„Stary” Sąd Najwyższy wbija nóż w plecy Waldemara Żurka. Zaskakujący wyrok w Izbie Karnej

Radio Wnet dotarło do frapującego orzeczenia tzw. starych sędziów Izby Karnej Sądu Najwyższego z lipca tego roku, które obraca w perzynę pogląd, że orzeczenia wydane przez „neosędziów” nie istnieją.
Geneza zdrady wobec ministra
Wyrok, o którym piszemy, został wydany w związku ze zdarzeniem wstydliwym, bo złapaniem pewnej sędzi na jechaniu na „podwójnym gazie”. Nie był to przypadek ekstremalny, bo prawniczka miała „zaledwie” 0,63 prom. alkoholu we krwi, tym niemniej zgodnie z przepisami czyn taki jest już kwalifikowany z kodeksu karnego, a nie kodeksu wykroczeń.
Prokuratura podjęła standardowe działania, wskutek których Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego uchyliła sędzi – osobie skądinąd zasłużonej działalnością antykomunistyczną, za co została odznaczona Krzyżem Wolności i Solidarności przez prezydenta w 2017 r. – immunitet prawomocnym postanowieniem z 22 września 2020 r.
Sąd Rejonowy w Wałbrzychu warunkowo umorzył postępowanie karne na okres próby. Sędzia dostała także 2-letni zakaz prowadzenia pojazdów oraz obowiązek zapłaty 5 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.
Apelację od tego wyroku skierował prokurator, domagając się umiarkowanego zaostrzenia kary. Nie była to, jak się okazało, dobra decyzja, bowiem Sąd Okręgowy w Świdnicy wyrokiem z 18 listopada 2024 roku… umorzył sprawę, uznając, że sędzi nie uchylono w sposób prawidłowy immunitetu. Nie musimy chyba dodawać, że chodziło o zakwestionowanie Izby Dyscyplinarnej SN. Co ciekawe, wyrok wydała przewodnicząca Wydziału Karnego sędzia Ewa Rusin, która była także sędzią… dyscyplinarnym przy Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu. Osobliwe podejście osoby na takiej funkcji do przestępstwa jazdy sędziego „na bani”.
Bodnarowska nominatka kieruje skuteczną kasację
Prokurator Okręgowy w Świdnicy wniósł od tego orzeczenia kasację do Sądu Najwyższego. Zaskakujące – była nim już nominatka Adama Bodnara i Dariusza Korneluka – prok. Anna Gałkowska. Mówiąc w skrócie, skarżąca wskazała w kasacji, że zgodnie z obowiązującym wówczas prawem to właśnie Izba Dyscyplinarna orzekała w sprawach zgód na pociągnięcie sędziów do odpowiedzialności karnej.
Kasacja trafiła do Izby Karnej Sądu Najwyższego do referatów trójki „starych” sędziów Dariusza Świeckiego (przewodniczący składu), Michała Laskowskiego (sprawozdawca) oraz Marka Pietruszyńskiego. Tego ostatniego można w zasadzie nazwać sędzią „starym” do kwadratu, bo nominację sędziowską otrzymał przed laty z rąk komunistycznej Rady Państwa.
Wyrok, który orzekła trójka sędziów można określić jako „za, a nawet przeciw”. Albo odwrotnie, bo w zastosowanych przez nich konstrukcjach intelektualnych można się pogubić. Co jednak najważniejsze, sędziowie kasację prokuratora uwzględnili, uznając, że Izba Dyscyplinarna skutecznie uchyliła immunitet lubiącej kieliszek sędzi! Sprawa została ponownie przekazana do rozpoznania do jednostki sędzi Ewy Rusin.
Sąd nie był sądem, ale wyrok istnieje
W uzasadnieniu pisemnym sędziowie wskazali, że sprawa toczyła się w czasie, kiedy Izba Dyscyplinarna chyliła się ku schyłkowi, a na jej miejsce powstawała Izba Odpowiedzialności Zawodowej. Przypomnieli, że pisowski ustawodawca dał możliwość sędziom, wobec których kierowano wnioski o uchylenie immunitetu, składania wniosku o wznowienie postępowania przed IOZ, jeżeli immunitet uchyliła im ID. Sędzia nie skorzystała jednak z tego prawa, a nie podnosiła też żadnych zastrzeżeń co do IOZ. Więc zdaniem trójki „starych” sędziów nie było żadnych podstaw, by kwestionować odebranie jej immunitetu.
By zrozumieć jednak w pełni kaliber i znaczenie tego orzeczenia, trzeba zapoznać się z niektórymi jego sformułowaniami.
