Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Wybór między złym a gorszym. Kto naprawdę zdecyduje o naszej przyszłości?

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Zbliża się moment, który zdecyduje o kierunku, w jakim podąży Polska. Wybory prezydenckie to nie tylko kwestia nazwisk na kartach do głosowania, lecz wybór między dalszą konfrontacją a próbą łagodzenia napięć, zarówno wewnętrznych, jak i w kontekście europejskim.

W dzisiejszej Polsce emocje sięgają zenitu, ale nie tylko dlatego, że prezydent jest symbolem jedności narodowej, lecz także dlatego, że jego decyzje realnie wpływają na relacje z Unią Europejską, NATO i sąsiadami. W czasach rosnącej polaryzacji społecznej wybór prezydenta może albo podsycać podziały, albo je łagodzić. Niestety, historia ostatnich lat pokazuje, że Polacy stają przed wyborem, który wcale nie jest między dobrem a złem, lecz między złym a gorszym, bo żaden z kandydatów nie wydaje się idealnym gwarantem stabilności i bezpieczeństwa.

Moje zdanie jest od dawna jasne i konsekwentne. Jako krytyk zarówno prawicy, jak i centrolewicy, stanąłbym przed trudnym wyborem, głosować na mniejsze zło, gwaranta pewnej suwerenności, czy ryzykować utratę niezależności na rzecz złudnego koalicyjnego porozumienia.

Przez lata obserwuję scenę polityczną z dystansem i krytycyzmem i żadna ze stron nie oferuje mi realnej wizji Polski silnej oraz w pełni niezależnej. Prawo i Sprawiedliwość, choć deklaruje suwerenność i patriotyzm, coraz częściej zatraca się w polityce konfrontacji, która wywołuje niepotrzebne napięcia, a także izoluje nas na arenie międzynarodowej. Z kolei centrolewica na czele z Platformą Obywatelską, zdaje się być bardziej marionetką wpływów zewnętrznych niż prawdziwym reprezentantem polskiej Racji Stanu. W takiej sytuacji wybór mniejszego zła to nie rozwiązanie idealne, ale racjonalna konieczność.

Jeśli Polacy zdecydują się powierzyć Pałac Prezydencki kandydatowi Platformy Obywatelskiej, opisywanemu jako koalicyjny, choć w rzeczywistości podporządkowanemu wpływom unijnym i zachodnim stolicom, możemy się spodziewać znacznie większych problemów niż obecnie. W mojej opinii Rafał Trzaskowski nie będzie niezależnym liderem, który będzie stał na straży polskich interesów na arenie międzynarodowej.

Historia ostatnich lat uczy, że politycy opozycji, próbując zbliżyć się do europejskich elit, często stają się ich narzędziem. Nie jest tajemnicą, że Bruksela i główne stolice Unii oczekują od Polski podporządkowania się ich agendzie – czy to w kwestiach sądownictwa, polityki klimatycznej, czy migracyjnej. Rafał Trzaskowski, choć mówi o suwerenności, na wielu płaszczyznach jawi się jako polityk bardziej zorientowany na kompromisy kosztem interesów narodowych. To może oznaczać dalsze podporządkowanie Polski obcym ośrodkom władzy i marginalizację jej głosu na arenie europejskiej.

Po jego ewentualnym zaprzysiężeniu Berlin, Paryż, a przede wszystkim Bruksela, będą miały pełne pole do manewru, traktując Polskę jako narzędzie do realizacji własnych politycznych interesów. Pałac Prezydencki i rząd staną się figurantami w politycznej grze, pozbawionymi realnego wpływu na strategiczne decyzje.

Przykłady z przeszłości są wymowne. Kraje Europy Środkowo-Wschodniej często były wykorzystywane jako pionki w większej geopolitycznej rozgrywce. Polityka zagraniczna pod rządami opozycji mogłaby oznaczać zgadzanie się na narzucane z góry warunki, także te niekorzystne dla Polski, bez realnej możliwości sprzeciwu. W efekcie nasza ojczyzna straciłaby nie tylko twarz, ale przede wszystkim zdolność do obrony swoich interesów i to od gospodarki po bezpieczeństwo energetyczne i militarną ochronę granic.

