Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Naród kłamstwem stoi, czyli jak dajemy się robić w bambuko z uśmiechem na twarzy

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Jeżeli ktoś jeszcze tego nie zauważył, to naprawdę najwyższy czas się obudzić, otrzepać z politycznego kurzu i dopuścić do siebie tę straszną, a jednak tak banalnie oczywistą myśl: politycy łżą w żywe oczy. I nie chodzi tu o jakieś niewinne przejęzyczenia, o pomylenie miliarda z milionem (każdemu się zdarza, prawda?), ale o systemowe, wyrafinowane, metodyczne kłamstwo – podlane marketingowym lukrem i podane w mediach z ozdobnym hasztagiem #DobraZmiana lub #NowaNadzieja #MieszkaniadlaWszystkich. Jak przecież wiadomo, im więcej błysku, tym trudniej zauważyć brud.

Oszustwo w polityce nie jest już wstydliwym incydentem, lecz metodą zarządzania emocjami, a polityk nie mówi dziś po to, by przekazać prawdę. On mówi po to, by wywołać w Tobie reakcję – najlepiej gniew na przeciwnika, święte oburzenie albo euforię z powodu obietnicy, która nigdy się nie spełni. To nie komunikacja, to psychotechnika tłumu. A że tłum lubi być karmiony złudzeniami – no to politycy kłamią, czy tam karmią.

Pół biedy, gdy obiecują most i nie wybudują. Mostów już trochę mamy, więc trudno płakać nad niewybudowanym jeszcze jednym, ale kiedy ten sam polityk przyrzeka, że będzie szpital, który nigdy nie powstanie albo mieszkania, których nikt nie widział nawet w fazie projektowania – robi się smętnie. Tymczasem politycy doszli w kilku sprawach do perfekcji i to właśnie mijanie się z prawdą i niezauważanie ludzi. Już nawet nie nazywa się tego arogancją władzy – to jest nowy styl rządzenia: zarządzać społeczeństwem jak niezadowolonym klientem w call center. Nie słuchają, nie oddzwaniają, nie przepraszają. Co najwyżej wyślą komunikat w stylu: „Wasze obawy są dla nas bardzo ważne”, po czym wracają do swoich stołków, koniaku i służbowych limuzyn.

Tak dochodzimy do clou całej tragedii: to można zmienić. Naprawdę. Wystarczyłoby, tylko żeby społeczeństwo pomyślało, a najlepiej nie od święta, nie przy urnie, nie wtedy, gdy ktoś obieca jakiś dodatek, albo darmowy weekend w sanatorium, więc ochłap z pańskiego stołu, tylko tak po prostu – zwyczajnie pomyślało. Ale z tym, jak wiadomo, jest problem, bo wyborcy – ci dumni obywatele, którym tak trudno odebrać „ich demokrację” – w praktyce zachowują się jak hazardzista, który przegrał już wszystko, ale wciąż obstawia tego samego konia. Mówią: „Może tym razem się uda, może nasz lider się zmieni, może tym razem mówi prawdę”. Nie, nie mówi – on nawet nie pamięta, co mówił. To jednak w niczym nie przeszkadza, bo wiara w swojego polityka działa jak placebo, ponieważ kłamstwo działa lepiej, jeśli chcesz w nie wierzyć.

Od kilku ładnych lat obserwuję tę zależność, nawiasem mówiąc, niezależnie od opcji politycznej i elektorat jest zakochany w swoich liderach – czytaj kłamcach. To jednak miłość patologiczna, toksyczna i nieśmiertelna, więc taki trochę syndrom sztokholmski. Można próbować takiemu tłumaczyć, że jego partia robi dokładnie to samo, co ta znienawidzona poprzednia, ale nic to nie da. Wystarczy, że w telewizji powiedzą, iż teraz „idziemy w dobrym kierunku”, i już w narodzie entuzjazm. Choć to ten kierunek, który nieuchronnie prowadzi w ślepą uliczkę, ale wyborca z zapałem idzie dalej.

Czasem wydaje mi się, że społeczeństwo zakochało się w byciu oszukiwanym. Nie tylko przyjmuje kłamstwa z dobrodziejstwem inwentarza, ale jeszcze ich broni, a jak ktoś ośmieli się powiedzieć, że „nasz” polityk łgarzem jest i basta, to zaraz pojawia się święte oburzenie: „Nie atakujcie naszego człowieka! Przynajmniej on się stara!”. Owszem, stara się, ale głównie o utrzymanie stanowiska.

Przyjrzyjmy się więc bliżej tej relacji. „Polityk kłamie – wyborca wierzy”, polityk znów kłamie – wyborca usprawiedliwia, polityk łamie wszystkie obietnice – wyborca mówi: „No, ale przynajmniej nie tamci”. I tak się to kręci, jak dobrze naoliwiony mechanizm społecznego samookłamywania. Demokracja w naszych czasach, zamieniła się w reality show, w którym uczestnicy głosują na swojego ulubionego kłamcę. W teorii każdy wie, że polityka to bagno, ale w praktyce większość z nas wchodzi w nie po kolana, z uśmiechem na twarzy, bo przecież „nasze bagno i jest lepsze od ich bagna”. Ba, potrafimy jeszcze pokłócić się o to w rodzinie, podczas świąt, w pracy, w internecie. W imię czego pytam? W imię kłamstwa, które brzmi lepiej, że… taka jest prawda.

