Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Dlaczego politycy robią z ludzi idiotów? Bo im na to pozwalamy – i to z uśmiechem

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Politycy od dawna uprawiają ten elegancki sport, który polega na przekonywaniu obywateli, że wszystko, co się dzieje, dzieje się dla ich dobra, nawet jeśli właśnie podcięto im gałąź, na której siedzą. Co w tym wszystkim najzabawniejsze, większość kiwa głową, jakby uczestniczyła w kursie przetrwania prowadzonym przez zająca w garniturze. Politycy robią z ludzi idiotów nie dlatego, że są szczególnie utalentowani, ale dlatego, że ludzie – z jakiegoś niezrozumiałego powodu – chętnie udają, że nie widzą spektaklu, w którym grają rolę tłumu bez kwestii mówionych.

Po pierwsze – język. Politycy opanowali alchemię słów do perfekcji. To jedyna grupa zawodowa, która potrafi nazwać podatek „wkładem społecznym”, ograniczenie wolności „bezpieczeństwem”, a własną porażkę „nowym otwarciem”. Publiczność bije brawo, bo brzmi ładnie, a jak coś brzmi ładnie, to na pewno jest mądre. W końcu nikt nie lubi się przyznać, że właśnie kupił stary fotel z kornikami, tylko dlatego, że sprzedawca nazwał go „meblem z duszą”.

Po drugie – emocje ponad logikę. Polityk wie, że człowieka nie przekonuje się argumentem, tylko strachem lub poczuciem wyjątkowości. Jeśli da się wmówić ludziom, że świat zewnętrzny to albo wilczy dół, albo czekoladowa kraina, to przestaną pytać o szczegóły. „Nie martwcie się, wszystkim się zajmiemy” – mówi polityk. I ludzie naprawdę wierzą, że ktoś, kto nie potrafi zapiąć poprawnie marynarki i słabo mu idzie składanie zdań współrzędnie złożonych, ogarnie system emerytalny, służbę zdrowia i klimat.

Po trzecie – społeczeństwa chcą być okłamywane. To brzmi brutalnie, ale to prawda. Wygodniej wierzyć, że ktoś „na górze” wie, co robi, niż przyjąć do wiadomości, że cała ta konstrukcja stoi na glinianych nogach, w kupie trzyma ją taśma klejąca i modlitwa do losowo wybranego świętego. Ludzie nie chcą myśleć samodzielnie, bo myślenie boli. Wolą dostać gotowe hasła, najlepiej w jasnych kolorach, na tle uśmiechniętych ludzi, którzy wyglądają, jakby właśnie rozwiązali wszystkie problemy świata, a nie tylko krzyżówkę z „Pani Domu”.

Po czwarte – odpowiedzialność w wersji rozpuszczalnej. Politycy perfekcyjnie rozmywają winę: jak coś się uda – ich zasługa, jak coś się wywróci – wina poprzedników albo „nieprzewidywalnej sytuacji globalnej”. Człowiek, który raz na kwartał z przerażeniem w oczach analizuje własne rachunki, słucha tego i nawet mu powieka nie zadrży, bo dawno przyjął, że rzeczy dzieją się „same”.

Po piąte – kiepski teatr zamiast rządzenia. Polityka to dziś kabaret w pełnym makijażu. Dyskusje przypominają kłótnie w windzie, konferencje prasowe – stand-up bez pointy, a programy wyborcze – katalog obietnic, które nigdy nie wyjdą poza fazę folderu PDF. I co robi publika? Kupuje popcorn i wybiera ulubionego błazna, licząc, że tym razem to akurat on przypadkiem coś załatwi, a nie spie*rzy, jak robi to zwyczajowo.

I wreszcie po szóste – ludzie mają krótką pamięć. Polityk może jednego dnia obiecać raj na ziemi, a następnego dnia wmówić, że nigdy tego nie mówił, a tłum znowu pokiwa głową, bo jest zajęty przeżuwaniem nowych „priorytetów” w promocyjnym pakiecie. W każdej innej branży takie kłamstwo skończyłoby się procesem, ale tu wystarczy powiedzieć „zostałem źle zrozumiany” i już jest po sprawie.

Czy politycy robią z ludzi idiotów dlatego, że są cyniczni? Oczywiście, ale robią to przede wszystkim dlatego, że ludzie sami na to właśnie pozwalają. Ba, nie tylko pozwalają – wręcz oczekują. Polityk to nie czarodziej, tylko lustro. Jeśli traktuje wyborców jak dzieci, to znaczy, że właśnie na taki poziom rozmowy mu pozwolono. A jeśli ktoś zapyta, kiedy to się zmieni? Odpowiedź jest prosta: wtedy, kiedy obywatel przestanie wzruszać ramionami, słysząc kolejne kłamstwo, i zacznie reagować, zamiast wierzyć w brokatowane slogany. Ale to wymaga wysiłku, a ludzie wolą, by ktoś im mówił, że wszystko jest pod kontrolą. Nawet jeśli ta kontrola dotyczy tylko tego, jak głęboko można jeszcze wsunąć rękę do ich kieszeni.

I tak ten teatr trwa, natomiast aktorzy grają coraz odważniej, bo widownia i tak nie wychodzi w trakcie spektaklu. A może wreszcie powinna?

Bogdan Feręc

Photo by davide ragusa on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version