Oczywiście, mogę się mylić, lecz trudno oprzeć się wrażeniu, że polityka zagraniczna i suwerenność Polski mogą zostać w takim scenariuszu poważnie ograniczone.

Nie jest to jedynie moja opinia i coraz większa grupa ekspertów ds. bezpieczeństwa i polityki zagranicznej zwraca uwagę na ryzyko nadmiernej zależności od zewnętrznych ośrodków decyzyjnych. Niezależność państwa wymaga silnego i konsekwentnego przywództwa, które nie będzie ulegać presjom ani z Brukseli, ani z Berlina. Polska powinna prowadzić własną politykę, opartą na suwerenności i interesie narodowym, a nie być tylko kolejnym trybikiem w europejskiej machinie.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, jeśli wybrany zostanie kandydat Karol Nawrocki, który, przynajmniej w deklaracjach, gotów jest stawiać opór próbom przejęcia kontroli przez zachodnie ośrodki w Polsce. Może to oznaczać również większą ostrożność w kwestii zaangażowania Polski w konflikty zbrojne na Ukrainie.

Karol Nawrocki, jako kandydat o zdecydowanie bardziej suwerennej postawie, wskazuje na potrzebę twardej obrony polskiej niepodległości i Racji Stanu. W kontekście trwającego konfliktu na Ukrainie jego domniemane podejście do ograniczenia eskalacji wojny jest kluczowe. Polska nie może zostać wciągnięta w bezpośrednią konfrontację z Rosją, ryzykując bezpieczeństwo swoich obywateli. Zamiast ślepego podążania za zachodnimi interesami, potrzebujemy polityki rozważnej, chroniącej przede wszystkim nasz kraj.

Już dziś widzimy, jak zgoda na dostawy rakiet dalekiego zasięgu dla ukraińskiej armii eskaluje napięcia z Federacją Rosyjską. Tego typu działania mogą być postrzegane przez Moskwę jako atak bezpośredni i w odpowiedzi Rosja potencjalnie podejmie działania odwetowe, których teoretycznym celem może być Polska. W mojej ocenie odpowiedzialność za tę niebezpieczną eskalację ponosi przede wszystkim Europa, która podsyca konflikt, zamiast szukać realnych rozwiązań dyplomatycznych.

Zgoda na dostarczanie zaawansowanego uzbrojenia i zgoda na daleki ostrzał terenów rosyjskich zachodnim sprzętem, w tym rakiet, jest dziś jednym z najbardziej kontrowersyjnych elementów polityki zagranicznej. To nie jest tylko kwestia wsparcia Ukrainy w jej walce o suwerenność, ale także ryzyko przeciągnięcia Polski i całej Unii w otwartą wojnę z Rosją. Historia kolejny raz przypomina, że w takich momentach skutki są nieprzewidywalne i mogą kosztować życie wielu ludzi. Europa powinna dążyć do dyplomatycznego rozwiązania konfliktu, a nie dokładać paliwa do ognia.

Kończąc, każdy z nas musi podjąć tę decyzję zgodnie ze swoim sumieniem i przekonaniami. Ważne jest, by wybór ten był wolny od zewnętrznych wpływów i nacisków tak, by polskie słowo w Europie i na świecie miało realną wartość i znaczenie. Bo w gruncie rzeczy w tej niedzielnej decyzji zadecyduje się przyszłość naszej ojczyzny, jej suwerenność i bezpieczeństwo.

Wybory prezydenckie to moment, który wymaga od nas nie tylko refleksji, ale i odwagi. To decyzja o tym, jakiej Polski chcemy i jaką zostawimy przyszłym pokoleniom. Czy wolną i suwerenną, czy podporządkowaną obcym wpływom i rozgrywaną przez zachodnią geopolitykę? Tylko od nas zależy, czy zachowamy naszą tożsamość i siłę, czy pozwolimy ją rozmyć pod naporem zewnętrznych interesów. Warto o tym pamiętać przy stawianiu krzyżyka na karcie do głosowania.

Bogdan Feręc

Fot. CC BY-SA 4.0 RomanDeckert

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version