Melissa, zamiast uspokoić, narobi wiele hałasu
Kiedy tropikalny huragan Melissa zmiatał z powierzchni ziemi południowe Karaiby, my patrzyliśmy na mapy pogodowe z tą typową, pogodną rezygnacją: „zanim dotrze do nas, będzie już tylko deszczem”. Ale tym razem sprawa wygląda nieco inaczej, bo choć Melissa rzeczywiście utraciła status huraganu, to meteorolodzy nie mają wątpliwości – w weekend i na początku tygodnia przywita się z Irlandią w stylu, który trudno nazwać łagodnym.
Zgodnie z prognozami Met Éireann, w niedzielę i poniedziałek kraj czekają ulewy, porywisty wiatr i sztormowe fale, szczególnie wzdłuż zachodniego wybrzeża. Żółte ostrzeżenia wydano już od Valentii po Malin Head, a także dla Morza Irlandzkiego. W porywach wiatr może osiągać prędkość nawet 83 km/h – wystarczająco, by rozbujać portowe kutry i zerwać parę dachówek z domów na zachodzie.
Klimatolog z Maynooth University dr Samantha Hallam nie pozostawia złudzeń – to nie jest zwykła jesienna wichura. „Trudno obecnie określić siłę burzy w Irlandii” przyznaje, ale ostrzega, że „nadchodzący poniedziałek może przynieść porywy wiatru porównywalne z wczesnowiosennym sztormem Eowyn”. Jej kolega po fachu profesor Peter Croot z Uniwersytetu w Galway dodaje, że Melissa skręci na północny wschód, omiatając kraj po zachodniej stronie. „Nie będzie to już huragan, ale duży układ burzowy z potencjałem do wyrządzenia szkód” – podkreśla naukowiec.
Nie jest więc przesadą stwierdzenie, że Melissa zrobi w Irlandii sporo hałasu. Nawet jeśli nie przyniesie zniszczeń na miarę Karaibów, to jej echo może rozbrzmieć w gabinetach ministrów, na korytarzach uczelni i w biurach planowania kryzysowego. Dlaczego? Jak twierdzą klimatolodzy, to dopiero początek nowej rzeczywistości pogodowej, w której Irlandia nie jest już bezpieczną przystanią z dala od tropikalnych kaprysów Atlantyku.
„Irlandia powinna co roku przygotowywać się na występowanie większej liczby burz pozatropikalnych w okresie od sierpnia do października” – mówi dr Hallam. Jej badania opublikowane w czasopiśmie Nature pokazują, że ocieplenie wód Karaibów zwiększa prawdopodobieństwo skręcania cyklonów w stronę północy. Innymi słowy – Atlantyk coraz częściej będzie wysyłał swoje gniewne dzieci w stronę Europy. Profesor Croot zgadza się z tą analizą i przypomina, że sztorm Eowyn z początku ubiegłego roku był dla Irlandii poważnym ostrzeżeniem. „Widzieliśmy, jak łatwo wicher potrafi sparaliżować kraj – od linii energetycznych po sieci telekomunikacyjne. Melissa powinna być przypomnieniem, że musimy uodpornić naszą infrastrukturę na takie zjawiska”.
Minister łączności Patrick O’Donovan zapewnia, że rząd „wyciągnął wnioski” z poprzednich kryzysów. W ramach programu poprawy odporności sieci, modernizowane są linie napowietrzne i systemy reagowania kryzysowego. Jednak w kraju, gdzie silniejszy wiatr potrafi przerwać dostawę prądu na pół dnia, słowa o „odporności infrastruktury” brzmią jak zaklęcie, które wypowiada się bardziej dla spokoju sumienia niż z przekonania.
Według ekspertów Melissa „się uspokoi” po drodze przez Atlantyk, to metaforycznie rzecz biorąc, burza dopiero się zaczyna. Zmienia się bowiem klimat całej północnej półkuli. Oceaniczne szlaki huraganów przesuwają się, a z nimi przesuwa się linia pogodowego komfortu, do którego mieszkańcy wyspy byli przyzwyczajeni.
Melissa więc nie będzie „tym huraganem, który przyszedł i odszedł”. Będzie raczej znakiem czasu – pierwszym głośnym sygnałem, że nawet najspokojniejszy kraj północnego Atlantyku wkracza w epokę, gdzie natura ma nowy ton głosu. I choć Irlandczycy żartują z każdej pogody, tym razem ich dowcipy o deszczu mogą brzmieć nieco ciszej, bo kiedy „uspokajająca” Melissa zaczyna szumieć nad oceanem, trudno nie poczuć, że to dopiero preludium do poważniejszej rozmowy o klimacie, bezpieczeństwie i naszej własnej kruchości wobec żywiołów.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by Glenn Carstens-Peters on Unsplash

