Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Zagraniczna emerytura a polski fiskus

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Felieton o podatkach to trochę jak kolacja w Urzędzie Skarbowym, niby każdy wie, że trzeba, ale nikt nie wychodzi nasycony. Mimo to warto ten stół nakryć, bo sprawa opodatkowania zagranicznych emerytur wraca co jakiś czas, jak echo z czasów, kiedy państwo wiedziało lepiej, co ma zrobić z cudzymi pieniędzmi. Będzie to więc mowa o ludziach, którzy przepracowali długie lata w Irlandii, Niemczech, Francji czy Hiszpanii, a chcieliby wrócić do polskiego domu, czyli sprawa zasługuje na odrobinę więcej niż suchą urzędniczą notkę.

Historię zacznę niewinnie, ale nie od podatków, a od zmiany wizerunkowej głowy państwa, po prezydent ważny jest w tej sprawie nad wyraz. Człowiek, który jeszcze niedawno był bohaterem żartów o spiętym karku i uśmiechu z fabryki, dziś stał się naturalny, swobodny i bardziej nawet ludzki niż wszyscy posłowie z polskimi senatorami razem wzięci. I bardzo dobrze. W życiu publicznym autentyczność bywa jak powiew świeżego powietrza w zatłoczonej konferencyjnej sali, którego każdy potrzebuje, ale nikt nie wie, jak to wyprodukować.

Jednak nie o uśmiechy rzecz idzie, tylko o inicjatywy, bo prezydent Karol Nawrocki mógłby tu faktycznie zagrać pierwsze skrzypce. Posiada prawo inicjatywy ustawodawczej, a to w Polsce działa trochę jak klucz do pokoju, w którym trzyma się narzędzia do przebudowy rzeczywistości. Te narzędzia potrafią natomiast wiele, jeśli użyje ich ktoś z odrobiną wyobraźni i dobrej woli.

Gdy Polonia wraca do kraju na emeryturę, trafia na fiskalny zderzak, czyli 18 lub 32 procent podatku. Słowem, państwo pobiera haracz od pieniędzy, które nie są polskie, nie zostały w Polsce wypracowane i nie obciążają polskiego systemu emerytalnego. To kara za to, że ktoś miał czelność pracować za granicą, odkładać tam swoje składki i marzyć o wesołym życiu staruszka w ojczyźnie, gdzie zje rosół, który smakuje jak dzieciństwo.

Ci ludzie nie wnoszą o wiele, a chcą zaledwie przywieźć swoje lata pracy, swoje zagraniczne świadczenia i swoje euro lub funty, które i tak zostawią w polskich sklepach, restauracjach, przy remontach i u lekarzy. Jak mogłoby się wydawać, polski fiskus powinien się z tego powodu uśmiechać szerzej niż prezydent po kursie autoprezentacji, ale to jednak Polska, a w końcu każdy emeryt wracający z emigracji staje się stałym sponsorem narodowego budżetu, choćby poprzez VAT, akcyzę, podatki płacone lokalnie, a dokłada się też do pensji kelnerki, bo nauczony jest na Zachodzie zostawiać napiwek.

Pomysł jest prosty jak przepis na herbatę i jeśli Polak wraca do kraju, to jego zagraniczna emerytura w ojczyźnie nie jest opodatkowana. Zero kombinowania, zero kar za zarobkową emigrację sprzed lat, a wyłącznie symboliczny gest państwa, które mówi: „Wracaj, twoja praca została wykonana gdzie indziej, ale twoje miejsce jest tutaj”.

Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach, a szczegóły cierpliwie mieszkają w międzynarodowych umowach o unikaniu podwójnego opodatkowania i kilku innych, jakie obowiązują nawet w Unii Europejskiej w dezorganizacji. Każda zmiana wymaga rozmów, zgód, parafek i prawników, którzy lubią mówić, że sprawa jest skomplikowana. Może jest, a może nie jest, bo przecież znam polityków, a to oni lubią sobie i nam utrudniać życie, więc wychodzę z założenia, że komplikacji raczej być nie powinno. Rządzący powinni natomiast pamiętać, że prawo ma służyć ludziom, nie odwrotnie, a państwo, jeśli chce być domem, powinno otwierać drzwi, nie sprzedawać podatkowe bilety za wejście.

Ta emerytalna inicjatywa mogłaby być jednym z tych momentów, w których mówi się – raz zróbmy coś po ludzku. Nie dla poklasku, nie dla kampanii, tylko z poszanowania dla tych, którzy całe życie chcieli wrócić, ale bali się, że wraz z powrotem przyjdzie także rachunek. I warto tę sprawę podjąć, bo każda polityka, nawet ta podatkowa, zaczyna się od prostego pytania: czy robimy to dla państwa, czy dla ludzi, którzy to państwo tworzą? I to pytanie jest bramą do kolejnych opowieści o tym, jak wygląda uczciwość, kiedy mierzy się ją w paragrafach, a nie w sumieniu – nawet urzędniczym.

Dlaczego prezydent? Otóż inicjatywa obywatelska złożona do polskiego parlamentu, może nawet nie doczekać się debaty, bo np. taki marszałek Sejmu uzna, że nie jest mu ona do niczego potrzebna. Jeżeli natomiast inicjatywa będzie wspólna, czyli społeczna, a prowadzona wraz z prezydentem, może to przybrać całkiem inny obrót. Karol Nawrocki już kilka razy pokazał, że otwarty jest na takie propozycje, więc i sprawa może zacząć wyglądać zgoła inaczej i Sejm odrzucając inicjatywę, wskazuje, które ugrupowania są pro, a które przeciwne polskiemu społeczeństwu, nawet temu, które mieszka i pracuje poza granicami Polski, ale w jesieni życia ponownie chce zamieszkać w ojczyźnie.

Bogdan Feręc

Fot. CC BY-SA 3.0 Adam-dalekie-pole

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version