Choroba na świeczniku, czyli medyczny spektakl celebrytów

Żyjemy w czasach, gdy każda intymna sfera życia potrafi zostać publicznie wyeksponowana niczym wielki spektakl na scenie. Choroba – temat najpoważniejszy z poważnych – nie jest tu wyjątkiem. Wręcz przeciwnie, coraz częściej staje się elementem gry medialnej i utrzymania, choćby na łożu śmierci popularności, w której cierpienie przeplata się z budowaniem wizerunku i masową konsumpcją emocji.

Z jednej strony – jasne, choroba to dramat, to walka, której nikt nie powinien ignorować, ale z drugiej strony – w jaki sposób to cierpienie jest pokazywane? Jak wiele w tym autentyczności, a jak wiele kalkulacji? Widzimy historie, które rozgrywają się w blasku fleszy, pod czujnym okiem kamer, na Twitterze, Instagramie i w wywiadach, gdzie każdy krok leczenia czy każda emocja jest na bieżąco relacjonowana i komentowana przez tysiące, jeśli nie miliony ludzi.

Tymczasem obok tego medialnego zgiełku toczy się zupełnie inna, niemal niewidoczna rzeczywistość – choroby zwykłych ludzi, których nikt nie zna, którzy nie mają zaplecza fanów, by ich wspierać. Choroby, o których nikt nie napisze na pierwszej stronie gazety, które nie staną się tematem rozmów w programach śniadaniowych. Choroby, które toczą się w ciszy, często w samotności, w domach i na oddziałach, gdzie brakuje personelu, gdzie czasem brakuje nawet podstawowych leków.

To właśnie ta nierówność irytuje mnie najbardziej, bo choć cierpienie jest uniwersalne, sposób jego przeżywania i odbioru przez społeczeństwo bywa skrajnie różny. Niektórzy chorują na oczach świata – otoczeni troską, wsparciem, całym medialnym zapleczem. Inni zaś, mimo tych samych problemów zdrowotnych, zostają skazani na ciszę i anonimowość. Bez komentarzy, bez tysięcy wpisów ze słowami otuchy, bez specjalnych akcji charytatywnych i bez rozgłosu.

Wielu z nas widziało, jak ten medialny spektakl choroby potrafi przyciągnąć uwagę na długie tygodnie, jak zbiera tłumy współczujących i organizuje masowe gesty solidarności. I choć to piękne, to jednak zaczynam się zastanawiać – czy nie jest to pewnego rodzaju niesprawiedliwość wobec tych, którzy chorują „po cichu”?

Nie chodzi o to, by odbierać prawo do dzielenia się swoim cierpieniem, ale by dostrzec, że nie każdemu jest dane takie wsparcie i że cierpienie bez rozgłosu bywa o wiele trudniejsze. I właśnie dlatego tak bardzo doceniam tych, którzy mimo choroby potrafią żyć dalej, pracować, walczyć o normalność bez potrzeby wystawiania swojego dramatu na pokaz. Ich heroizm codzienności, ich cicha walka, która nie potrzebuje ani fleszy, ani lajków.

Na końcu liczy się przecież to, co prawdziwe i autentyczne – niezależnie od tego, czy ktoś ma miliony fanów, czy tylko najbliższą rodzinę. A my powinniśmy nauczyć się szanować obie te rzeczywistości: i tę głośną, i tę cichą. Bo właśnie dzięki temu możemy stać się bardziej empatyczni – nie tylko wobec tych, którzy krzyczą o pomoc, ale także wobec tych, którzy wydają krzyk w samotności.

Bogdan Feręc

Photo by Olga Kononenko on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Lidl otwiera półki
PiS nie odpuszcza r
"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.