Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Polityczni nekromanci, czyli Tusk i Kaczyński – jak Lenin – wiecznie żywi

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Gdyby polska polityka była grą komputerową, to Donald Tusk i Jarosław Kaczyński byliby jej postaciami finałowymi – tymi, których nie da się pokonać, bo nawet po przegranej odradzają się w tej samej formie, tylko z bardziej dramatyczną muzyką w tle. Od ponad ćwierć wieku rozdają karty, a naród wciąż próbuje zgadnąć, czy to poker, wojna, czy raczej partyjka bierek w domu opieki.

Donald „Powrót Króla” Tusk – to polityczny dżentelmen, który mówi płynnie po niemiecku i jeszcze płynniej po europejsku. Człowiek, który tak długo mieszkał w Brukseli, że zaczął się wypowiadać jak regulamin Komisji Europejskiej. Wraca do kraju regularnie, jak bumerang i lotem w business class, ale za każdym razem ma nową misję, zazwyczaj ocalenia demokracji, Konstytucji albo własnego wizerunku. Dla jednych Mesjasz, dla innych – ewidentny sygnał, że Polskę trzeba zresetować.

Po drugiej stronie barykady stoi Jarosław „Samotny Strateg” Kaczyński – czyli polityczny Gandalf, tylko że bez brody i z większą podejrzliwością wobec wszystkiego, co młodsze niż „Trybuna Ludu”. Pamiętajmy też, że Kaczyński nie rządzi, on steruje. Premierzy są u niego jak długopisy: jeden się wypisze, to bierze następny. Od lat trzyma kraj za gardło jedną ręką, a drugą poprawia rozpięty sweter. Dla jego zwolenników to ojciec narodu, dla przeciwników – wujek z piwnicy, który ma plan na wszystko i nikomu go nie pokaże.

Ale to nie tylko oni. Problemem nie są już tylko liderzy – to całe towarzystwo przyklejone do nich jak plakaty na słupie w listopadzie. Ich najbliżsi współpracownicy to elita ludzi zblazowanych, zdeprawowanych przez władzę, władzy głodnych i moralnie giętkich jak rurki PCV. Czy po stronie PiS, czy PO – to bez znaczenia, bo wszyscy śpiewają tę samą piosenkę: „Gdzie stołek, tam lojalność”.

Poczet świętych od kręcenia karkiem

Przy Kaczyńskim trwa nieprzerwana pielgrzymka groteskowych figur. Antoni Macierewicz, który widzi zamach nawet w upadku doniczki. Zbigniew Ziobro – prokurator wieczności, który miał w rękach całe państwo i zamienił je w teatr monologu z samym sobą. Marek Suski – żywy mem i chodzący dowód, że można mówić, mówić, a nic nie powiedzieć. A jeszcze przecież Mariusz Błaszczak, który potrafi wydać miliardy na armię, ale nie potrafi wydać z siebie zdania bez partyjnego refrenu.

Tusk też nie działa solo. Przy nim trwa druga edycja „Zmienników”, tylko bardziej w stylu „Odwróconych”. Grzegorz Schetyna – człowiek, który nigdy nie odszedł, tylko co najwyżej zrobił krok w bok i patrzy zza winkla. Rafał Trzaskowski – wieczny kandydat do wszystkiego, co akurat modne. Tomasz Siemoniak – szara eminencja od spraw niejasnych. I rzecz jasna Radosław Sikorski – ten sam, który mówi po angielsku lepiej niż po polsku i zazwyczaj szybciej, niż pomyśli.

Wszyscy oni są produktem polityki, która nie zna pojęcia „wystarczy”. Pokolenie, które powinno już dawno pisać wspomnienia, wciąż żyje politycznym „tu i teraz”, chociaż „tu” jest zamknięte, a „teraz” było dziesięć lat temu.

A gdyby tak… zniknęli?

Wyobraźmy sobie na chwilę, że nastąpi cud. Tusk i Kaczyński budzą się pewnego ranka i mówią: „Dobrze, Polsko. Już wystarczy. Odchodzimy”. I nie tylko oni – cała ich świta, cały orszak pochlebców, lojalistów, oportunistów i kanapowych strategów znika. Co by się stało?

Po pierwsze: telewizja publiczna i nie tylko ona zamilkłyby na 24 godziny, nie wiedząc kogo obrażać, a kogo wywyższać. Po drugie: redakcje „Wyborczej” i „Sieci” musiałyby ogłosić wspólne bankructwo, bo zabrakłoby treści do komentowania. Po trzecie: Twitter by się zawiesił, bo algorytm nie rozpoznałby polskiej polityki bez słów „Tusk” i „Kaczyński” w trendach.

Ale przede wszystkim – naród by odetchnął. Młodzi politycy mogliby mówić własnym głosem, zamiast imitować swoich patronów. Partie zaczęłyby konkurować na pomysły, nie na te same nazwiska w innych konfiguracjach. I może, może, wreszcie ktoś przestałby traktować państwo jak łup, a obywateli – jak kartotekę wyborczą.

Czy to możliwe?

Nie. Ale od czego jest satyra.

Tak na koniec, gdybym chciał zostać politykiem, a nie chcę, tak mogłoby wyglądać moje CV do któregoś z ugrupowań politycznych:

Bogdan Feręc Kandydat na polityka nowej generacji (bez teczki, ale z jajem)


– Miejsce akcji: Polska i gdzie trzeba

– Kontakt: znajdziesz mnie tam, gdzie ludzie mają dość tych samych twarzy od 30 lat

Cel zawodowy:

Zostać politykiem, który nie czyta z kartki, nie boi się zadawać niewygodnych pytań i nie planuje siedzieć w Sejmie dłużej niż to moralnie przyzwoite. Misja? Wpuścić świeże powietrze w zatęchłą salę plenarną.

Wykształcenie polityczne:

Kompetencje twarde:

Doświadczenie polityczne:

Zespół współpracowników (w planie):

Program polityczny (w pigułce):

Cechy charakterystyczne:

Ulubiony cytat:

Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić” – Józef Piłsudski

Gotów do działania:

Bez obietnic bez pokrycia, bez układów i bez świętych krów.

Nazywam się Bogdan Feręc – i mam dość oglądania od kilkudziesięciu lat tych samych twarzy w innych garniturach.

Bogdan Feręc – nie kandydat

Zdj: Wygenerowane przez niezwykle sztuczną inteligencję

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version