Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Ursula von der Leyen – menedżerka upadku Europy

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Ursula Gertrud von der Leyen – nazwisko, które brzmi dumnie i wytwornie, trochę jak marka luksusowych mebli w stylu klasycznym. I rzeczywiście – jest w tym pewna prawda, bo kariera von der Leyen to istotnie przykład politycznej tapicerki: obijania tych samych krzeseł coraz droższym materiałem, przy jednoczesnym ignorowaniu faktu, że konstrukcja od dawna się chwieje. Dziś wielu w Europie stawia pytanie: czy Unia Europejska wytrzyma jeszcze jedną jej kadencję? A może to właśnie ona będzie grabarką europejskiego projektu, którą powołano, aby przykryła trumnę eleganckim pledem i zrobiła kilka ładnych zdjęć na Instagram?

Nie, to nie jest populistyczny atak ani mizoginiczna kpina z kobiety u władzy. To chłodna analiza dokonań, błędów i stylu politycznego von der Leyen. A styl ten to biurokratyczny menedżeryzm pozbawiony wizji, ale wypełniony słowami-kluczami: „koordynacja”, „zielona transformacja”, „przyszłość naszych dzieci”, „wspólne wartości”. Słowa te są tak często powtarzane, że przestały cokolwiek znaczyć, a jedyną realną wartością, jaka za nimi stoi, jest władza skupiona w rękach kilku osób w Komisji Europejskiej.

Od lekarza do politycznego perpetuum mobile

Ursula von der Leyen przyszła na świat w Brukseli w 1958 roku jako córka Ernsta Albrechta – wpływowego polityka CDU, dyrektora generalnego Dyrekcji ds. Konkurencji w Komisji Europejskiej, a później premiera Dolnej Saksonii. Wykształciła się na ekonomistkę i lekarkę (specjalizacja: ginekologia), co w Niemczech często wywoływało komentarze: „Czego ona w polityce nie dotknie, to traktuje jak pacjenta. Problem w tym, że zawsze kończy się operacją bez znieczulenia”.

Karierę polityczną rozpoczęła w CDU, zasiadając w rządzie Dolnej Saksonii, a później – od 2005 roku – w kolejnych rządach Angeli Merkel. Była ministrem ds. rodziny i kobiet, gdzie zasłynęła wprowadzeniem rozwiązań prorodzinnych, ale też pierwszymi projektami cenzury internetu w imię walki z pornografią dziecięcą. Potem objęła resort pracy i spraw społecznych, a w 2013 roku – Ministerstwo wojny, czy tam Obrony.

I tu zaczyna się kluczowy fragment historii. Jej kadencja jako minister obrony RFN (2013–2019) była pasmem kompromitacji. Bundeswehra została oceniona jako niewydolna i chronicznie niedoinwestowana (według raportów Bundestagu w 2019 roku tylko 30% sprzętu było w pełni sprawne). Żołnierze skarżyli się na braki amunicji, części zamiennych, a nawet bielizny termicznej. Ursula von der Leyen – zamiast skupić się na logistyce i sprawności wojska – forsowała programy równościowe, multikulturowe i wizerunkowe, zatrudniając kosztowne firmy doradcze McKinsey oraz Accenture. Skandal wybuchł, gdy media ujawniły, że kontrakty podpisywano z naruszeniem procedur, bez przetargów, a jej doradcy pobierali bajońskie wynagrodzenia. Sprawa zakończyła się śledztwem komisji Bundestagu, a wizerunek von der Leyen jako minister obrony legł w gruzach.

Ale w Unii Europejskiej porażka to często trampolina. Angela Merkel, szukając kandydatki kompromisowej do objęcia stanowiska szefowej Komisji Europejskiej po Jean-Claude Junckerze, wypromowała von der Leyen na unijną scenę. Nie była ona nawet „spitze kandydata” w wyborach europejskich, co w praktyce złamało demokratyczną konwencję UE. Została „wstawiona” przez Merkel i Macrona w ramach politycznych targów w Radzie Europejskiej.

Komisja Europejska pod jej rządami

Od 2019 roku Ursula von der Leyen buduje Komisję Europejską jako strukturę silnie scentralizowaną. Jej celem nie jest już koordynacja wspólnych polityk gospodarczych, lecz stopniowe przekształcanie UE w quasi-państwo federalne.

Najważniejsze działania:

Europejski Zielony Ład (Green Deal) – projekt dekarbonizacji gospodarki europejskiej do 2050 roku, forsowany wbrew sprzeciwom wielu sektorów przemysłowych, rolników i grup zawodowych. Efekt? Wzrost cen energii, inflacja kosztowa w produkcji żywności i cementowanie zależności UE od importu surowców i technologii z Chin.

