Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Akcent kraju, który mówi ciszą – czyli irlandzkie hrabstwa w wersji audio

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Zanim Irlandczyk cię pokocha, zanim poda ci rękę albo cię przeklnie, zrobi coś ważniejszego – odezwie się. I wtedy, zanim zdążysz zanotować nazwisko, numer PPS czy preferencje polityczne, będziesz wiedzieć jedno: z którego jest hrabstwa. W Irlandii akcent to nie ozdoba języka – to deklaracja. Czasem prowokacja, często historia, a zawsze – znak przynależności głębszy niż paszport.

W ojczyźnie Joyce’a i Yeatsa, w kraju, gdzie literatura wysysa się z powietrza razem z wilgocią, język mówiony nie jest byle nośnikiem treści. Jest rytuałem, często melodią i jest też zbroją, ale przede wszystkim irlandzki akcent – the Irish accent – to zbiorcza etykieta, która w praktyce znaczy tyle, co „muzyka”, którą można określić, ale nigdy ostatecznie.

Irlandia nie ma akcentu. Irlandia ma geografię fonetyczną.

Spróbuj porównać akcent Dublina z akcentem z Donegal. To jakby porównywać jazz z flamenco – oba rodzaje mają nuty, ale tańczyć się ich razem nie da. Angielski w Irlandii to nie jest jeden język – to cały archipelag dźwięków, idiomów i melodyk, które dzielą się według hrabstw, klas społecznych, wpływów historycznych i tego, czy babcia mówiła po irlandzku.

To, co nazywamy „irlandzkim angielskim”, to efekt zderzenia kolonializmu, oporu i geniuszu adaptacji. Przez wieki naród mówił w Gaeilge – języku starszym niż angielski, bardziej złożonym fonetycznie, miększym, ale też bardziej aliteracyjnym. Gdy angielski wszedł na wyspę (czytaj – został brutalnie wtłoczony mieczem i podatkiem), nie wyparł całkowicie irlandzkiego – został przez niego przefiltrowany. A filtr był inny w Cork, inny w Mayo, a zupełnie inny na północnym brzegu Antrim.

Dublin: miasto o dwóch głosach

Dublin to stolica nie tylko polityczna, ale i fonetyczna. Tyle że niejednolita. Dublinerzy, bo tak o sobie mówią, co spolszczono przez nazwę zespołu na Dublińczycy, dzielą się na tych z południa (zwłaszcza – Ballsbridge, Donnybrook, Blackrock) i tych z północy (Finglas, Ballymun, Clontarf).

W jednym mieście mamy więc dwa przeciwległe bieguny – świadectwo podziału klasowego, kolonialnej traumy i aspiracji społecznych.

Cork: serce rebelii, język jak maszerująca orkiestra

Mieszkańcy Cork nie mówią – oni wypuszczają dźwięki z prędkością światła. Tempo ich mowy jest wyższe niż średnia krajowa, intonacja wybuchowa, a końcówki słów czasem całkiem znikają. Typowe cechy:

Cork jest jak muzykalna maszyna do mówienia, ale to też akcent dumy – Rebel County, które nie uznaje kompromisu, nawet w fonetyce.

Kerry: język trawy, mgły i długich samogłosek

Kerry mówi tak, jak się tam chodzi – powoli. To region, gdzie język irlandzki długo przetrwał jako mowa codzienna, co zostawiło swoje ślady:

Mieszkaniec Kerry może cię zapytać: „’Tis yourself is it now?”, a ty przez chwilę pomyślisz, że to poezja. I dobrze – bo to jest poezja.

Galway: teatr fonetycznego liberalizmu

W Galway język to performance – miasto artystów, muzyków i wiecznych studentów mówi z akcentem, który balansuje między zachodnimi wpływami języka irlandzkiego a niefrasobliwym angielskim z kontynentu.

Donegal: miejsce, gdzie angielski mówi z gaelickim sercem

Donegal jest fonetyczną osobliwością. Mówi się tu angielskim pod tak silnym wpływem Gaeilge Uladh (dialektu ulsterskiego języka irlandzkiego), że brzmi to jak osobna kategoria:

Kiedy ktoś z Donegal mówi, czujesz, jakby mówił z przeszłości – z czasów, gdy słowa znaczyły więcej niż ich fonetyka.

Ulster (Antrim, Derry, Tyrone): północ mówi, jakby miała protestancki puls

Ulsterski angielski to już nie tylko Irlandia – to echa Belfastu, Glasgow i Edynburga. Protestancka obecność, język lojalistów, industrialny sznyt:

Tu język nie flirtuje – on stawia warunki. Słowa są konkretne, rytmiczne, mniej miękkie, bardziej stanowcze.

A gdzieś między zdaniami czai się Gaeilge…

Nawet jeśli dziś mniej niż 2% Irlandczyków mówi płynnie po irlandzku na co dzień, duch języka przetrwał – w składni, intonacji i brzmieniu ich angielskiego.

Gaeilge żyje w fonetyce. Nawet gdy milczy.

Czy to ważne? Tak, bo brzmi jak Irlandia.

W kraju, gdzie opowieść jest formą przetrwania, akcent to nie tylko styl – to deklaracja: skąd jestem, z kim rozmawiam, jak myślę. Kiedy Irlandczyk mówi, nie chodzi tylko o komunikat. Chodzi o muzykę tożsamości. A ty, słuchając, nie musisz rozumieć wszystkiego. Wystarczy, że słyszysz. I że się uśmiechniesz, gdy ktoś z Cork zapyta cię: „Isn’t it grand, like?” – i nie będziesz wiedzieć, czy to pytanie, czy wyznanie, czy po prostu echo deszczu.

Dlaczego? Bo Irlandia nie ma jednego głosu – ona ma chór, a każdy w nim głos zna swój akcent.

Bogdan Feręc

Fot. Znaczy tyle, co ustąp pierwszeństwa – CC BY-SA 4.0 Dieglop

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version