dublinie indeks Iseq tąpnął o ponad 3%, z najcięższymi stratami poniesionymi przez AIB (-5,11%) i Bank of Ireland (-3,69%), mimo ogłoszonych wcześniej solidnych zysków.
- W USA, słabe dane o zatrudnieniu dolały oliwy do ognia, wywołując falę spekulacji, że Rezerwa Federalna może być zmuszona do obniżenia stóp procentowych już we wrześniu.
„To bardzo wysoki próg celny” – komentuje Deborah Elms z Fundacji Hinricha. – Koszty będą znacznie wyższe dla amerykańskich firm i konsumentów, którzy z pewnością zareagują, kupując mniej.
Eksporterzy z całego świata zaniepokojeni są spadającym popytem ze strony amerykańskiego konsumenta. „Dla reszty świata to poważny szok popytowy” – mówi Raghuram Rajan, były szef banku centralnego Indii i były główny ekonomista MFW. W regionie Azji i Pacyfiku indeks MSCI poza Japonią spadł o 1,5%, co daje łączną tygodniową stratę rzędu 2,7%. Tokijski Nikkei zamknął się 0,7% niżej. Nawet amerykański dolar, który wcześniej zyskiwał, odnotował gwałtowny spadek o 1% względem sześciu głównych walut po publikacji danych z rynku pracy.
Dla części komentatorów ten ruch administracji USA to zapowiedź pełzającej wojny gospodarczej, mającej na celu przeforsowanie nowych relacji handlowych i reindustrializację kraju. Dla innych to początek geopolitycznego chaosu, który może doprowadzić do rozbicia globalnych łańcuchów dostaw i zahamowania wzrostu gospodarczego na całym świecie.
„To nie jest już retoryka wyborcza – to konkretne decyzje z globalnymi konsekwencjami” – zauważa dr Fiona Ng z instytutu geopolityki ekonomicznej w Sydney. „Jeśli cła pozostaną na tym poziomie, a partnerzy handlowi USA odpowiedzą odwetem, to może nas czekać druga odsłona globalnego kryzysu finansowego – tylko w wersji handlowej”.
Szczególnie niepokojące sygnały dochodzą z europejskich rynków, gdzie eksportowe gospodarki – takie jak Niemcy, Holandia czy właśnie Irlandia – obawiają się o przyszłość dostępu do amerykańskiego rynku. Irlandia, której sektor technologiczny, farmaceutyczny i rolniczy jest silnie powiązany z globalnym handlem, może znaleźć się w trudnej sytuacji. Dublin już odczuwa niepewność inwestorów, o czym świadczą gwałtowne spadki w sektorze bankowym. „AIB i Bank of Ireland to papierek lakmusowy naszej gospodarki” – podkreślają analitycy. „Ich spadki nie wróżą dobrze”.
Na Wall Street, inwestorzy z niepokojem oczekują na kolejne komunikaty z Białego Domu. „Wszystko wskazuje na to, że najbliższe tygodnie będą burzliwe” – mówi Michael Lewis z banku inwestycyjnego Nomura. – Rynek nie znosi niepewności, a teraz mamy jej nadmiar: polityczny, makroekonomiczny i handlowy.
*
Światowy handel znalazł się w punkcie zwrotnym, a zaufanie inwestorów zostało poważnie nadszarpnięte. Jeśli fala protekcjonizmu nie zostanie zatrzymana, skutki odczują nie tylko giełdy, ale też zwykli konsumenci – zarówno w USA, jak i poza nimi. Bo jak podkreślają ekonomiści: cła są podatkiem – tyle że ukrytym i wyjątkowo kosztownym.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by Jan Baborák on Unsplash