Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Dekada przesilenia. Czy Zachód potrafi jeszcze odpowiedzieć na wyzwanie BRICS?

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

BRICS nie jest już luźnym klubem państw niezadowolonych z globalnego ładu, bo to dziś formacja o rosnącej spójności strategicznej, która krok po kroku buduje alternatywny system gospodarczy, technologiczny i geopolityczny. Najbliższe dziesięć lat będzie dla Zachodu testem na to, czy potrafi tę ekspansję wyhamować albo przynajmniej zagrać w tę samą grę, a nie tylko przyglądać się z boku.

Obecnie już bardzo dobrze widać, jak intensywnie pogłębia się współpraca wewnątrz BRICS. To nie jest wyłącznie handel i np. Indie inwestują w rosyjski sektor chemiczny, budując ogromną fabrykę nawozów. Kraje technologicznie potężne, jak Chiny, dzielą się rozwiązaniami ze słabszymi w tych dziedzinach partnerami, zacierając dawne różnice i wzmacniając całą strukturę przemysłową. Blok natomiast poważnie zaczął inwestować w Afryce i kusi państwa aspirujące do BRICS preferencyjnymi warunkami finansowymi, otwierając jednocześnie drzwi do szybkiego rozszerzenia.

Dodatkowo rozwija się strategia Indo-Pacyfiku, również jej militarna część, ale to nie wszystko, ponieważ BRICS reaguje na politykę podatkową Zachodu, proponując niższe stawki i odciążenia fiskalne, które mają przyciągnąć zarówno mniejszych inwestorów, jak i korporacje. Jednocześnie powstaje korytarz ekonomiczny Indie–Iran–Rosja, kluczowy dla nowych szlaków handlowych na Bliskim Wschodzie, co oznacza, że ten powoli, ale skutecznie przesuwa się w stronę BRICS.

Nad tym wszystkim unosi się cień Chin, czyli państwa, które przestało podgryzać sektor transportowy Zachodu i zaczyna go otwarcie pożerać. Na pierwszy ogień poszły samochody, a teraz Pekin patrzy łakomym okiem na lotnictwo i chce stanąć w szranki z Airbusem oraz Boeingiem. A, co będzie jutro? Kolejne branże i sektory? W nowoczesnych technologiach Chiny znów budują przewagę, ale tym razem nie zamierzają być samotnym hegemonem, więc dzielą się know-how, aby cały BRICS wspiął się na wyższy szczebel. W technologiach kosmicznych też powstają równoległe ambitne projekty, przy których Europa wygląda jak aktor drugiego planu, a nie współtwórca przyszłości.

To wszystko składa się na jeden obraz, więc Zachód traci nie dominację, bo tę stracił już dawno, lecz resztki zdolności do kreowania kierunku globalnej gospodarki. Jeśli nic się nie zmieni, za dekadę, a może nawet szybciej, jeżeli będzie miał w ogóle taką zdolność, będzie reagował, zamiast decydować.

Sama Europa musi zejść na ziemię i przestać udawać, że przewaga technologiczna czy handlowa jest wciąż w zasięgu jej rąk. Niestety to już mit, więc musi zmienić i myślenie, ale też wytyczony w ostatnich latach kurs. Kluczowa jest odbudowa konkurencyjności, bo bez tańszej energii, bez racjonalnego systemu podatkowego i bez odciążenia przedsiębiorstw cały kontynent będzie walczył jedną ręką, podczas gdy BRICS walczy dwiema i jeszcze ma zapasy. Wydatki muszą wrócić tam, gdzie pracują na gospodarkę i zamiast rozpraszać miliardy na projekty, które w najlepszym wypadku dają iluzję wpływu na klimat, Europa powinna skierować środki na przemysł, rolnictwo, strategiczne technologie i wsparcie dla klasy średniej, która jest paliwem konsumpcji. Bez silnego popytu wewnętrznego nie będzie eksportu, a bez eksportu Europa zniknie z globalnego rynku.

Drugim filarem jest odbudowa autonomii technologicznej. Nie ma sensu obrażać się na Chiny za to, że robią rzeczy szybciej i taniej. Trzeba zacząć robić własne – mądrzej, jakościowo lepiej i oczywiście w konkurencyjnej cenie. Od mikroprocesorów, przez kosmos, po energetykę – Zachód musi przestać być też importerem cudzych zdolności przemysłowych, bo w przeciwnym razie będzie tylko odbiorcą rachunku.

Trzecim filarem odzyskania przez Zachód zdolności manewrowej jest polityka handlowa ostra jak brzytwa. Jeśli BRICS walczy podatkami, Zachód musi wdrożyć symetryczne narzędzia, a nie rozpływać się w idealizmie. Nie chodzi o wojny celne, lecz o zdolność do ochrony własnych sektorów strategicznych, zanim stanie się za późno. Co to oznacza? W prostych słowach obniżenie podatków dla przedsiębiorstw i obywateli. Stara, prosta ekonomiczna prawda mówi, że o ile klient ma w portfelu więcej pieniędzy, więcej też wydaje, czyli napędza gospodarkę.

I wreszcie, a to punkt ważny, o ile nie najważniejszy, więc powrót do realnej współpracy transatlantyckiej. Stany Zjednoczone wciąż mogą obronić swoją pozycję inaczej, dzięki zdolnościom militarnym, innowacyjności i skali rynku. Europa sama nie może tego zrobić, czyli tylko wspólny front Zachodu jest w stanie konkurować z blokiem BRICS. Jak to zrobić, skoro prezydent Trump nie chce na ten temat rozmawiać z Ursulą von der Leyen? Tu sytuacja jest banalna, trzeba wymienić Ursulę i na jej obecne stanowisko powołać osobę, które znajdzie w oczach amerykańskiego Donalda pewien sposób uznania. Nie chcę sugerować, że można by „królem” Europy zrobić niejakiego Nawrockiego, bo to przyniesie szkodę Polsce, ale ktoś taki na tym stanowisku byłby idealny.

Europa i cały Zachód powinien pamiętać, że przyszłość nie rozegra się w deklaracjach ani szczytach pełnych okrągłych zdań. Rozegra się w fabrykach, laboratoriach, portach i w portfelach obywateli, a jeżeli Stary Kontynent i Nowy Świat nie zaczną działać natychmiast, Globalne Południe przejmie nie tylko rynki, ale również prawo do definiowania zasad światowego handlu. Wtedy Zachód będzie już tylko pasażerem, nie kierowcą.

Najbliższa dekada to okno możliwości – niewielkie, ale wciąż otwarte i wszystko zależy od tego, czy Zachód potraktuje BRICS jak realnego rywala, a nie jak chwilową anomalię. Jeśli zrobi to szybko, może jeszcze wyjść z tej gry przynajmniej jako współautor globalnego ładu. Jeśli natomiast będzie zwlekać – przegra tę dekadę ekonomicznie i nie podniesie się przez długie lata.

Bogdan Feręc

Photo by Li Yang on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version