Nie można tracić z pola widzenia tego, że przyjęcia koncepcji nieistnienia orzeczeń Izby Dyscyplinarnej doprowadziłoby do faktycznej bezkarności szeregu osób, objętych kognicją tej Izby lub do prób instrumentalnego wykorzystania tego faktu przez inicjowanie wniosków o wznowienie postępowań z uwzględnieniem upływu terminu przedawnienia
– napisali sędziowie SN.
Wskazali również, że „polski proces karny nie zna obecnie procesowej instytucji nieważności orzeczeń, orzeczeń nieistniejących – sententia non existens”.
Orzeczenia Izby Dyscyplinarnej zatem istnieją i z obrotu prawnego można je usunąć w drodze między innymi wznowieniami postępowania, co przewidziano w art. 18 ust. 1 cytowanej ustawy [tj. noweli ustawy o SN – Wnet]
– podkreślili.
Czytelnika może co prawda rozboleć głowa, gdy porówna się te poglądy z innym zdaniem orzeczenia sędziów Laskowskiego, Świeckiego i Pietruszyńskiego:
Podkreślić stanowczo należy, że Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego nie miała statusu sądu ustanowionego ustawą.
Chciałoby się rzec, panowie sędziwie, umysł objąć tego nie może, głowa pęka, oczy boją się patrzeć przed siebie! Tym niemniej, ostatecznie liczy się suma tych stwiedzeń w postaci clue decyzji, czyli uznania, że (rzekomi) neosędziowie z ID SN skutecznie uchylali immunitety.
Dom wariatów
Spróbujmy zestawić to orzecznie, które mimo pewnych zawirowań logicznych należy jednak ocenić jako wyraz elementernej przyzwoitości prawników je wydających, z innymi wydarzeniami ostatnich lat.
Oto 20 sierpnia 2021 roku sędzia Marta Pilśnik z Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieście wypuszcza z aresztu prokuratora Andrzeja Z. oskarżonego o korupcję. Powód? Immunitet prokuratora uchyliła Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego. Argumentacja? Orzeczenie TSUE z 14 lipca 2021 r. w sprawie statusu polskich sędziów. Zbigniew Ziobro podejmuje kroki formalne, by sędzia odpowiedziała za tę – w jego ocenie bezprawną decyzję – finalnie jednak włos nie spada jej z głowy, m.in. wskutek orzeczenia Izby Odpowiedzialności Zawodowej SN.
25 września br. kierowniczka zespołu w Prokuraturze Krajowej ds. „neosędziów” Agnieszka Welenc pisze nam, że podstawą do nierespektowania ustaw, na podstawie których „neosędzie” orzekają w Sądzie Najwyższym czy NSA jest wyrok Trybunału Sprawiedliwości z 9 marca 1978 r. (tzw. sprawa Simmenthal).
Tym samym, zważywszy na zasady pierwszeństwa i efektywności prawa UE, jeśli dochodzi do sprzeczności prawa krajowego z prawem unijnym, sądy krajowe w procesie stosowania prawa muszą stosować się do wykładni prawa unijnego przyjętej w orzeczeniach TSUE, nawet jeśli prowadzi to do wyłączenia prawa krajowego
– pisze prokuratorka.
Wcielajac jej słowa w czyn dwójka prokuratorów-awanturników wchodzi w czwartek 2 października na salę Sądu Najwyższego, po czym jeden z nich, z togą przewieszoną przez rękę, usiłuje złożyć wniosek o „wykluczenie” sędziów. Prawo nie zna takiej formuły. Najwyraźniej jednak jeszcze nie dojrzeli, by wejść na salę w asyście stójkowego. Wszystko w swoim czasie.
Gdzie my żyjemy? To istny dom wariatów, w którym ze strony państwa można się spodziewać dosłownie wszystkiego. Elementarny zdrowy rozsądek stał się towarem niezwykle deficytowym. Ale tym bardziej należy docenić tytułowe orzeczenie, wbijajace nóz w plecy Waldemarowi Żurkowi i jego siłownikom bez tóg. Choć oczywiście zapadło ono w konkretnej sprawie, to argumentacja w nim zastosowana analogicznie do innych postępowań każe uznać, że istnieją np. wyroki Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych (co najmniej) w sprawach karnych, bo przecież – zacytujmy – „polski proces karny nie zna obecnie procesowej instytucji nieważności orzeczeń, orzeczeń nieistniejących – sententia non existens„.
Jakub Pilarek
Radio Wnet
fot. Jakub Pilarek