Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Korki rządzą Irlandią, a my tylko stojące statystyki

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nie było czasu, żeby się tym zająć wcześniej, bo Irlandia ponownie stała się pełną korków, które z codziennej podróży do pracy potrafią uczynić epicką sagę cierpliwości. Poranna droga do pracy, ale też powrotna w Dublinie, Cork, Galway i Waterford? Zapomnij o płynnej jeździe. Włączasz silnik, włączasz radio, słyszysz o inflacji, polityce i pogodzie, a świat wokół przemyka, a nie, przepraszam, w Irlandii stoi w miejscu. Dosłownie. Centrum miasta przypomina klatkę, w której tysiące samochodów tkwią w bezruchu, sprawdzając, ile czasu człowiek może spędzić w bezproduktywnym wpatrywaniu się w tylne światła auta przed sobą.

Kierowcy, czy oni są winni? Przecież chcą tylko jeździć samochodami, bo… nie mają alternatywy. Transport publiczny w Irlandii to wciąż fantazja. Autobusy przyjeżdżają wtedy, kiedy mają ochotę, a nie wtedy, kiedy ktoś potrzebuje dotrzeć do pracy na czas. Opóźnienia idą w kilkanaście, czasami nawet kilkadziesiąt minut, ludzie czekają na przystankach, tracą nerwy i poczucie godności, a rząd… cóż, najwyraźniej woli tworzyć raporty, zamiast wprowadzać realne zmiany.

A kierowcy to też grupa, która musi wykazać się anielską cierpliwością, bo oni również stoją w korkach, marnując czas, benzynę, energię i zdrowie psychiczne. Każdy samochód w zatorze to w mojej ocenie symbol nieudolności systemu transportowego, choć w grupie „korkowych” podróżnych znajdzie się paru uśmiechniętych. Jedynymi szczęśliwcami są rowerzyści i motocykliści, którzy z wdziękiem mijają stojące kilometry aut, niczym bohaterowie akcji w hollywoodzkim filmie, bo reszta… Stała, stoi i będzie stać, tracąc czas.

Problem zakorkowanych miast nie wynika z „leniwych kierowców” czy ich przyzwyczajeń on wynika z systemu, który od dekad nie nadąża za potrzebami mieszkańców. Brak alternatywnych dróg, brak wydzielonych pasów, nieterminowe kursy autobusów i to wszystko tworzy mieszankę wybuchową. A rozwiązania są proste i technicznie wykonalne. Galway mogłoby rozważyć np. wprowadzenie jednokierunkowych ulic i wydzielenie pasa dla autobusów i taksówek. Pomysł rozsądny, praktyczny, i aż dziw bierze, że nie został wdrożony wcześniej.

W Dublinie sytuacja jest dramatyczniejsza, ponieważ jest M50, czyli autostrada, która powinna odciążać centrum, ale w godzinach szczytu zamienia się w jedno wielkie „parkingowisko”. Kierowcy tracą tam nawet godzinę dziennie, stojąc w bezruchu, spalając paliwo i nerwy. Autobusy kursują tu opóźnione o 20–30 minut, a czasem nawet więcej, co skutkuje tym, że ludzie wolą wsiąść w samochód, żeby nie ryzykować spóźnienia do pracy, choć i tak utkną w korku. Logiczne? Niestety, tak działa irlandzki transport publiczny – nielogicznie i nieprzewidywalnie.

Cork nie jest lepsze, i tamtejsze autobusy kursują rzadko, trasy zaplanowano z dziecięcą fantazją, a mieszkańcy obserwują codziennie, jak czas ucieka im w oczach. Brak priorytetów dla transportu zbiorowego oznacza, że autobusy stoją w tym samym korku, co samochody, niczym szeregowe ofiary tej samej złej strategii. Każdy, kto wsiada do auta, staje się jednocześnie niewolnikiem miejskiego chaosu, a każdy, kto wybiera autobus, może co najwyżej liczyć na szczęście i swoją cierpliwość.

I tu pojawia się pytanie: dlaczego rząd nie wprowadza rozwiązań, które w innych krajach działają od lat? Wystarczyłoby wydzielenie pasów dla autobusów, inteligentne zarządzanie sygnalizacją świetlną, modernizacja tras i planowanie alternatyw. Galway, gdyby tutejsi radni trochę pomyśleli, a może nawet skorzystali z moich propozycji, mogliby stać się prekursorami zmian, które następnie można by wdrożyć w całym kraju. Tak niestety się nie dzieje i wielokrotnie już słyszałem, że pomysły mam doskonałe, ale nie na to miasto. Ciekawe, które mogłoby się zainteresować, skoro w takiej niewielkiej aglomeracji poziom „niechciejstwa” jest wysoki?

Dla podkreślenia ważkości tematu mogę przecież powiedzieć, że opóźnienia autobusów i korki to nie są drobne niedogodności – to codzienny test nerwów. Ludzie dewastują swój czas, kierowcy marnują pieniądze wydane na paliwo, „klimatyści” wrzeszczą z trwogą coś o spalinach, a rowerzyści i motocykliści cieszą się z uprzywilejowanej pozycji. Rząd natomiast spokojnie na to wszystko patrzy i nawet się nie zastanawia, jak wysoki jest już poziom frustracji.

Kończąc, trzeba jasno powiedzieć: korki rządzą Irlandią, a my to tylko stojące statystyki. Każdy stoi w korku, każdy traci czas, bo wygrani są nieliczni. Rozwiązania istnieją – autobusy z własnym pasem, jednokierunkowe ulice, przemyślane trasy, punktualne kursy. To nie science fiction – to zwykła przyzwoitość w zarządzaniu ruchem. Może kiedyś korki przestaną rządzić, a my przestaniemy być biernymi statystykami. Ale póki co – stoimy w korkach i nic na to nie poradzimy, bo bezradność władz lokalnych i tych na szczeblu krajowym jest potężna, więc z zazdrością pozostaje nam patrzeć na jednośladowych użytkowników dróg.

Bogdan Feręc

Photo by Nabeel Syed on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version