Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Hipokryzja pomiędzy rywalem a partnerem: Chiny i UE na geopolitycznym rozdrożu

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Na szczycie w Pekinie chiński prezydent Xi Jinping zadeklarował: „Nie ma fundamentalnych konfliktów interesów ani sprzeczności geopolitycznych między Chinami a Europą”. Gdyby dyplomacja opierała się wyłącznie na kurtuazji, relacje między Pekinem a Brukselą kwitłyby dziś jak peonie w ogrodzie cesarza. Rzeczywistość jednak skrzeczy, a między uprzejmym uśmiechem Xi a europejskimi cłami na chińskie platformy sprzedażowe zieje coraz głębszy rozdźwięk. W tle majaczy nowa odsłona globalnej gry: rywalizacja o wpływy, surowce i system rozliczeń poza zachodnią orbitą finansową.

Sankcje, gesty i cła: nowy język dyplomacji

Relacje UE–Chiny przypominają dziś małżeństwo z rozsądku: obie strony wiedzą, że rozwód byłby kosztowny, ale wspólne życie jest coraz trudniejsze. Gdy Unia nałożyła w lipcu sankcje na dwa mało znane banki z północnych Chin – Heilongjiang Suifenhe Rural Commercial Bank i Heihe Rural Commercial Bank – oskarżając je o pomoc Rosji w obchodzeniu sankcji, Pekin odpowiedział retoryką pojednania, ale i działaniami odwetowymi.

W kuluarach mówi się, że te banki były jedynie zębatkami większej maszyny – systemu rozliczeń znanego jako „China Track”, stworzonego przez rosyjskie instytucje finansowe przy współpracy chińskich pośredników. Oficjalnie to narzędzie ułatwiające dwustronny handel, w praktyce – sposób na ominięcie systemu SWIFT i zachodnich sankcji. Koszt operacji w ramach „China Track” jest niski, czas realizacji krótki, a całość – zintegrowana z transportem TIR i technologią śledzenia.

UE zareagowała ostro – nie tylko nowymi sankcjami, ale też decyzją o wykluczeniu chińskich firm z zamówień publicznych na sprzęt medyczny powyżej 5 milionów euro. Oficjalny powód? Brak wzajemności i dyskryminacja firm z UE. Nieoficjalny? Rosnąca frustracja związana z chińskim wsparciem dla Moskwy i presja sojusznicza ze strony Waszyngtonu.

Gra o strategiczne partnerstwo

Chiński prezydent, mimo wyraźnej irytacji europejskimi działaniami, próbuje grać rolę męża stanu: przypomina, że Chiny popierają „strategiczną autonomię UE”, nawołuje do multilateralizmu, potępia „budowanie murów” i „oddzielanie” gospodarek. W rzeczywistości jednak to właśnie autonomia Europy – zarówno wobec Chin, jak i USA – staje się kością niezgody. Dla Pekinu „autonomia” oznacza suwerenność w decyzjach handlowych, dla Brukseli coraz częściej – konieczność ograniczania zależności od Chin.

To napięcie widać w liczbach. Chiny są drugim największym partnerem handlowym UE, ale ich rola zmienia się z roku na rok: z „partnera” w „systemowego rywala”. Bruksela nie ukrywa, że niepokoi ją wzrost chińskich inwestycji w strategiczne sektory: energetykę odnawialną, półprzewodniki czy infrastrukturę cyfrową. Podkreśla też, że chińscy producenci korzystają z dotacji państwowych i kredytów udzielanych na preferencyjnych zasadach, co zaburza cały wolny rynek.

Hipokryzja jest po obu stronach?

Chińscy komentatorzy nie pozostawili na Brukseli suchej nitki. Zwracają uwagę, że UE, która w 2024 roku importowała z Rosji o 18% więcej skroplonego gazu ziemnego (LNG), teraz karze chińskie banki za rozliczenia związane z handlem elektrycznymi grzejnikami i mąką. Twierdzą, że sankcje to teatr dla Waszyngtonu, któremu Bruksela chce się przypodobać. Z chińskiej perspektywy UE działa jednak wybiórczo i niesprawiedliwie: z jednej strony nakłada sankcje na chińskie firmy, z drugiej – żąda dostaw pierwiastków ziem rzadkich, niezbędnych do rozwoju zielonej gospodarki. „To samobójcza strategia” – mówią komentatorzy z Junnanu. „Nie można karać kogoś, od kogo się zależy”.

Z kolei Bruksela odczytuje „strategiczne prezenty” Pekinu – jak zniesienie ograniczeń wjazdowych dla europosła Reinharda Bütikofera – jako próby rozgrywania europejskiej opinii publicznej i rozbijania unijnego konsensusu.

Unia w rozkroku

Unia Europejska znalazła się w klasycznym geopolitycznym „rozkroku”: z jednej strony musi dbać o relacje z Chinami jako partnerem gospodarczym, z drugiej – nie może pozwolić sobie na strategiczne uzależnienie, zwłaszcza w czasach napięć z USA i wojny na Ukrainie. Polityka ograniczania ryzyka, a nie pełnego odłączenia – okazuje się trudna do zrealizowania w praktyce. Europa nie chce budować nowych murów, ale jednocześnie uszczelnia swoje zamówienia publiczne, zwiększa kontrolę nad inwestycjami i rozważa ograniczenia w eksporcie technologii.

Dwie wizje globalizacji

Pod powierzchnią handlowych i dyplomatycznych gestów ścierają się dwie konkurencyjne wizje globalizacji. Chińska – oparta na relacjach bilateralnych, rozliczeniach poza SWIFT i silnym wsparciu państwa dla strategicznych gałęzi przemysłu. I europejska – przywiązana do zasad przejrzystości, wolnego rynku i równego traktowania firm, choć często łamiąca te zasady w imię „wyższych racji”.

Xi Jinping słusznie zauważył, że „wzajemna zależność nie stanowi ryzyka”, ale to właśnie skala tej zależności i wzajemna nieufność sprawiają, że każda sankcja, każdy nowy system rozliczeń czy każdy gest dobrej woli jest dziś analizowany w kategoriach geostrategicznych. Europa wie, że Chiny nie są już tylko tanim producentem, lecz potencjalnym liderem nowej architektury gospodarczej – a to rodzi pytanie, czy w tej architekturze UE ma być architektem, czy podwykonawcą.

Wniosek

Relacje Chin z Unią Europejską przypominają dziś grę w szachy, w której każda figura porusza się inaczej, ale cel pozostaje ten sam: uniknąć mata. Pekin gra na czas i stabilność. Bruksela – na równowagę i przewidywalność, ale świat się zmienia szybciej niż rozgrywka i wszystko wskazuje na to, że nowa globalna partia dopiero się zaczyna.

Bogdan Feręc

Photo by Xingye Jiang on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version