Polityka migracyjna – wprowadzenie Paktu o Migracji i Azylu, zakładającego rozdział migrantów pomiędzy kraje członkowskie lub kary finansowe dla tych, które odmówią przyjęcia. Mechanizm ten wzbudził gigantyczny sprzeciw opinii publicznej w Polsce, Węgrzech, Czechach i innych krajach, stając się narzędziem głębokich podziałów w UE.

Centralizacja i łamanie zasady pomocy – von der Leyen konsekwentnie dąży do ograniczania kompetencji państw członkowskich w kluczowych obszarach (energia, rolnictwo, zdrowie publiczne, polityka przemysłowa). Stawia na regulacje i dyrektywy zamiast porozumień międzyrządowych, co skutkuje poczuciem utraty suwerenności w wielu stolicach.

Skandale szczepionkowe – w trakcie pandemii COVID-19 osobiście negocjowała kontrakty na zakup szczepionek Pfizer-BioNTech. Dotąd odmawia ujawnienia treści SMS-ów i rozmów z dyrektorem Pfizer Albertem Bourlą, co stało się przedmiotem śledztwa Europejskiego Trybunału Obrachunkowego oraz Europejskiego Rzecznika Praw Obywatelskich. Brukselskie media mówią wprost o „brudnym zapachu lobbingu i tajemnicy korporacyjnej”.

Polityka obronna i Ukraina – von der Leyen energicznie popierała wsparcie militarne dla Ukrainy, co samo w sobie było właściwe w obliczu rosyjskiej agresji. Problem w tym, że równolegle nie zbudowano realnej strategii bezpieczeństwa UE ani zdolności produkcji amunicji, rakiet i broni ciężkiej, co dziś skutkuje dramatycznymi brakami uzbrojenia w Europie.

Propaganda sukcesu – jej Komisja inwestuje gigantyczne środki w komunikację medialną, kreując obraz Europy „zielonej, równościowej i nowoczesnej”, podczas gdy realne wskaźniki gospodarcze pokazują stagnację, rosnącą biedę energetyczną i odpływ inwestycji przemysłowych za Atlantyk lub do Azji.

Dlaczego niszczy Unię Europejską?

Bo projekt europejski, aby istnieć, musi mieć duszę i pluralizm. Von der Leyen buduje Unię jako korporację pod niemiecko-francuskim zarządem, w której państwa członkowskie to działy regionalne – posłuszne, bez ambicji i bez prawa do wetowania kluczowych decyzji. Ten model w teorii wydaje się efektywny, ale w praktyce jest sprzeczny z europejską tożsamością i różnorodnością.

Dziś coraz więcej państw UE mówi wprost: Unia przez Brukselę przestała być wspólnotą, a stała się centralą nakazów. Ursula von der Leyen, jako szefowa tej centrali, realizuje swoją politykę w stylu klasycznego menedżera wielkiej korporacji:

Dowód ostateczny

Wystarczy spojrzeć na wynik wyborów europejskich w czerwcu 2024 i przewidywania na 2025. Partia Europejskiej Ludowej (EPP), której jest kandydatką, nie ma większości. Poparcie dla Zielonego Ładu dramatycznie spadło, a rolnicy w całej UE organizują największe protesty od dekad. Jednocześnie prawica rośnie w siłę, karmiąc się arogancją brukselskich elit. Von der Leyen odpowiada na to tak, jak odpowiadała w Bundeswehrze: prezentacjami Power Point, nowymi programami „przeciwdziałania dezinformacji” i mową ciała osoby absolutnie pewnej, że ma rację.

A jednak rzeczywistość jest brutalna. Europa staje się coraz słabsza gospodarczo, bardziej podzielona kulturowo i mniej zdolna do obrony własnych granic. Jeśli więc ktoś pyta, czy Ursula von der Leyen niszczy Unię Europejską, odpowiedź brzmi: nie, ona po prostu robi to skuteczniej niż ktokolwiek przed nią.

Von der Leyen nie jest w mojej ocenie politykiem, czy jak woli polityczką z wizją. To menedżerka od wizerunku, która myli politykę z marketingiem, a przywództwo z programem komputerowym do wprowadzania danych. Powinna jednak pamiętać, że władza, która zamienia wspólnotę wolnych narodów w konglomerat pod dyktando kilku brukselskich biur, zawsze kończy tak samo – buntem, rewolucją lub rozpadem. W przypadku Europy będzie to raczej polityczny rozpad, ale Ursula von der Leyen do końca stać będzie na mównicy z uśmiechem, mówiąc, że „wszystko idzie zgodnie z planem”.

Bogdan Feręc

Fot. CC BY 4.0 Christophe Licoppe / European Union

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version