Warto zauważyć, że polityczne kłamstwo ewoluowało, dawniej miało w sobie jeszcze cień subtelności, było sztuką, której uczono się latami. Dziś to brutalna propaganda ubrana w garnitur. Kiedyś kłamstwo miało twarz cynicznego stratega, dziś ma twarz celebryty z TikToka, który wrzuca filmik o tym, jak „jest z ludźmi”. Z ludźmi jest tylko wtedy, gdy kamera nagrywa. Poza tymi właśnie chwilami – z ludźmi mu nie po drodze.

Warto jednak dodać, że nie można całej winy przerzucić na polityków – oni po prostu odczytali rynek. Skoro społeczeństwo nagradza kłamstwo, to po co mówić prawdę? Przecież prawda nie daje wyborczych głosów, nie wywołuje emocji, nie robi show. Prawda jest nudna. Natomiast polityka to dziś widowisko, w którym chodzi o to, kto lepiej sprzeda swoją narrację. Kłamstwo stało się walutą, a wyborcy – bankiem, który to kłamstwo wciąż finansuje. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wyborcy doskonale wiedzą, że są oszukiwani. Tylko że im to nie przeszkadza, bo kłamstwo, w które już się zainwestowało emocjonalnie, jest jak religia – nie możesz się od niego odwrócić, bo wtedy musiałbyś przyznać, że byłeś głupi. A tego nikt nie lubi.

Dlatego gdy lider partii, na którą głosowałeś, zaczyna robić dokładnie to, co sam wcześniej potępiał, mówisz sobie: „To pewnie konieczne”. Gdy łamie konstytucję – „to w obronie demokracji”. Gdy rozdaje posady swoim – „bo przynajmniej swoi”. I zapamiętajmy fundament politycznego kłamstwa – ono działa dopóty, dopóki można je nazwać „strategią”.

Z czasem człowiek przyzwyczaja się do kolejnego poziomu absurdu i gdy polityk mówi: „Nie ma inflacji, to tylko wzrost cen”, to się uśmiechasz. Gdy mówi: „Nie ma afery, to tylko incydent”, machasz ręką. Gdy mówi: „Nie ma kłamstwa, to interpretacja faktów” – kiwasz głową. W końcu żyjemy w epoce interpretacji, a nie faktów.

I tu właśnie dochodzimy do sedna: naród lubi być robiony w bambuko, byle z klasą. Byle kłamstwo było opakowane w dobre intencje, byle przemówienie miało patos, byle w tle była flaga i podniosła muzyka. Ludzie nie chcą prawdy – chcą poczuć, że są po właściwej stronie historii. A politycy im tę stronę malują – grubą warstwą kłamstwa, ale kto by tam patrzył na pęknięcia w farbie.

Reasumując: społeczeństwo wybiera jeszcze gorszych od siebie, na podstawie kłamstw, w które samo chce wierzyć i choć brzmi to jak czarna komedia, jest to raczej dramat bez sensownego zakończenia. Tłuszcza lubi, gdy się ją oszukuje, bo kłamstwo daje komfort. Nie wymaga myślenia, nie zmusza do konfrontacji z własnym błędem, a przecież zabawne jest to, że politycy nie mogliby kłamać, gdyby nie mieli na to zgody. To wyborcy stworzyli ten system, a wystarczyło kilka dekad, by kłamstwo stało się walutą publicznego życia, natomiast cynizm – cnotą. Można więc uznać, że polityk, który mówi prawdę, jest dziś postrzegany jak dziwak albo samobójca.

Więc nie łudźmy się, że coś się zmieni, dopóki społeczeństwo nie zrozumie, że kłamstwo działa tylko wtedy, gdy ktoś chce w nie wierzyć. A my, jak widać, wierzymy z oddaniem, z pasją, z narodowym entuzjazmem, bo dla całych rzeszy ludzi lepiej jest żyć niestety w pięknym kłamstwie niż w brzydkiej prawdzie.

Dlatego, drodzy obywatele, polityczne kłamstwo ma się świetnie, to my je karmimy, my pielęgnujemy, my na nie głosujemy, wspieramy komentarzem i bronimy przed „hejterami”. Dopóki nie zrozumiemy, że to nie do końca oni nas oszukują, tylko my siebie sami – dopóty każda kampania będzie jednym wielkim konkursem na najbardziej przekonującego kłamcę. Bo w gruncie rzeczy, jak to mawiał pewien klasyk, „naród mądry po szkodzie”, że pozwolę sobie na tę parafrazę. Ale w naszej wersji to raczej: naród głupi przed, w trakcie i po szkodzie – byle kłamstwo wypowiadane było z uśmiechem na twarzy i flagą w ręku.

Bogdan Feręc

Photo by Annie Spratt on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version