Wyobraźmy sobie ogromny pociąg, który przez ostatnie dwie dekady mknął z zawrotną prędkością w stronę stacji „Zielono-Lewicowa Utopia”. Pociąg wypełniony był entuzjastami ekologii, aktywistami LGBT+, miłośnikami bezgranicznej migracji oraz urzędnikami rozdającymi coraz to nowsze rozkazy na temat ograniczania emisji, przepisów o języku inkluzji czy kwot migracyjnych. Maszynista, znany szerzej jako Bruksela, stale naciskał na dźwignię jazdy do przodu, nie zważając na skargi pasażerów, którzy z jednej strony walczyli o każdy oddech w imię walki ze zmianami klimatycznymi, a z drugiej – coraz bardziej narzekali na skutki tych rewolucyjnych decyzji.
I nagle – niespodzianka! Maszynista, zamiast dalej jechać po wyznaczonych sobie torach, gwałtownie skręca w prawo. To nie jest łagodny łuk, to zryw, który powoduje, że część pasażerów ze strachu chwyta się poręczy, a inni zaczynają entuzjastycznie klaskać, bo oto nareszcie dzieje się coś, co dotychczas było tylko w sferze marzeń konserwatywnych wyborców.
To nie żart – Europa zaczyna przesuwać się w prawo i to nie tylko ta, która bywała konserwatywna.
Jeszcze kilka lat temu prawica była w Europie czymś na kształt marginesu, czymś poniekąd egzotycznym, co raczej bawiło, niż niepokoiło. Partie z poglądami konserwatywnymi albo narodowymi były wyśmiewane jako „wstecznościowe”, „nietolerancyjne” i „anachroniczne”. Tymczasem dzisiaj widzimy, że tam, gdzie pociąg zdaje zatrzymywać się na stacjach „LGBT+ Pride” czy „Zielonego Nowego Ładu”, pojawiają się nowe tabliczki z napisem „Bezpieczeństwo”, „Suwerenność”, „Porządek”.
Francja, tradycyjnie kojarzona z lewicowo-liberalnym centrum, stała się polem bitwy o to, czy prezydent Macron utrzyma władzę, czy może na tronie zasiądzie ktoś z prawego skrzydła, bo Marine Le Pen nie śpi i rośnie w siłę. Podobnie Niemcy, które od czasów kanclerz Merkel znane były z polityki otwartych drzwi, coraz głośniej debatują o kryzysie migracyjnym i presji na system socjalny.
Włochy z Giorgią Meloni – pierwszą prawicową premier od dziesięcioleci – dały wyraźny znak, że polityczna mapa Europy nie jest już malowana jednobarwnymi, pastelowymi farbami. Holandia, Węgry, Polska, Austria – to kolejne kraje, gdzie konserwatyzm i nacjonalizm wracają do łask, ale z nową energią i determinacją.
Jeśli ten trend się utrzyma, już za dwa lata możemy być świadkami prawdziwej rewolucji. Wtedy bowiem odbędą się kluczowe wybory w największych państwach Unii Europejskiej – Francji i Niemczech. Wyobraźmy sobie też, że w 2027 roku Marine Le Pen lub ktoś podobny do niej obejmuje we władanie Pałac Elizejski, a w 2028 roku niemiecka scena polityczna przesuwa się równie zdecydowanie na prawo, być może za sprawą CDU, które zacznie walczyć o konserwatywny elektorat, albo jeszcze bardziej prawicowej partii. Wtedy dotychczasowa Unia Europejska – zbudowana na fundamencie zrównoważonego rozwoju, inkluzji i otwartych granic – staje wobec poważnego kryzysu tożsamości.
Unijne elity, które przez lata nadawały ton, mogą nagle znaleźć się na marginesie decyzji. Bruksela, z całą swoją instytucjonalną biurokracją, może wówczas zacząć tracić kontrolę nad tym, co dzieje się na narodowych podwórkach.
Jednym z najbardziej oczekiwanych efektów tej zmiany może być odwrót od polityki klimatycznej, którą wielu obywateli zaczyna postrzegać jako nieproporcjonalną, kosztowną i szkodliwą dla życia codziennego. Koszty energii, ograniczenia dla przemysłu, nakazy wymiany samochodów i grzejników, które wypchają kieszenie producentów ekologicznych technologii, a opróżnią portfele zwykłych ludzi – to wszystko zaczyna wywoływać bunt.
Rządy prawicowe – nazywane obecnie skrajnymi – chcąc odzyskać zaufanie społeczeństwa, mogą odrzucić tzw. zielone kajdany, by na nowo rozruszać gospodarkę, stawiając na pragmatyzm zamiast na ekologiczny terror. Naturalnym ruchem będzie odwrót od radykalnych celów emisyjnych narzucanych przez UE i powrót do realnych, dostosowanych do możliwości państw rozwiązań.
Kolejnym punktem zwrotnym jest polityka migracyjna. Przez lata zachodnioeuropejskie elity przekonywały, że migracja to nieodłączny element globalizacji i że Europa musi być „otwarta, solidarnościowa i gościnna”. Tymczasem społeczeństwa coraz wyraźniej mówią „nie”. Z obawą patrzą na niekontrolowany napływ ludzi, obawiają się zagrożeń bezpieczeństwa, presji na usługi publiczne i zaniku własnej tożsamości kulturowej. W nowej, prawicowej Europie migracja może stać się tematem tabu… albo raczej tematem, który skutecznie się kontroluje i ogranicza. Zamknięcie zewnętrznych granic, zaostrzenie polityki azylowej, priorytet dla obywateli krajów UE – to kierunki, które mogą przeważyć.
Co na to wszystko Bruksela? Unijne instytucje, które do tej pory rozdawały karty i decydowały o wszystkim, dziś mogą przypominać obraz rozkapryszonej ciotki, która przychodzi na rodzinne spotkanie, chce mieć ostatnie słowo, ale okazuje się, że nikt już jej nie słucha. To zderzenie między państwami narodowymi a biurokracją Unii Europejskiej może wstrząsnąć fundamentami UE. Suwerenność zacznie wracać do rządów krajowych, a zasady solidarności i kolektywizmu – zostaną zrewidowane.
Czy zatem ten prawicowy zwrot oznacza, że Europa porzuca postęp i wraca do czasów, które wielu uważało za nieodwracalne? Niekoniecznie. Być może to, co widzimy, to właśnie powrót do zdrowego rozsądku – próba znalezienia balansu między otwartością a bezpieczeństwem, między ochroną środowiska a rozwojem gospodarczym, między migracją a kontrolą granic. Europa, jeżeli chce przetrwać, musi znaleźć nową tożsamość, a może bardziej powrócić do porzuconej, bo ta dotychczasowa, jak widać, nie wytrzymała prób czasu i oczekiwań obywateli.
Czy więc jesteśmy właśnie świadkami, że Europa zaczyna skręcać w prawą stronę, i to gwałtownie? To, co dla jednych jest powrotem do korzeni i suwerenności, dla innych – zagrożeniem dla demokracji i wolności. Niezależnie od oceny, jest to moment przełomowy, który może przemodelować całą Unię Europejską. Konkludując, przed nami polityczna podróż pełna wyzwań, napięć i niepewności. Trzymajmy się poręczy, bo ten pociąg nie zamierza zwalniać, a i zbliżamy się do wielu rozjazdów, a na nich pociągiem zazwyczaj mocno trzęsie.
Bogdan Feręc
Photo by François Genon on Unsplash