Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Atom na miarę chatki z kominkiem. SMR-y dla Irlandii

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Wyobraźmy sobie, że zamiast niekończących się dyskusji o wiatrakach, które stawiamy wszędzie poza miejscem, gdzie ktoś ma domek z widokiem na ocean, Irlandia inwestuje w coś, co faktycznie działa 24 godziny na dobę. Nie fantazja science-fiction, nie marzenie technoentuzjastów, tylko SMR, czyli Small Modular Reactors. Małe reaktory jądrowe, które można postawić szybciej, niż irlandzki rząd zdąży powołać komisję do zbadania, czy w ogóle wolno o nich mówić publicznie.

SMR-y, co też jest ważne, to nie te wielkie betonowe kolosy z czasów zimnej wojny, przy których trzeba było budować miasto dla inżynierów i bazę techniczną, a także utrzymywać potężną armię ochroniarzy. To modułowe jednostki o mocy od ok. 50 do 300 MW (megawatów), projektowane w sposób, jakby klocki LEGO dla energetyki – montujesz, podłączasz i działa. Każdy taki reaktor może zasilić dziesiątki tysięcy domów, a kilka połączonych – cały region. W odróżnieniu od klasycznych elektrowni atomowych, które wymagają placu budowy wielkości połowy hrabstwa i milionów litrów wody tygodniowo, SMR można ulokować w strefie przemysłowej albo przy dużych odbiorcach energii.

Technicznie rzecz biorąc, to rozwiązania oparte na sprawdzonych generacjach reaktorów ciśnieniowych (PWR), lekkowodnych lub gazowych, ale miniaturowanych i zamkniętych w szczelnych modułach. Niektóre projekty przewidują nawet chłodzenie pasywne, czyli nawet gdyby inżynierowie poszli na kawę i zapomnieli wrócić, reaktor sam się uspokoi i zatrzyma bez ludzkiej pomocy. Brak pomp, brak kabli plączących się jak Dublin Bus na skrzyżowaniu, ponieważ tu fizyka zrobi swoje.

I teraz to, co najbardziej interesuje Irlandczyków, ale nie tylko ich, a chodzi o bezpieczeństwo. Tutaj mam dobrą wiadomość – SMR-y są projektowane tak, by ryzyko awarii było skrajnie niskie. Statystycznie, ryzyko poważnego incydentu jest o rząd wielkości mniejsze niż w dużych reaktorach III generacji, które i tak są dziś bezpieczniejsze niż jazda po irlandzkich drogach o zmroku. Inaczej wyglądają też strefy bezpieczeństwa i ewakuacyjne. Zamiast dziesiątek kilometrów, raptem kilkadziesiąt do kilkuset metrów, a w wyjątkowych przypadkach do kilku kilometrów. W wielu projektach wystarcza pas ochronny porównywalny do większego parkingu lub dzielnicy przemysłowej, co oznacza, że teren wokół takiej modułowej elektrowni atomowej może niekiedy oznaczać okrąg o średnicy 100 metrów. Nie ma też zagrożenia wysokiego poziomu, więc żadnych scenariuszy rodem z Czarnobyla, bo fizycznie nie ma tu takiej zależności między skalą mocy a ryzykiem. Zresztą Czarnobyl był eksperymentalnym potworkiem bez obudowy bezpieczeństwa – SMEAR, natomiast SMR nie powiela tej technologii i zagrożeń.

A teraz najlepsze: woda używana do chłodzenia. W klasycznych elektrowniach atomowych trafiała do chłodni kominowych albo rzek, ale przy SMR można ją wykorzystać bezpośrednio do… ogrzewania domów. Tak, ciepło odpadowe z reaktora może zasilać sieci ciepłownicze, czyli coś, czego w Irlandii praktycznie nie mamy, bo każdy grzeje się jak może: nielegalnym prawie kominkiem, prądem, albo wiadomościami w telewizji. Wyobraź sobie teraz osiedle w Galway czy Limerick, gdzie zimą, zamiast dogrzewać się suszarką do włosów, korzysta się z ciepła „atomowego kaloryfera”. Ekologicznie, wydajnie i bez popiołu pod wycieraczką.

Co więcej, takie reaktory można wbudować w istniejące centra przemysłowe, porty, a nawet przy dzielnicach technologicznych, które dziś piją prąd jak turysta Guinnessa w sobotni wieczór. Nie trzeba wozić węgla, nie trzeba magazynować gazu, nie trzeba liczyć na to, że wiatr w grudniu się zlituje. SMR można skalować i jeśli zajdzie potrzeba wyprodukowania większej ilości mocy, dobudowuje się kolejny moduł, bez projektów na miarę opery w Sydney.

Irlandia, co też jest ciekawe, jest jednym z ostatnich państw Europy Zachodniej bez energetyki jądrowej, ale za to jednym z pierwszych, które mogą bez problemu wdrożyć nową generację reaktorów – właśnie dlatego, że nie musi się męczyć z demontażem starych elektrowni i traumami społecznymi sprzed dekad. Niemcy odkrywają dziś ponownie, że jednak potrzebują atomu, Francuzi je budują, Brytyjczycy stawiają swoje SMR-y przy stoczniach i bazach wojskowych. A my w Irlandii… szeptem dyskutujemy, czy to „zgodne z klimatem Zielonej Wyspy”.

Oczywiście, przeciwnicy atomu będą straszyć, że Irlandia się „zradioaktywni”, że promieniowanie zgasi słońce i zepsuje surfing w Lahinch. No cóż – SMR-y mają tak wąskie strefy bezpieczeństwa, że nie trzeba wyprowadzać połowy hrabstwa, żeby się chronić. Zapasy paliwa jądrowego też nie są problemem, bo mieszczą się najczęściej w pomieszczeniach przypominających większy kontener. Co ważne: odpady są minimalne i dobrze zabezpieczane, więc i one nie stanowią problemów logistyczno-środowiskowych.

A teraz ironiczna pointa: Irlandia uwielbia wszystko, co „small”, „modular” i „smart”. Budujemy po ostatnich zmianach w przepisach mikromieszkania, kupujemy mikrosamochody i wydajemy makropieniądze na prąd. SMR-y pasują do tego idealnie – małe, zgrabne i działające. Nie trzeba od razu budować elektrowni z sześcioma reaktorami jak w Chinach, gdzie taki potwór zasila obszar wielkości pół Europy. Wystarczy moduł, który ogarnie całe Galway, kolejne dwa Cork albo trzy, które zabezpieczą w prąd Dublin, jeśli zamknąć wszystkie puby o północy.

Warto też wiedzieć i zacząć rozmawiać o tym ze swoimi radnymi, że SMR-y to nie rewolucja – to rozsądny krok, który i tak prędzej czy później do nas zapuka. A jak już zapuka, lepiej nie udawać, że nikogo nie ma w domu. Zwłaszcza gdy ten dom ogrzeje nam właśnie ta „radioaktywna kaloryfernia przyszłości”.

Bogdan Feręc

Photo by Johan Nilsson Holmqvist on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version